Tak smakuje zemsta! Bierzemy rewanż za finał igrzysk 2024!

Polska jest już pewna wyjazdu na turniej finałowy siatkarskiej Ligi Narodów, nawet pomimo kiepskich występów w Gdańsku. Przed meczem z Francją Polacy zdobyli ledwie 3 punkty, na 9 możliwych. Przegraliśmy z Kubą oraz Bułgarią, a także w bólach pokonaliśmy Iran. Następny przeciwnik miał być jednak bardziej wymagający. To on odarł nas z marzeń o olimpijskim złocie. To on nie dał nam szans w zeszłorocznych finałach VNL. I na koniec, to on mógł zepchnąć nas na 3. miejsce rankingu FIVB – przez słabą grę Polaków i dobrą Włochów straciliśmy pozycję lidera. Francuzi wydawali się być zdecydowanymi faworytami tego meczu. Ale my mieliśmy sobie więcej do udowodnienia. Nasi siatkarze pragnęli zemsty za Paryż.

Pierwszy krok wykonany!

Na samym starcie meczu mieliśmy pewne problemy z zagrywką. A Francja nie będzie się nad nami litować, co było wiadome od samego początku (5-7). Podopieczni Nikoli Grbicia nadrabiali to jednak blokiem – zdobyliśmy 3 punkty w tym elemencie na początku pierwszego seta (11-9). Gra układała nam się dobrze, a w szczególności w bloku. Minimalnie, ale Polacy przeważali. Ponadto Les Bleus coraz częściej mylili się na zagrywce. Biało-Czerwoni nie zwalniali tempa i skrupulatnie dążyli do wygranej w tym secie (16-13). Ale podopieczni Andrei Gianiego nie mieli zamiaru im tego ułatwiać (19-19). Końcówka była niezwykle wyrównana, tu nikt nie miał wyraźnej przewagi. A niestety, ale ostatnio Polacy mają tendencję do gorszej gry na tym etapie seta. Obydwie drużyny popełniały błąd za błędem, jakby nikt tego seta nie chciał wygrać – padło ich aż 9 z rzędu. Po długiej, trzymającej w napięciu walce Polacy nie pękli i wygrali pierwszego seta 32-30.

REKLAMA

Trójkolorowi na remis

Bez względu na wynik końcowy, już na pewno było lepiej, niż w finale igrzysk olimpijskich. Tam, dla przypomnienia, nie ugraliśmy ani jednego seta. Ale tylko jedna wygrana partia z pewnością nie zadowalała naszych siatkarzy. I zamierzali iść po więcej, bo to oni lepiej weszli w drugą odsłonę tego meczu (7-5). Początek był niezły, lecz Francuzom Polacy nie odskoczyli (11-13). Poniekąd na własne życzenie, bowiem sporo punktów oddali przyjezdnym w wyniku swoich błędów. Mistrzowie olimpijscy utrzymywali Polskę na pewien dystans (15-18). Daliśmy rywalom tlen, a ci to wykorzystywali. Ale co nam szkodziło go odciąć (20-20)? Podopieczni Nikoli Grbicia nie mieli zamiaru oddawać tego seta za bezcen. I choć za darmo nie oddali, to ostatecznie Francja wyrównała wynik spotkania (20-25).

Blisko, coraz bliżej!

Mało kto raczej oczekiwał przed tym starciem, że z Trójkolorowymi rozprawimy się w trzech setach. Tak też się stało, już było wiadomo, że mecz potrwa trochę dłużej. Start trzeciej partii należał do wyrównanych, obydwie drużyny szły punkt za punkt (9-9). Ani Polska, ani Francja nie dominowały wyraźnie na parkiecie ERGO Areny. Trzeba było czekać aż do połowy seta, żeby jedna ze stron wypracowała sobie minimum 2 punkty przewagi (15-13). Polska utrzymywała się na prowadzeniu, lecz było ono niewielkie. Podopieczni Nikoli Grbicia byli jednak bardzo konsekwentni i nie dawali dojść do głosu Francuzów zbyt często (21-17). Nasza gra mogła się bardzo podobać. Polski kibic mógł po raz kolejny zdać sobie sprawę, jak wielkie szczęście spotkało polską siatkówkę, że do kadry dołączył Wilfredo León. Jego zagrywki? Klasa sama w sobie. To właśnie on zdobył punkt na wagę zwycięstwa w trzeciej partii (25-20).

Trzeci set wyszedł naszym bardzo dobrze. Ale wciąż była potrzeba wygrać w czwartej partii, jeśli nasi nie chcieli znowu męczyć się w tie-breaku. I tę odsłonę tej konfrontacji Polska zaczęła bardzo dobrze (7-5). Francuzi się gubili, a Biało-Czerwoni zaczęli zagrażać z pola serwisowego. Ktoś chyba podmienił naszych siatkarzy w poprzednich meczach, bo nasza gra zmieniła się diametralnie. Polacy wreszcie grali na miarę swoich możliwości (12-9). Nie nacieszyli się jednak tą zaliczką zbyt długo. Wkrótce potem Francuzi dogonili naszych (16-16). Set zbliżał się do końca, nikt wyraźnie nie przeważał – zaczęło robić się trochę nerwowo. Jedna końcówka już nam wyszła, pozostało nam to tylko powtórzyć (21-21). I niestety, nie powtórzyli (23-25).

WITAJCIE W NASZEJ BAJCE!

Po raz trzeci podczas turnieju w Gdańsku Polska potrzebowała rozstrzygnąć losy meczu w tie-breaku. To upragnione zwycięstwo wydawało się być i blisko, i daleko. Początek decydującego, piątego seta oddawał przebieg całego meczu (3-3). Wkrótce potem na prowadzenie wyszli przyjezdni znad Sekwany. Tu nie było już miejsca na błędy (5-7). Francuzi byli bliżej wygranej na półmetku. Mimo to kwestia ostatecznego zwycięzcy pozostawała wciąż otwarta. Publiczność w Gdańsku robiła, co mogła, by pomóc Biało-Czerwonym (9-9). Gdy Francuzi serwowali, jej gwizdy pewnie było słychać w całym Trójmieście. I to chyba pomagało, bo Polacy byli bardzo blisko wygranej (13-11). Dowieźli tę przewagę do końca, Polska wygrała ten mecz (15-12)!

Ależ to były emocje! Ten mecz trzymał w napięciu w zasadzie od początku do końca. To był trudny mecz dla Polaków. Francja, jak na Francję przystało, zawiesiła poprzeczkę bardzo wysoko. Ale kto miał temu sprostać, jeśli nie Polska? Strzałem w dziesiątkę okazała się decyzja o wystawieniu Wilfredo Leóna w wyjściowej siódemce (30 punktów, 43% skuteczności w ataku, 3 bloki punktowe, 3 asy). Potrzebowaliśmy tej wygranej jak tlenu. Zagraliśmy bardzo dobry mecz, o to właśnie chodziło!

Polska – Francja 3:2 (32-30, 20-25, 25-20, 23-25, 15-12)

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    110,907FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ