Everton w fatalnej formie. Czy to kolejny stracony sezon?

Przed obecnym sezonem na Goodison Park niewiele było powodów do optymizmu. Everton poprzednie rozgrywki po raz kolejny zakończył w środku tabeli i nie zdołał zakwalifikować się do europejskich pucharów. Z klubem pożegnał się Carlo Ancelotti, a na jego miejsce przyszedł Rafa Benitez – człowiek, który sporą część swojej trenerskiej kariery spędził w zespole lokalnego rywala. Ponadto The Toffees wydali najmniej na rynku transferowym ze wszystkich ekip z Premier League. Kibice naprawdę nie mieli zbyt wielu powodów do optymizmu. Pomimo, że zaczęło się całkiem obiecująco, to im dalej w las, tym jest gorzej. Dla kibiców Evertonu zapowiada się kolejny stracony sezon.

REKLAMA

Ile mogą zmienić dwa miesiące?

2 października

Everton remisuje na Old Trafford 1:1. Po siedmiu kolejkach The Toffees mają 14 punktów i tylko jedną porażkę (0:3 z Aston Villą). Drugą przerwę reprezentacyjną podopieczni Rafy Beniteza spędzają na piątym miejscu. Z zaledwie dwoma punktami straty do liderującej Chelsea. Oraz nadzieją, że w tym sezonie wreszcie uda im się zająć miejsce gwarantujące grę w europejskich pucharach.

1 grudnia

Everton przegrywa na Goodison Park z Liverpoolem 1:4. Jest to ósmy kolejny mecz bez zwycięstwa. W siedmiu spotkaniach po październikowej przerwie na kadry The Toffees uzbierali tylko jeden punkt, najmniej w całej lidze. Z piątego miejsca osunęli się na piętnaste. Z zaledwie pięcioma punktami przewagi nad strefą spadkową. Zamiast myśleć o europejskich pucharach ekipa Beniteza musi oglądać się za siebie, a działacze zastanawiać dlaczego w kolejnym sezonie ich klub nie spełnia oczekiwań.

W dwa miesiące Everton z jednej z rewelacji rozgrywek, stał się ekipą, która zawodzi najmocniej. Prawda jest bolesna, ale zespół Beniteza na dzisiaj to jedna z najgorzej grających ekip w lidze. W środę Everton poniósł najwyższą porażkę na własnym boisku w derbach Merseyside od 39 lat. Jednak, co gorsza już po 19 minutach, kiedy The Reds prowadzili 2:0, a kibice zaczęli opuszczać stadion, niemal wiadome było, że Liverpool wywiezie komplet punktów. Oczywiście, Everton jest dzisiaj na zupełnie innym biegunie niż ich lokalny rywal. Niemniej jednak, nie ważne jaka różnica dzieliła oba zespoły w tabeli, w ostatnich latach na Goodison Park The Toffees zawsze stawiali rywalom trudne warunki. Tymczasem w poprzedniej kolejce nic takiego nie miało miejsca. Podopieczni Beniteza po prostu rozłożyli przed Liverpoolem czerwony dywan i czekali na najmniejszy wymiar kary.

Everton zmienił koncepcję transferową

Można tę fatalną serię Evertonu tłumaczyć trudniejszym terminarzem, kontuzjami czy po prostu słabo zbudowaną kadrą. The Toffees w lecie na transfery wydali jedynie 2 miliony funtów, a jedynym gotówkowym transferem był Demarai Gray. Ponadto zespół bez kwoty odstępnego wzmocnili Andros Townsend, Salomon Rondon oraz dwaj bramkarze – Asmir Begović i Andy Lonergan. W zestawieniu z poprzednimi latami, kiedy Everton wydawał spore sumy na transfery, była to drastyczna zmiana koncepcji. Do klubu w większości przyszli gracze doświadczeni i ograni w Premier League, ale najlepsze lata mający już dawno za sobą.

Niemniej jednak, na początku sezonu The Toffees wydawali się być jednymi z wygranych okienka transferowego. Rafa Benitez od początku chciał, aby jego zespół grał pragmatycznie i bezpośrednio. Bez zbędnego utrzymywania się przy piłce, bazując głównie na dośrodkowaniach i szybkich kontratakach. Do takiego stylu świetnie wpasowali się Gray i Townsend, którzy błyszczeli na początku rozgrywek i ciągnęli drużynę w górę tabeli. Mogło się wydawać, że Everton zamiast przepalać pieniądze na kolejne nieudane transfery, wreszcie zdecydował się na mądre i przemyślane ruchy.

Źle zbudowana kadra

I rzeczywiście, jak na kwotę, którą klub z Goodison Park wydał na wzmocnienia, trzeba przyznać, że były to całkiem niezłe ruchy. Jednak jak na klub aspirujący do gry w europejskich pucharach, kadra Evertonu wygląda naprawdę biednie. Z resztą w ostatnim czasie, w obliczu wielu kontuzji, przekonuje się o tym sam trener. Od początku września niegotowy do gry jest Dominic Calvert-Lewin, a od połowy października Yerry Mina. Ponadto z urazami przez dłuższy czas zmagali się lub nadal zmagają Richarlison, Abdoulaye Doucoure, Andre Gomes, Tom Davies, Lucas Digne czy w ostatnim czasie Demarai Gray, a od początku sezonu zawieszony jest Gylfi Siggurdsson.

Największą stratą jednak niewątpliwie są kontuzje Calverta-Lewina, Doucoure i Miny

Cała ta trójka to kluczowi gracze, którzy tworzą kręgosłup zespołu. Kolumbijczyk jest liderem defensywy, Francuz zapewnia dynamikę w środku pola, a Anglik jest odpowiedzialny za zdobywanie goli. Zastąpienie tak ważnych piłkarzy okazało się po prostu niemożliwe. Everton nie ma odpowiednich zmienników, przez co Benitez naprawdę nie ma dużego wyboru. Przykładowo w starciu z Brentford kwartet ofensywny tworzyli Townsend, Iwobi, Gordon i Rondon. Szczerze powiedziawszy, bardziej pasuje on do zespołu grającego w Championship niż walczącego o puchary.

O co gra Everton?

Oczywiście, Rafa Benitez nie jest bez winy i w pewnym stopniu musi on odpowiadać za wyniki zespołu. Jednak, ciężko oprzeć się wrażeniu, że ryba po prostu psuje się od głowy. Właściciele Evertonu mają spore ambicje i co roku chcą, aby ich zespół bił się o europejskie puchary. W ostatnich pięciu latach The Toffees wydali netto na transfery prawie 300 mln euro. W Anglii więcej przeznaczyły jedynie oba kluby z Manchesteru, a mimo to, kadra zespołu z Goodison Park wygląda bardzo słabo. Wielu zawodników, na których zapłacono sporo pieniędzy już w klubie nie ma (James Rodriguez, Theo Walcott czy Davy Klaassen) albo okazało się totalnymi niewypałami (Alex Iwobi, Moise Kean, Andre Gomes czy Jean-Philippe Gbamin).

To raczej nie przypadek, że Benitez to już drugi trener ze znanym nazwiskiem, który nie spełnia oczekiwać włodarzy klubu

W ostatnich sześciu sezonach The Toffees prowadziło sześciu szkoleniowców (Duncan Ferguson był tymczasowym), a mimo to tylko raz udało im się zagrać w Lidze Europy. Co gorsza, Everton zajął wówczas trzecie miejsce w grupie, przez co na wiosnę rywalizację na europejskich boiskach mogli oglądać już tylko przed telewizorem. Na Goodison Park, zamiast co sezon zapowiadać walkę o miejsca pucharowe, powinni wreszcie zastanowić się jak wyciągnąć cały klub ze stagnacji. Stworzyć plan rozwoju i zacząć go realizować. Bo w tej chwili Evertonowi ucieka już nie tylko wielka szóstka, ale również inne znacznie mniej bogatsze zespoły.

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    107,621FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ