Cała seria meczów Premier League rozgrywana w drugi dzień świąt Bożego Narodzenia miała swój finisz w spowitym mgłą Liverpoolu. Do miasta Beatelsów w poszukiwaniu ligowych punktów wybrała się ekipa Leicester City. Zadanie to od początku było ekstremalnie trudne, gdyż ich rywalem miał być Liverpool – samodzielny lider ligi. I to właśnie w starciu z takim rywalem zadebiutował Jakub Stolarczyk, dla którego ten mecz był pierwszym na poziomie Premier League w karierze.
Nie będziemy ukrywać – wynik inny niż zwycięstwo lidera, czyli Liverpoolu, u siebie, czyli na Anfield Road, byłby nie lada sensacją. Mecz kończący Boxing Day zaczął się jednak tak, jakby chciał zakończyć cały dzień z przytupem. Żeby to była kokardka na opakowanym prezencie. A co w środku?
Leicester zaskoczyło
Błąd w ustawieniu Trenta Alexandra-Arnolda sprokurował poważne zagrożenie na prawej flance, z czego skrzętnie skorzystał Steve Mavididi. Anglik zaatakował wolną przestrzeń, a następnie dośrodkował po ziemi w pole karne, gdy skończyło mu się miejsce. W szesnastce futbolówka dotarła do poczciwego Jordana Ayew, a ten zrobił z tego pożytek. Ghańczyk zatańczył z Andrew Robertsonem i uderzając z półobrotu, sfinalizował atak swojej drużyny. Ekipa Leicester od 6. minuty prowadziła w Liverpoolu, co tylko spotęgowało emocje.
Jeżeli chodzi o ofensywne zapędy gości, to z konkretów byłoby to na tyle. Dwukrotnie później jeszcze próbował swoich sił Mavididi, ale koledzy z drużyny nie szli mu w sukurs. Tymczasem w bramce Lisów od początku testowany był polski bramkarz. W 4. minucie Stolarczyk zanotował podwójną interwencję po strzale z ostrego kąta Mohameda Salaha. Później zdarzało mu się łapać piłkę po dośrodkowaniu czy dosyć szczęśliwie zbijać piłkę na rzut rożny po odbiciu od słupka. Liverpool rozpędzał się powolutku, aby szczyt swoich ofensywnych możliwości osiągnąć w końcowych minutach pierwszej połowy.
Pierwsze ostrzeżenia mieliśmy po uderzeniach z dystansu Cody’ego Gapko (niecelny) oraz Salaha (poprzeczka). Piłkarze Leicester nie przejęli się zbytnio i niedługo później zostali skarceni. Na skraju pola karnego piłkę otrzymał Gakpo, ściął do środka i posłał strzał w kierunku dalszego słupka. Piłka wpadła do siatki, a Stolarczyka ciężko za to winić. Holendrowi „siadło”. Na przerwę więc piłkarze
Liverpool wrócił na odpowiednie tory
W pierwszej połowie z przytupem zaczęło Leicester, w drugiej zaś prym wiódł już Liverpool. Dłuższa akcja pod polem karnym gości zakończyła się golem. Spod linii końcowej dogrywał Alexis Mac Allister, a całość kończył Curtis Jones. Anglik miał masę miejsca na piątym metrze przed bramką, co było zasługą Boubakary’ego Soumare, który po prostu przestał kryć Anglika. Sprawdzanie bramki na VARze chwilę trwało, gdyż sędziowie doszukiwali się chyba jakiegokolwiek odstępstwa od zasad, ale po chwili okazało się, że żadnych nie było.
Wszystko wróciło więc do porządku zakładanego przed meczem. Liverpool na prowadzeniu, które niezwłocznie zamierzał powiększyć. Dla własnego bezpieczeństwa i komfortu. Rękawice, dosłownie, postanowił rzucić liderowi Premier League Jakub Stolarczyk. Polak odbijał, łapał i piąstkował wszystko, co tylko wleciało w przestrzeń powietrzną tuż przed jego bramką. A Liverpool próbował na przeróżne sposoby, raz Gakpo nawet trafił do bramki, ale sędziowie dopatrzyli się spalonego Darwina Nuneza. Wpakować piłkę do siatki udało się dopiero w 83. minucie. Dokonał tego nie kto inny, jak rozpędzony w ostatnich tygodniach Mohamed Sarah. Prawe skrzydło, zejście do środka, piłka na lewej nodze i strzał w kierunku dalszego słupka. Można rzec, że firmówka Egipcjanina. I znów – Jakub Stolarczyk niewiele więcej mógł zrobić, aby powstrzymać tę próbę.
Przy 3:1 już nikt nie łudził się, że tu może paść jakiś inny rezultat niż zwycięstwo Liverpoolu. Lider po zdobyciu kompletu punktów umocnił się na szczycie Premier League. Dzięki porażce Chelsea z Fulham (1:2) podopieczni Arne Slota uciekli wiceliderowi na odległość 7 punktów. A trzeba pamiętać, że mają oni rozegrany jeden mecz mniej.