Cierpień ciąg dalszy… Kolejna porażka Polaków w Gdańsku

Polska 2 dni temu doznała bolesnej porażki z Kubą w siatkarskiej Lidze Narodów. Rywale zdominowali naszych siatkarzy niemal w każdym aspekcie, zasłużenie zwyciężając. To boli o tyle bardzo, że przegraliśmy z Kubą pierwszy raz od 2010 roku, w dodatku przed własną publicznością. Podopieczni Nikoli Grbicia nie byli jeszcze pewni awansu do finałów w Chinach, lecz do tego wystarczyło pokonać Bułgarię. Bułgarzy również mają jeszcze szanse pojechać do Ningbo, ale nie są one tak duże. Na razie w Gdańsku idzie im dobrze – wyszarpali punkt Kubańczykom i w 3 setach pokonali Chiny. Polska musiała się przełamać właśnie w tym meczu, zwłaszcza że Bułgarii nie ulegliśmy ani razu od 2017 roku. Nasza gra podczas turnieju w Trójmieście nie wygląda bowiem za dobrze.

I takiej gry potrzebowaliśmy!

Tu nie zanosiło się na „szybkie 3:0 i pod prysznic”. Bułgarzy też mają sobie coś do udowodnienia i wciąż chcą powalczyć o turniej finałowy. Męska rozmowa Nikoli Grbicia z podopiecznymi po meczu z Kubą zrobiła swoje, bo to oni lepiej weszli w ten mecz (6-4). Po obu stronach były pewne kłopoty z zagrywką. Błędy techniczne na początku też się przytrafiały. Przewaga Polaków szybko jednak zanikła (10-10). To nic, bo wicemistrzowie olimpijscy ekspresowo wyrobili sobie kolejną zaliczkę (16-12). Ekipa z Bałkanów gubiła się na parkiecie, co było tylko pożywką dla gospodarzy. Bardzo dobrze u Polaków funkcjonował blok (22-15). Bułgaria mogła spisać tego seta na straty. Zwłaszcza że pod koniec w polu zagrywki pojawił się Wilfredo León (25-17).

REKLAMA

Mecz znowu nam ucieka…

Pierwsze sety dobrze nam teraz wychodzą w Gdańsku. Z drugimi natomiast są pewne kłopoty. Drugą odsłonę tego meczu zaczęliśmy kiepsko (1-4). Bułgaria dobrze się spisywała, ale my też mogliśmy pozwolić jej na nieco mniej. I tak też się stało, słabszy początek rozbudził Polaków lepiej niż poranna kawa (9-8). W tym momencie to oni dyktowali warunki gry, choć Bułgarzy jakoś dotrzymywali nam kroku (14-16). Rzadko kiedy zdobywali punkty z własnej inicjatywy – kilka punktów im sami „podarowaliśmy”. Nie było jednego siatkarza, który szczególnie wyróżniał się w polskiej ekipie, jednak jednym z najlepiej punktujących był Łukasz Poręba. Nasz środkowy atakował ze stuprocentową skutecznością, a uderzeń oddał 6 (20-19). Końcówka była niezwykle zacięta. I niestety, tutaj nie daliśmy rady (22-25).

Już wystarczająco się namęczyliśmy w Gdańsku. W trzecim secie podopieczni Nikoli Grbicia musieli doprowadzić do prowadzenia. A ten zaczął się dla Biało-Czerwonych obiecująco (6-4). Liderzy rankingu FIVB dobrze radzili sobie w ataku. To sprawiało Bułgarom niemałe kłopoty, przez co nasza przewaga tylko rosła (12-7). Polacy kontrolowali przebieg tego pojedynku, a także jego wynik. Utrzymywaliśmy Bułgarów na bezpieczny dystans (17-13). Sytuacja na boisku się ustabilizowała, Polska miała przewagę na około 3 punkty. Dopiero pod koniec seta zespół z Bałkanów nas dogonił (21-21). To był najwyższy czas, żeby przestać robić sobie pod górkę. I niestety, nasi siatkarze nie przestali (23-25).

Polska nigdy się nie poddaje!

O 3 punktach zdobytych w meczu z Bułgarią mogliśmy już zapomnieć. Za 5-setową wygraną przysługują jedynie 2 oczka. Natomiast teraz nasi siatkarze nie mogli dopuścić do tego, żeby z ERGO Areny wrócić z niczym. I niestety, czwarty set również nie zaczął się dla Polski najlepiej (5-6). Już na samym starcie Bułgaria oddała nam 5 punktów. Mimo to wciąż mieliśmy problemy z tym, aby objąć prowadzenie (9-10). Jednakże w tym momencie Biało-Czerwoni wreszcie się przełamali i to oni mieli przewagę. Nareszcie zaczęliśmy punktować na własnych zasadach (13-10). Odskoczyliśmy, lecz nie na długo. Wciąż Polska prowadziła, lecz musiała się jeszcze oglądać za plecy. Bułgarzy zawiesili nam poprzeczkę bardzo wysoko (17-17). W decydującą fazę tego meczu weszliśmy z niewielką zaliczką (21-20). Końcówka była niczym druga tura ostatnich wyborów prezydenckich – obydwie ekipy walczyły ze sobą „na żyletki”. I koniec końców to Polacy zacięli Bułgarów, nie oni nas. Biało-Czerwoni wytrzymali w końcówce i wygrali 29-27.

I zwycięstwo przeszło koło nosa…

Podobnie jak z Iranem, o zwycięstwo musieliśmy walczyć do samego końca. Dosłownie i w przenośni, bo tutaj również potrzebny był tie-break. Z Iranem dobrze go rozegraliśmy – nic, tylko liczyć na powtórkę. I nieźle go Polacy zaczęli (3-1). Bułgarzy zaczęli się gubić na parkiecie. Popełniali trochę błędów, a każdy z nich tylko oddalał ich od sensacyjnej wygranej. Polacy pomyłek także się nie wystrzegali. Emocji natomiast absolutnie nie brakowało, woli walki Bułgarii również (6-9). Polska nie odpuszczała, lecz każde potknięcie słono kosztowało (9-11). Publiczność w gdańskiej hali robiła, co mogła, by ponieść naszych siatkarzy do zwycięstwa. I to nie wystarczyło – Bułgarzy mogli świętować zwycięstwo w całym meczu (11-15).

Nasi siatkarze robili, co mogli. Nie zostali tak zdominowani, jak w meczu z Kubą. Jednakże ta porażka to bardzo niepokojący sygnał na jutrzejszy mecz z Francją. Polska gra słabo. To przykre, lecz niestety prawdziwe. Mieliśmy problemy z zagrywką, a asów było jak na lekarstwo. A Bułgaria była w sumie w naszym zasięgu. Pozytywy? Bardzo dobry występ Łukasza Poręby – 15 punktów, 100% (!) skuteczności w ataku (14/14), 1 blok punktowy. Ponadto ponownie dobrze spisywał się Maksymilian Granieczny. I to w sumie tyle. Mamy czym się martwić przed meczem z mistrzami olimpijskimi…

Polska – Bułgaria 2:3 (25-17, 22-25, 23-25, 29-27, 11-15)

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    110,794FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ