Know-how zamiast pieniędzy. Brighton, czyli projekt, któremu trudno nie kibicować

W przeciwieństwie do niemal każdego klubu Premier League nie wydają dużych pieniędzy na transfery, a mimo to zajmują 7. miejsce w tabeli i mają bardzo realne szanse na awans do europejskich pucharów w przyszłym sezonie. Brighton gra ofensywną piłkę, rozwija zawodników, ma znakomity skauting i wreszcie idą za tym wyniki. Sprawiają wrażenie, jakby w klubie wszystko było zaplanowane krok po kroku. To projekt, któremu trudno nie kibicować.

REKLAMA

No Potter? No problem!

Brighton rozpoczęło ten sezon fantastycznie. Graham Potter wreszcie znalazł optymalne ustawienie i zespół złapał wiatr w żagle. Po 6. kolejkach zajmował 4. miejsce w tabeli, ale wtedy po ówczesnego trenera Mew zgłosiła się Chelsea. Brighton, stojąc przed szansą rozegrania najlepszego sezonu w swojej historii, było zmuszone pożegnać się z trenerem. W klubie byli jednak na to przygotowani, mieli na radarze kilku szkoleniowców, więc poszukiwania następcy nie trwały długo. 11 dni po odejściu Grahama Pottera nowym trenerem na The Amex został Roberto De Zerbi. Włoch to wyznawca tej samej szkoły futbolu, co Potter, więc Brighton nie zmieniało nagle sposobu grania. Zamknięto (przymusowo) jeden rozdział, otwarto następny, ale De Zerbi miał kontynuować to, co wypracował jego poprzednik.

I trzeba przyznać, że robi to znakomicie. Wprawdzie za okres pracy Włocha na The Amex Brighton zajmuje „dopiero” 11. miejsce w tabeli to w dużej mierze jest to spowodowane początkiem. W pierwszych 5 meczach Roberto De Zerbi nie wygrał ani razu. W debiucie na Anfield jego podopieczni strzelili aż 3 gole, a potem mieli serię trzech spotkań bez trafienia. Za Grahama Pottera Brighton też miało gorsze okresy (w dwóch pierwszych sezonach Pottera zaliczyli passę 10 meczów bez zwycięstwa), więc było to normalne. Prawdziwe Brighton De Zerbiego oglądamy od meczu z Chelsea, kiedy pokonali zespół byłego szkoleniowca aż 4:1. To wtedy Mewy przeszły na grę czwórką obrońców. Od tego czasu Brighton w 7 spotkaniach strzeliło aż 20 bramek i w tym aspekcie są najlepsi w lidze. Więcej punktów zgromadziły natomiast tylko 3 ekipy – Arsenal, Man United i Newcastle.

Mewy najbardziej podziwiane są jednak za styl gry bazujący na rozgrywaniu akcji od bramki krótkimi podaniami, zmuszania rywala do pressingu i płynnego wychodzenia spod niego (to jednak tak szeroki temat, że planujemy się nim zająć w najbliższej przyszłości w osobnym tekście).

Brighton stawia na skauting

Brighton na rynku transferowym nie działa jak typowy klub Premier League. Już przyzwyczailiśmy się, że beniaminek wchodzący do ligi potrafi wydać ponad 100 milionów funtów na wzmocnienia (Nottingham Forest, wcześniej także Aston Villa czy Fulham), że zespół ze środka tabeli (Aston Villa) potrafi wyciągać piłkarzy z drużyn czołowych lig, które grają w Lidze Mistrzów (Diego Carlos, Boubacar Kamara), że ekipa walcząca o utrzymanie (Wolves) zimą wykłada 50 milionów euro na napastnika Atletico Madryt (Matheusa Cunhę). Transfery Brighton wyglądają przy tym… biednie. Klubowy rekord transferowy wynosi 23 miliony euro za Enocka Mwepu (który – swoją drogą – niestety musiał już zakończyć karierę przez wykrytą wrodzoną chorobę serca). Wprawdzie ich bilans transferowy od wejścia do Premier League w 2017 roku to ~130 milionów euro na minusie, tak w ostatnich dwóch latach, kiedy poczynili największy postęp w obu sezonach więcej zarobili na sprzedaży zawodników niż wydali na transfery.

Brighton to klub, który w ostatnich latach mocno postawił na skauting i łowi na nieoczywistych rynkach. Jednym z nich jest Polska, bo przez The Amex przewinęło się już trzech naszych rodaków (Moder, Karbownik, Kozłowski), ale najbardziej intensywnie działają na rynku południowoamerykańskim. Najlepsze przykłady to obecny duet środkowych pomocników – Alexis Mac Allister ściągnięty z Boca Juniors i Moises Caicedo z ekwadorskiego Independiente del Valle. Na razie rzadko grają Ekwadorczyk Jeremy Sarmiento (on akruat sprowadzony z młodzieżowej drużyny Benfiki) oraz Paragwajczyk Julio Enciso (z Club Libertad Asunción), ale możemy spodziewać się, że za niedługo i oni będą przykładami świetnego „oka” Brighton do młodych talentów. Brighton nie od razu rzuca nowe nabytki na głęboką wodę, a daje im ograć się na wypożyczeniu, często w swoim partnerskim klubie, i czeka na dobry moment, aby wprowadzić do składu. Ważna jest także praca trenera, który musi oszlifować te diamenty.

Macki skautingowe Brighton sięgają jednak znacznie szerzej niż na Amerykę Południową.

Najlepszym przykładem, że na The Amex potrafią łowić talenty także gdzie indziej jest Kaoru Mitoma. Skrzydłowy ten został wyciągnięty z drugiej (!) ligi japońskiej za 3 miliony euro 1,5 roku temu i po rozegraniu sezonu na wypożyczeniu w Royal Saint-Gilloise (satelicki klub Brighton) wjechał do Premier League z drzwiami, a szerszej publiczności pokazał się na mundialu. Dziś jest jednym z najlepszych skrzydłowych ligi i kandydatem do kolejnego wielomilionowego transferu. Brighton niedługo może zacząć hurtowo wysyłać w świat piłkarzy niczym najlepsze akademie znane z produkowania wielkich talentów, jak Ajax czy Benfica. Mewy pokazują, że nawet w tak zaawansowanych technologicznie czasach, w których Real Madryt płaci za największe brazylijskie talenty po 35-45 milionów euro da się uprzedzić konkurencję.

Nie tylko skauting

Samo wypatrzenie młodego talentu to dopiero pierwszy krok. Drugim jest zagwarantowanie mu odpowiedniego rozwoju. Brighton potrafi to zrobić. Alexis Mac Allister i Moises Caicedo mogą przynieść klubowej kasie nawet 10-krotność sumy, za którą Brighton ich kupiło, w przypadku Mitomy nie zdziwimy się, gdy kwota sprzedaży będzie 20 razy wyższa niż kwota zakupu. Mewy nie zarabiają jednak tylko na graczach „znikąd”. Przykładowo Marc Cucurella przyszedł na The Amex za 18 milionów euro z Getafe, a już rok później Chelsea zapłaciła za niego 65 milionów euro. Yves Bissouma został sprowadzony z Lille za 16,8 miliona euro, a sprzedany ubiegłego lata blisko 30 milionów euro. Za Leandro Trossarda Brighton zapłaciło nieco ponad 15 milionów euro, a dziś jego wartość portal Transfermarkt wycenia na dwa razy więcej. Dla Mew nie ma piłkarzy niezastąpionych. Wychodzą z założenia, że przy ich modelu prowadzenia klubu lukę po każdym zawodniku da się wypełnić.

W efekcie Brighton podbija Premier League wyjściowym składem złożonym za wartość jednego przyzwoitego piłkarza. Jedenastka, która pokonała Everton 4:1 kosztowała Mewy niecałe 30 milionów funtów, czyli mniej niż rywale zapłacili za… samego Alexa Iwobiego. W ostatni weekend rozbili 3:0 Liverpool składem piłkarzy, których sprowadzili za 37 milionów funtów. Brighton to też zespół, w którym zawodnicy nie mogą liczyć na wysokie zarobki. Według informacji dostępnych na stronie FB Ref mniej na pensje wydają tylko Brentford i Leeds.

W lidze, którą rządzą obrzydliwie duże pieniądze znalazł się klub, który potrafił przebić się mądrym zarządzaniem, oryginalnością i know-howem. Właściciel, Tony Bloom znalazł pomysł jak można konkurować w świecie bogatszych. Dlatego Brighton to projekt, któremu trudno nie kibicować. Jeśli poznasz ten klub bliżej – zostaniesz ich cichym fanem.

REKLAMA

***

Po więcej informacji o Premier League zapraszamy na grupę Kick & Rush – wszystko o lidze angielskiej

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    107,594FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ