Tottenham oddala się od TOP 4. Waleczny Everton wyszarpał remis

Rozstrzygnięcia poprzednich spotkań 29. kolejki Premier League ułożyły się w taki possób, że Tottenham musi wygrywać, aby nadal mieć szanse na zakończenie sezonu w TOP 4. Koguty rozpoczynały dziś nowy rozdział po zwolnieniu Antonio Conte. Choć Cristian Stellini już wcześniej prowadził zespół pod nieobecność Włocha to liczono, że odejście Conte uwolni piłkarzy Spurs.

REKLAMA

Efektu nowej miotły nie było jednak widać

Tottenham grał podobnie, jak w wielu meczach wyjazdowych w tym sezonie. Nie stwarzał wielu sytuacji, a ataki pozycyjne były przeprowadzane w dość mozolnym tempie. Jak to często za Conte bywało – w tej drużynie brakowało ognia. Trudno było im się przebić przez zwarte zasieki Evertonu, który w fazie niskiej defensywy często wycofywał bocznych pomocników do linii obrony. Heung-min Son znów był ciałem obcym i głównym celem Evertonu podczas pressingu. Czekali na moment, w którym Koreańczyk będzie musiał przyjąć piłkę odwrócony plecami do bramki rywala i agresywnie doskakiwali.

Zespół Seana Dyche’a rozpoczął z respektem do rywala, ale z czasem wyczuł, że Tottenham jest dziś do ugryzienia. Nie bali się zakładać wysokiego pressingu i zazwyczaj robili to skutecznie. Na okazje podbramkowe się to jednak nie przekładało. Bramkarze obu zespołów przez długi czas nie mieli wiele pracy.

W drugiej połowie Sean Dyche zrobił bardzo ciekawą roszadę

Na „9-tkę” przesunięty został nominalny środkowy pomocnik Abdoulaye Doucoure. Trener The Toffees najprawdopodobnie chciał mieć kogoś kto będzie mógł powalczyć wręcz z obrońcami Tottenhamu. Everton bardzo dobrze wszedł w drugą część spotkania raz po raz wysyłając sygnały alarmowę w stronę gości – a to dłuższy fragment utrzymywania futbolówki na połowie rywala, a to odbiór blisko bramki Kogutów. Everton rozkręcał się z każdą kolejną minutą aż tu nagle Doucoure po starciu z Kanem się zagotował i uderzył go w twarz. Kara mogła być tylko jedna – wykluczenie.

Grając jednego zawodnika mniej Everton oczywiście przestawił się na murowanie własnej bramki, a ich jedynym celem było nie dopuszczenie rywali do zdobycia bramki. Ten plan szybko się rozsypał. 9 minut po czerwonej kartce dla Doucoure Michael Keane sfaulował w polu karnym Cristiana Romero, a prowadzenie Tottenhamowi po strzale z jedenastu metrów dał Harry Kane.

Spokojne doprowadzenie meczu do końca zabijając emocje? Nic z tych rzeczy. Sposób, w jaki Tottenham zarządzał wynikiem grając w przewadze był absolutnie nie do zaakceptowania. Everton po stracie gola rzucił im się do gardeł i niemalże zamknął na ich połowie. W 88. minucie siły się wyrównały po tym jak wprowadzony 6 minut wcześniej Lucas Moura zaliczył brutalne wejście. To dało jeszcze większy zastrzyk energii gospodarzom, którzy doprowadzili do wyrównania po strzale z dystansu Michaela Keane’a. Tottenham zapłacił cenę za minimalizm. TOP 4 się oddala, a z taką grą ciężko być optymistą.

Everton 1:1 Tottenham (Keane – Kane)

***

Po więcej informacji o Premier League zapraszamy na grupę Kick & Rush – wszystko o lidze angielskiej

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    107,614FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ