Jastzębski Węgiel w poprzednim sezonie wygrywał z Bogdanką LUK Lublin aż trzykrotnie (dodatkowo w pucharze Polski poza sezonem zasadniczym). I za każdym razem bez straty seta. Tym razem można było wierzyć w możliwość w mniej jednostronnie wyglądający wynik, a nawet w innego triumfatora. Lubelski klub został podrasowany i jest zainteresowany zabieraniem punktów nawet najtwardszym przeciwnikom.
Policzmy do ponad trzydziestu
Starcia gigantów są zazwyczaj jak mityczne poematy, w których dwóch dzielnych i silnych kandydatów pragnie porównać swoje umiejętności na tle godnego oponenta. Takim dziełem miało stać się również starcie Jastrzębskiego Węgla z LUKiem Lublin mogące być swego rodzaju prologiem przed play-offami. I już z początku było wiadomo, że ten bój spełni oczekiwania zebranych widzów. Oba kluby od pierwszego seta wymieniały się ciosami cyklicznie ciosami. Stroną, której udało się ich w pewnym momencie pod rząd wyprowadzić więcej, była ekipa gospodarzy z Lublina. Najpierw Aleks Grozdanov wraz z atakiem w aut Łukasza Kaczmarka dały Kozłom dwupunktowe prowadzenie (13:11), a uderzenia Kevina Sasaka podwyższyły ją do trzech (16:13).
Polski atakujący był filarem podtrzymującym przez pewien czas wypracowany dystans, lecz Jastrzębski Węgiel miał już plan na złapanie kontaktu. A w zasadzie to miał go Łukasz Kaczmarek, który swoimi ofensywnymi działaniami (które nie byłyby możliwe bez dobrych obron jego kolegów) zniwelował różnicę punktową dzielącą oba kluby. I tak doszło do 19:19 i małego resetu. Od tego momentu długo nikt nie potrafił przechylić szali na swoją korzyść. W konsekwencji tego doszło do długiej gry na przewagi. W niej finalnie lepsi okazali się goście, którzy zamknęli seta dzięki dwukrotnym nabiciu bloku przeciwnika w aut przez Timothee Carle’go.
Nadal do zera
W drugim secie to ponownie lubelska drużyna potrafiła jako pierwsza zbudować przewagę. Od 5:5 dzięki przede wszystkim dobrze stawianym blokom (Sasaka i Nowakowskiego) wykrystalizowała się trzypunktowa przewaga. Lecz i ta rozpłynęła się niczym lód na rozgrzanym słońcu. Dokładnie za sprawą francuskich murów Carle i polskich rakiet odpalanych przez Kaczmarka (14:14). I również podobnie jak w partii numer jeden, trochę jak po przerysowaniu przez kalkę, to Jastrzębianie w końcówce zdobyli prowadzenie i zamknęli seta. Całego procesu dokonali jednak szybciej, bowiem od wyjścia na 20:22 do utrzymania bez konieczności brania udziału w dodatkowych walkach.
Trzecia odsłona stała pod znakiem małej zamiany ról. Teraz to w pierwszej kolejności to LUK gonił Jastrzębskiego. I dokonał tego samego co wcześniej ekipa przyjezdnych. Dogonił swojego rywala, łapiąc kontakt z 8:10 na 10:10. Ale w przeciwieństwie do ekipy z Jastrzębskiego Zdroju nie wykonał manewru wyprzedzania, aczkolwiek miał w miarę stały kontakt punktowy z oponentem. Jednak stroną odskakującą nadal byli goście, którzy od 14:14 dokonali monstrualnego odskoku na 14:23, w dużej mierze dzięki skuteczności działań Tomasza Fornala (trzy asy i dwa ataki). LUK dodatkowo gubił się coraz częściej, popełniając przy tym prostsze błędy. Do tego od chwili, kiedy Fornal znalazł się na zagrywce, w ogóle nie potrafił się odgryzać.
Bogdanka LUK Lublin – Jastrzębski Węgiel 0:3 (30:32, 23:25, 16:25)