Manchester United przyszłości. Czy mecz z Tottenhamem będzie mitem założycielskim zespołu ten Haga?

Wczorajszego wieczoru na Old Trafford byliśmy świadkami bezapelacyjnie najlepszego występu Manchesteru United w tym sezonie. Mało tego – gdyby spróbować stworzyć listę najlepszych meczów w wykonaniu wszystkich zespołów w obecnych rozgrywkach Premier League to środowe zwycięstwo Czerwonych Diabłów pewnie znalazłoby się bardzo blisko samego szczytu. Na Old Trafford zobaczyliśmy Manchester United, który wyglądał, jakby był już produktem skończonym, a nie znajdował się na samym początku budowy.

REKLAMA

Mecz z przyszłości

Używając określenia „mecz przyszłości” najczęściej mamy na myśli spotkanie rozgrywane na wysokiej intensywności, w niesamowitym tempie, gdzie po prostu piłkarze się nie zatrzymują. Oglądając wczorajszą rywalizację na Old Trafford również można było pomyśleć, że to mecz przyszłości, ale niekoniecznie w tym znaczeniu. Manchester United zagrał bowiem na takim poziomie, jakiego możemy spodziewać się po nich za dwa lata, może w następnym sezonie, ale jeszcze nie teraz. Nie ma co się czarować – Czerwone Diabły są obecnie daleko od tego, co docelowo chce grać Erik ten Hag. To nie jest futbol nastawiony na dominację. Ataki pozycyjne nie są efektywne, pressing niezbyt odważny, a krótkie rozpoczynanie akcji od bramkarza nie tak częste, jak zakładał to sobie holenderski trener przychodząc na Old Trafford. W meczu z Tottenhamem wszystko chodziło jednak, jak w zegarku.

Statystyką, która najlepiej oddaje zmianę w podejściu Erika ten Haga jest średnie ustawienie linii obrony. Manchester United jest jednym z zespołów, w których obrońcy wykonują akcje defensywne najbliżej własnej bramki, co jest przeciwieństwem filozofii ten Haga. Przeciwko Tottenhamowi, który naprawdę umie budować akcje od własnej bramki Manchester United zagrał wysokim pressingiem. Często nawet pięciu zawodników (Rashford, Bruno, Sancho, Antony i Fred) znajdowało się blisko pola karnego rywala. Takie podejście okazało się skuteczne, ponieważ gospodarze 6-krotnie odzyskiwali piłkę w tercji ataku, a to skutkowało ciągłymi atakami, kolejnymi strzałami i kontrolowaniem spotkania. Manchester United w tym sezonie Premier League do wczoraj najwięcej strzałów oddał z Brighton – 17. Z Tottenhamem już po pierwszej połowie pobili ten wynik 19-krotnie uderzając na bramkę rywala, a spotkanie zakończyli z 28 strzałami. W obecnych rozgrywkach ligowych żaden zespół nie strzelał tak często w jednym meczu.

Pozytywnie agresywny Manchester United

Tak duża liczba uderzeń na bramkę Hugo Llorisa (który nota bene bronił bardzo dobrze i zapobiegł zespół przed utratą jeszcze większej liczby goli) wynikała nie tylko z efektywnej gry w fazie posiadania piłki, ale również z reakcji po jej stracie. Manchester United był agresywny w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Ofensywni zawodnicy wywierali presję na obrońcach Tottenhamu, boczni defensorzy nie zostawiali miejsca wahadłowym, a środkowi obrońcy cały czas byli w kontakcie przeciwko Sonowi i Kane’owi nie dając im swobody na spokojne przyjęcie piłki i odwrócenie się w stronę bramki. Na wyróżnienie zasługuje zwłaszcza Lisandro Martinez, który świetnie czuje się w takiej grze. Z Tottenhamem zaliczył 4 udane odbiory na 4 próby i wyłączył z gry Harry’ego Kane’a – kluczowego piłkarza rywali. Po pierwszych meczach kwestionowano jego wzrost i warunki fizyczne, jednak z czasem Argentyńczyk wyprowadza wszystkich z błędu.

Mecz z Tottenhamem pokazał także, jak ważny dla Manchesteru United jest klasowy defensywny pomocnik. Casemiro stanowił tarczę ochronną przed środkowymi obrońcami i kiedy było trzeba – doskakiwał do Kane’a lub Sona podwajając krycie. Jasno nakreślone zadanie zabezpieczania tyłów, z których Brazylijczyk wywiązywał się bez zarzutów dobrze wpłynęło także na grającego obok niego Freda. W poprzednim sezonie problemem Manchesteru United w wielu meczach był podział zadań pomiędzy środkowych pomocników. Fred, McTominay i Pogba to pomocnicy box-to-box i przy wystawianiu dwóch z nich w dowolnej konfiguracji defensywa często była pozostawiona sama sobie. Rangnick próbował grać z Maticiem, ale brak mobilności Serba również nie rozwiązywał problemów. W meczu z Tottenhamem Fred podłączając się do akcji miał pewność, że zostanie zaasekurowany przez Casemiro. 29-latek miał duży udział w akcjach ofensywnych zespołu i spotkanie zakończył z golem, asystą i aż 6 strzałami (najwięcej w zespole).

Plan w ataku pozycyjnym

Erik ten Hag od początku przyjścia na Old Trafford skupia się na wypracowaniu w zespole schematów, dzięki którym atak pozycyjny byłby bardziej efektywny. Choć Czerwone Diabły zdradzają zalążki tego, że są w stanie grać efektowną piłkę, a w mediach społecznościowych możemy trafić na wycinki wielopodaniowych akcji zespołu ten Haga to całościowy obraz wcale nie jest tak kolorowy. Do meczu z Tottenhamem Manchester United podchodził jako zespół, który w kluczowych statystykach ofensywnych jest mocno przeciętny i na tle ligowych rywali plasuje się w środku stawki. Gole – 11. miejsce, xG (gole oczekiwane) – 10. miejsce, strzały celne – 9. miejsce. Co więcej, najgłośniejsze zwycięstwa (z Arsenalem i Liverpoolem) odnieśli dzięki kontratakom i wykorzystaniu szybkości ofensywnych zawodników.

Z Tottenhamem Czerwone Diabły pokazały, że w ataku pozycyjnym też potrafią działać. W grze Erika ten Haga było widać plan, który zapewne nakreślił im trener przed spotkaniem. Holender miał o tyle łatwiej przygotować się do tego spotkania, ponieważ w obozie rywala kontuzjowani są Richarlison oraz Kulusevski. Nie trudno było więc przewidzieć, że zespół Antonio Conte będzie bronił w systemie 5-3-2, który w ostatnich meczach dobrze się sprawdzał. W takim układzie dużo swobody mają boczni obrońcy i Man United to wykorzytywał. Shaw zaliczył najwięcej kontaktów z piłką, a Dalot – trzecią najwyższą liczbę. Zespół Erika ten Haga koncentrował uwagę środkowych pomocników na jednej stronie, aby szybko przenieść ciężar gry na drugą. Diogo Dalot aż 7 razy podawał do Luke’a Shawa. Takie szybkie zmienianie strony sprawiało, że trójka, która grała w drugiej linii Tottenhamu nie mogła nadążyć z pokryciem całej szerokości boiska.

Manchester United zagrał mecz, który może być nazywany mitem założycielskim zespołu Erika ten Haga.

Choć w tym sezonie odnosili już zwycięstwo, po których kibice mogli chodzić z podniesioną głową przez następne dni (Liverpool i Arsenal; swoją drogą – jak na tak krótki czas pracy to Erik ten Hag ma już na rozkładzie kilka dużych firm) to tamte wygrane nie były efektem stylu, który w zespole miał zaszczepić nowy trener. Bliżej było im do futbolu preferowanego przez pracującego na Old Trafford jeszcze przed rokiem Ole Gunnara Solskjaera aniżeli obecnego szkoleniowca. Tottenham został natomiast pokonany w sposób, w który chce wygrywać Erik ten Hag. Zespół Antonio Conte nie miał nic do powiedzenia. Manchester United nie zostawił żadnych wątpliwości kto był zespołem lepszym.

Zdominowanie do tego stopnia zespołu, który w pierwszych 10 meczach sezonu zdobył 23 punkty, gra w Lidze Mistrzów i od przyjścia Antonio Conte zdobywa średnio nieco ponad 2 pkt/mecz, w czym gorszy jest tylko od Liverpoolu i Manchesteru City naprawdę jest dużym osiągnięciem niezależnie od tego, z jakimi problemami zmagał się Tottenham i jak zagrał. Manchester United Erika ten Haga ma na czym budować. Teraz tylko od nich zależy, czy za kilka(naście) miesięcy będziemy wracać do wczorajszego spotkania nazywając go mitem założycielskim tej drużyny, czy tylko będzie on mokrym snem kibiców Manchesteru United i Erika ten Haga.

***

REKLAMA

Kibiców Premier League zapraszamy na grupę Kick & Rush – wszystko o lidze angielskiej

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    107,603FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ