Gra na własnych warunkach. Jak Arsenal wspiął się na szczyt tabeli

21 punktów po ośmiu rozegranych meczach i pozycja lidera tabeli. Arsenal notuje znakomity start sezonu i pomału staje się głównym kandydatem, który mógłby odebrać tytuł Manchesterowi City. Kanonierzy są niezwykle regularni i z każdym kolejnym meczem wydają się rosnąć. Ekipa Artety potrafi zamknąć przeciwnika na jego własnej połowie i dyktować warunki gry niemal przez pełne 90 minut. Dotychczas robiła to głównie z rywalami z niższej półki, jednak derbowe zwycięstwo nad Tottenhamem (3:1) pokazało, że poprzednie wygrane nie były tylko wynikiem łatwego terminarza.

REKLAMA

Lider nie przez przypadek

Na tak wczesnym etapie sezonu tabela często kłamie, dlatego też warto wówczas podeprzeć się statystykami. A te wskazują, że Arsenal nieprzypadkowo jest liderem. We wszystkich najważniejszych statystykach ofensywnych i defensywnych Kanonierzy są w czołówce. Zespół Artety jest trzeci pod względem średniej strzelanych goli na mecz (2,5; za Man City i Liverpoolem) oraz drugi pod kątem traconych bramek (1 na mecz; mniej tylko Everton). Arsenal oddaje także trzecią największą liczbę uderzeń i celnych strzałów na mecz (znowu za Liverpoolem i Man City). Z kolei w statystyce dopuszczanych strzałów oraz uderzeń celnych jest drugi (lepsi jedynie The Citizens).

Zresztą, według modelu xG (goli oczekiwanych) ekipa Artety także jest w czołówce jeżeli chodzi o gole strzelone, jak i tracone. Kanonierzy wypracowują sobie szanse warte średnio 1,91 xG na mecz, co daje im trzecie miejsce w tej klasyfikacji (wyższe tylko Man City i Liverpool). Natomiast dopuszczają przeciwników średnio do szans wartych 0,86 xG na mecz (lepiej jedynie The Citizens). Według modelu punktów oczekiwanych (expected points) Arsenal „zasłużył” na 17 punktów i „powinien” zajmować drugie miejsce. Co prawda, Kanonierzy przebijają ten wynik o cztery „oczka”, jednak i tak pokazuje to, że ich obecna pozycja jest jak najbardziej zasłużona. Na podstawie wspomnianej wcześniej statystyki, ze wszystkich zwycięstw, jedynie w pierwszej kolejce przeciwko Crystal Palace, Arsenal nie był wyraźnie lepszy od przeciwnika (1,44 – 1,21 xG na korzyść Kanonierów).

Czy Arsenal miał łatwy terminarz?

Wielu kibiców jako jedną z przyczyn tak dobrego początku sezonu w wykonaniu The Gunners wskazuje łatwy terminarz. W pierwszych siedmiu meczach Kanonierzy mierzyli się tylko raz z zespołem z Big Six. Na Old Trafford Kanonierzy przegrali 3:1, co mogło rodzić wątpliwości czy są w stanie udźwignąć presję w meczach z czołówką. Niemniej jednak w pozostałych sześciu spotkaniach drużyna Artety odniosła sześć zwycięstw. W obecnym sezonie z roli faworyta Arsenal wywiązuje się wręcz perfekcyjnie, co wcale nie jest takie proste.

Porównując to z innymi zespołami z czołówki, Kanonierzy jako jedyni nie stracili jeszcze punktów w starciach z niżej notowanymi rywalami. Manchester City potknął się w dwóch z siedmiu meczów – z Newcastle i Aston Villą. Liverpool wygrał tylko dwa z sześciu – z Bournemouth i Newcastle – a nie potrafił pokonać Fulham, Crystal Palace, Evertonu oraz Brighton. Chelsea przegrała dwa z sześciu takich spotkań – z Leeds i Southampton. Manchester United z kolei na cztery takie mecze dwa wygrał (Southampton i Leicester) i dwa przegrał (Brighton i Brentford). Zaraz po Arsenalu najlepiej radzi sobie Tottenham, który jednak w sześciu spotkaniach też zgubił punkty – remis z West Hamem.

Dlatego też nie można deprecjonować The Gunners, którzy z niezwykłą regularnością wywiązują się z roli faworyta. A nie wszystkie mecze należały do łatwych. W poprzednim sezonie Arsenal przegrywał na wyjazdach z Crystal Palace (0:3) oraz Brentford (0:2), które teraz pokonał. Z Fulham potknął się Liverpool, a z Aston Villą Manchester City. Pod względem punktowania na słabszych rywalach Arsenal poczynił ogromny postęp. Jeszcze w zeszłym sezonie Kanonierzy potrafili przegrać trzy kolejne mecze z Crystal Palace, Southampton i Brighton. A teraz biją wszystkich jak leci.

Problemy w meczach z czołówką

Niemniej jednak, aby móc walczyć o pierwszą czwórkę Arsenal musiał także poprawić rezultaty w bezpośrednich pojedynkach z zespołami z Big Six. W poprzednim sezonie Kanonierzy przegrali aż siedem z 10 tego typu spotkań. Co prawda, pozostałe trzy wygrali, jednak to i tak daje średnio tylko 0,9 punktu na mecz. Co prawda, po Nowym Roku podopieczni Artety wygrali z Chelsea (4:2) i Manchesterem United (3:1) oraz rozegrali bardzo dobre mecze z Manchesterem City (1:2) czy Liverpoolem (0:2). W drugiej połowie sezonu Arsenal w takich starciach wyglądał już o wiele lepiej niż jeszcze na początku sezonu.

Mimo to, w najważniejszym momencie nie stanęli na wysokości zadania i przegrali 0:3 z Tottenhamem w meczu decydującym o miejscu w pierwszej czwórce na koniec rozgrywek. W obecnej kampanii pierwszy taki test zespół Artety również oblał. Arsenal przegrał 1:3 z Manchesterem United na Old Trafford. Kolejna weryfikacja czekała już zaraz po przerwie reprezentacyjnej. Mecze z Tottenhamem i Liverpoolem miały pokazać czy The Gunners rzeczywiście nie wytrzymują presji w starciach z bezpośrednimi rywalami.

Arsenal potrafi zdominować nie tylko słabeuszy

W sobotę Kanonierzy pewnie pokonali Tottenham 3:1 i wysłał w świat jasny sygnał. To oni są głównym konkurentem dla Manchesteru City w wyścigu o mistrzostwo. Arsenal był zwyczajnie lepszy, potrafił zepchnąć Tottenham do defensywy i rzadko pozwalał na wyjście za własną połowę. Co prawda, w pierwszej połowie Spurs mieli kilka sytuacji i gdyby byli bardziej dokładni, to mogliby nawet wyjść na prowadzenie. Jednak druga część spotkania to była już jazda w jedną stronę i pełna dominacja Arsenalu. Najlepiej świadczy o tym fakt, że aż przez 46% czasu gry akcje toczyły się w tercji defensywnej Tottenhamu. Dla porównania w tercji defensywnej gospodarzy tylko 19%.

Zresztą za mecz z Manchesterem United Kanonierów także nie można jednoznacznie krytykować. Zespół Artety miał przewagę w posiadaniu piłki i oddał więcej strzałów. Według modelu xG mecz był wyrównany i spokojnie mógłby zakończyć się remisem (2,03 – 1,42 na korzyść Man United). Na Old Trafford Arsenal rozegrał całkiem dobre spotkanie. Potrafił zepchnąć rywali do głębokiej defensywy, jednak na koniec zabrakło im szczęścia i koncentracji w defensywie. Przez większość czasu akcje toczyły się właśnie w tercji defensywnej Czerwonych Diabłów (39% przy 23% w tercji The Gunners).

REKLAMA

Po meczach z Manchesterem United i Tottenhamem najważniejsze dla Artety jest to, że Arsenal potrafi już nie tylko zdominować i kontrolować mecze z rywalami z niższej półki. Przeciwko czołówce ligi Kanonierzy również dyktują swoje warunki i nie zamierzają się dostosowywać. Nie zawsze skończy się to sukcesem, tak jak z Manchesterem United. Jednak w dłuższej perspektywie powinno to przynieść owoce.

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    107,596FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ