Ferrari stanęło na wysokości zadania. 5. wniosków po GP Włoch

Za nami zmagania w świątyni prędkości. GP Włoch zawsze dostarcza wiele emocji fanom Formuły 1. Tym razem nie było inaczej. Jest to bez wątpienia jeden z ulubionych torów zarówno dla kierowców jak i dla kibiców. Włosi niejednokrotnie pokazali, że kochają, jak Formuła 1 odwiedza ich kraj. Z kolei my kochamy rozmawiać o tymże sporcie, ponieważ dostarcza wiele wrażeń i przemyśleń.

REKLAMA

Klątwa Monzy przełamana

Max Verstappen wygrywając wyścig o GP Włoch, nie tylko ustanowił nowy rekord w liczbie wygranych wyścigów z rzędu. Dodatkowo udało mu się przełamać pewnego rodzaju zależność. Od 2019 roku kierowca, który wygrał na tym torze, sezon później nie dojeżdżał na nim nawet do mety. Max Verstappen natomiast przełamał tę „klątwę” i wygrał drugi wyścig z rzędu w świątyni prędkości. Co prawda nie wygrał sobotnich kwalifikacji, lecz ucieczka od reszty stawki w trakcie wyścigu jest już dla niego formalnością.

Holender i Red Bull razem tworzą połączenie nie z tej ziemi. Rozumieją się bez słów. Max jest kierowcą genialnym. Znakomicie zarządza dosłownie wszystkim, o czym świadczy chociażby końcówka wyścigu. W bolidzie Holendra wykryto pewne problemy, więc musiał zmniejszyć tempo, aby uniknąć poważniejszej awarii. Mimo to i tak pozostał poza zasięgiem rywali. Jest na ten moment nie do pokonania. Nikogo nie zdziwi fakt jeśli wygra wszystkie wyścigi do końca sezonu. Jest bezkonkurencyjny. Gra po prostu w inną grę. Wygląda to tak, jakby inni kierowcy się już dawno poddali.

Ferrari tempem wyścigowym odstaje od Red Bulla (jak każdy inny bolid)

Carlosowi Sainzowi udało się wygrać sobotnie kwalifikacje do GP Włoch o 0,013 sekundy. Niewiele, lecz Hiszpan mógł w sobotę czuć się wygranym. Poza tym z trzeciego pola startował jego zespołowy kolega – Charles Leclerc. Ferrari miało tym sposobem przed niedzielnymi zmaganiami przewagę strategiczną nad Maxem Verstappenem. Mogli spróbować swoich sił w zagrywkach taktycznych. Poza tym wydawało się, że mają tempo. Efekt? 3. miejsce Carlosa Sainza i 4. miejsce Charlesa Leclerca. W końcówce, zamiast ścigać się z kierowcami Red Bulla, to ścigali się między sobą. Z pewnością niejednokrotnie fanom Ferrari serce zabiło mocniej, gdy obaj zawodnicy jechali ze sobą koło w koło.

W teorii Ferrari mogło powalczyć na Monzy o zwycięstwo. Mieli przewagę strategiczną nad Maxem w postaci dwóch samochodów na pierwszych trzech miejscach. Teoria to jedno, a rzeczywistość coś całkowicie innego. Ferrari miało dobre tempo wyścigowe, ale nadal trudno rywalizować w tej kwestii z Red Bullem. Kiedy Max wyszedł na prowadzenie, to zaczął z okrążenia na okrążenie uciekać czerwonym bolidom. Podobnie było w przypadku Sergio Pereza. Ferrari próbowało zakłamać rzeczywistość i podjąć równą walkę z absolutnym dominatorem tego sezonu. Nie wyszło, ale to żaden wstyd. Mieli jednak przewagę nad całą resztą stawki, a miejsca 3 i 4 na mecie powinny mimo wszystko ich satysfakcjonować.

Dwóch punktujących kierowców to zawsze lepiej niż jeden

Ferrari swoimi osiągnięciami wyprzedziło w klasyfikacji konstruktorów Astona Martina, awansując na trzecią pozycję. Nic w tym dziwnego skoro ekipa z Maranello ma w swoim zespole dwóch równych kierowców. W Astonie Martinie tego brakuje. Panuje duży rozstrzał w zdobyczach punktowych pomiędzy Fernando Alonso a Lancem Strollem. Hiszpański weteran aktualnie przeżywa swoją drugą młodość. Jeździ w tym sezonie bez żadnych kalkulacji, dowożąc tak naprawdę co wyścig co najmniej solidne zdobycze punktowe, a nawet podia.

Trudno jednak rywalizować o podium w klasyfikacji konstruktorów, gdy tylko jeden zawodnik gwarantuje solidne punkty. Lance Stroll przez cały sezon pokazuje dosłownie nic. Nie potrafi w żaden sposób dorównać wynikom swojego zespołowego kolegi. 20 miejsce w kwalifikacjach do GP Włoch to tylko kolejny przykład. Kanadyjczyk sam daje swoim krytykom kolejne argumenty. Stroll posiada bolid, którym Alonso jest w stanie kończyć wyścigi nawet na podium, ale sam nie potrafi tego wykorzystać. Różnica w doświadczeniu i jak widać, w umiejętnościach, jest na tyle duża, że nie pozwala mu wykorzystać w pełni potencjału auta. Strata trzeciego miejsca w klasyfikacji konstruktorów na rzecz Ferrari, to w znacznej mierze wina tego, że zdobywanie punktów znajduje się głównie na barkach Fernando Alonso. W taki sposób trudno marzyć o zespołowych sukcesach.

Liam Lawson powalczy o punkty przed powrotem Ricciardo

Liam Lawson zanotował pierwszy pełny weekend w Formule 1 i należy przyznać, że pozostawił po sobie dobre wrażenie. 12 miejsce w kwalifikacjach a na mecie wyścigu jedna pozycja w górę na miejsce 11. Do dającej jeden punkcik 10 pozycji zabrakło mu trochę ponad 6 sekund, ale za swoimi plecami utrzymywał mocnego ostatnio Oscara Piastriego w McLarenie i Logana Sargeanta w szybkim Williamsie. Zdecydowanie występ w GP Włoch trzeba Nowozelandczykowi zaliczyć do udanych. Po dwóch startach w klasyfikacji generalnej wyprzedził Nycka de Vriesa, kończąc wyścig na wyższej pozycji niż Holender w 10 startach.

Według najnowszych informacji Daniel Ricciardo ma opuścić jeszcze GP Singapuru i GP Japonii. Liam Lawson będzie miał więc jeszcze dwa weekendy na zdobycie swoich pierwszych punktów w Formule 1. A patrząc na jego jazdę w Holandii i we Włoszech trzeba uczciwie przyznać, że nie jest bez szans. Potrzebuje oczywiście odrobiny szczęścia i wstrzelenia się z ustawieniami bolidu, ale to nie jest niewykonalne. Lawson nie wydaje się być osobą, którą wyzwanie startów w F1 przytłacza. Przy tym daje poważne argumenty, aby w przyszłości na stałe wywalczyć fotel w którymś z zespołów.

Ostatni gasi światło

Tylko dwóch kierowców zakończyło wyścig na Monzy, będąc zdublowanymi. Byli nimi Nico Hulkenberg i Kevin Magnussen, obaj z Haasa. Nie jest to ogromne zaskoczenie. Zespół ten jeszcze nigdy nie zdobył przynajmniej 1 punktu podczas GP Włoch, chociaż startowali w nim już 8 razy. W trwającym sezonie różnice w środku stawki są dość niewielkie. Zazwyczaj oglądamy sporo walki nawet o miejsca, które nie dają finalnie punktów. Różnice między poszczególnymi zespołami są niewielkie. Nie ma jednak przypadku w tym, że to właśnie Haas jako jedyny został zdublowany na Monzy. Nie przywieźli do Włoch żadnych poprawek, a bolid nie daje nadziei na podjęcie żadnej walki.

REKLAMA

Do tego należy dodać, że forma samych kierowców nie powala. Rok temu zdarzało się nam zachwycać nad wynikami Kevina Magnussena. W tym jednak powracający po przerwie od F1 Nico Hulkenberg pokazuje Duńczykowi miejsce w szeregu. Haas w tym sezonie zdobył pojedyncze punkty, ale nie dlatego, że sam był tak dobry, ale dlatego, że inni byli jeszcze słabsi. Amerykański zespół zalicza już jednak serię 9 wyścigów bez punktów. Haas obrał kierunek na ostatnie miejsce w stawce, ale powodzenie tego zależy od innych zespołów. Odrobina szczęścia i ambicji powinna wystarczyć Alfie Romeo i AlphaTauri do zepchnięcia Haasa na 10 miejsce w klasyfikacji konstruktorów.

Aut. Mateusz Topolski & Michał Jeleń

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    107,608FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ