Faworyci źle weszli w sezon. Skrajności Arsenalu i Manchesteru City

Przed startem sezonu Premier League do tytułu wskazywano dwóch głównych kandydatów. Większość osób zainteresowanych angielską piłką przewidywało, że mistrzostwo znów rozstrzygnie się w wyścigu pomiędzy Manchesterem City i Arsenalem. Po dzisięciu kolejkach Kanonierzy mają jednak tylko 18 punktów, więc przy takiej średniej pkt/mecz mogą najwyżej powalczyć o pierwszą czwórkę. Manchester City natomiast zgromadził 5 „oczek” więcej, ale problemów w zespole Guardioli nie brakuje. Wczorajsza porażka ze Sportingiem w Lidze Mistrzów była trzecią z rzędu, co ostatni raz przytrafiło im się w kwietniu 2018 roku.

Fantastyczny 2024 rok

Słabszy start sezonu obu klubów jest o tyle zaskakujący, że w trakcie drugiej części poprzednich rozgrywek byli niemal bezbłędni. W 2024 roku Manchester City w 19 ligowych meczach stracił 6 punktów, a Arsenal w 18 spotkaniach – 5 „oczek”. Łącznie oba zespoły potknęły się tylko pięć razy, z czego po razie grając przeciwko sobie. Co się więc stało, że po przerwie między sezonami ich gra nie wygląda już tak dobrze?

REKLAMA

Jedną z przyczyn, które musimy wymienić są absencje najważniejszych zawodników. Manchester City zaczął sezon bez Rodriego, z którego brakiem nie potrafił sobie poradzić już w poprzednim sezonie. Hiszpan wrócił, ale tylko na chwilę. W starciu z Arsenalem zerwał więzadła w kolanie i nie będziemy oglądać go już do końca rozgrywek. Od końcówki września uraz leczył także Kevin De Bruyne i dopiero wczoraj wszedł na 6 minut w meczu ze Sportingiem. W ostatnich tygodniach Guardiola ma również ogromny problem z obsadą skrzydeł, a i w linii obrony często nie ma dużego pola manewru.

W przypadku Arsenalu liczba niedostępnych piłkarzy nie jest aż tak duża, ale również mają one wpływ na sposób gry The Gunners. Podczas wrześniowej przerwy reprezentacyjnej kontuzji kostki nabawił się Martin Odegaard i dopero teraz wraca do treningów. Po październikowym zgrupowaniu kadr narodowych dwa spotkania opuścił Bukayo Saka. Saliba i Rice musieli odbyć pauzę jednego meczu za czerwoną kartkę. Najwięcej łatania dziur jest na bokach obrony, ponieważ Riccardo Calafiori, Jurrien Timber oraz Ben White – nie mówiąc już o Zinchenko oraz Tomiyasu, którzy jednak nie są tak ważnymi postaciami dla Arsenalu – nie są w tym sezonie okazami zdrowia. Z tego też powodu nie dowiedzieliśmy się jeszcze jaki układ defensywy jest dla Artety tym podstawowym.

Manchester City odszedł od fizyczności

Przy kontuzjach zawsze warto zadać sobie pytanie czy nie można było się na nie lepiej przygotować. Manchester City nawet z Rodrim w składzie w poprzednim sezonie był bardziej podatny na kontrataki niż w ostatnich latach. W kadrze Obywateli nie ma żadnego innego typowego defensywnego pomocnika, aby zastąpił Hiszpana. Co gorsza, wśród pomocników Manchesteru City trudno znaleźć zawodnika z ponadprzeciętnymi warunkami fizycznymi, który byłby zdolny zabezpieczać kontrataki dzięki inteligencji w poruszaniu się oraz szybkości, aby nadążać za przeprowadzanymi w bardzo szybkim tempie akcjami przeciwnika. Jedynym graczem o takim profilu być może jest Matheus Nunes, ale Portugalczyk nie przekonał Pepa Guardiolę, że zasługuję na szansę gry w środku pola. Zamiast tego w ostatnich tygodniach ustawiany jest na lewym skrzydle, gdzie prezentuje się dobrze.

Manchester City w środku pola wystawia samych świetnie wyszkolonych technicznie piłkarzy, którzy z łatwością radzą sobie pod pressingiem, płynnie wymieniają podania na małej przestrzeni i są w stanie zabrać rywalowi futbolówkę. Niemniej jednak, w momencie fazy przejściowej, czy nawet wysokiego pressingu nie mają odpowiednich warunków fizycznych oraz motorycznych, aby zawsze być w odpowiednim miejscu i czasie oraz wygrywać pojedynki, więc w konsekwencji zostawiają rywalom za dużo przestrzeni do wyprowadzenia szybkiego ataku. Na „6-tce” w Manchesterze City najczęściej gra Mateo Kovacic, trochę rzadziej Ilkay Gundogan i rywale wykorzystują ich braki. Być może rozwiązaniem, które choć trochę przypudruje problemy The Citizens będzie zrezygnowanie z ustawienia 3-1-6 w ataku pozycyjnym i powrót do 3-2-5, gdzie zespół miałby dodatkowego zawodnika do zabezpieczenia kontrataku.

Arsenal przesadził w drugą stronę

Mikel Arteta w budowie kadry przesadził natomiast w drugą stronę. Na tyle skupił się na zrównaniu się z najlepszymi zespołami w lidze w aspekcie fizyczności, że jego drużyna nie wygląda już na topową pod względem technicznym. Wystarczyła kontuzja Martina Odegaarda i Kanonierzy w większości meczów nie potrafią przejąć posiadania piłki, zepchnąć przeciwnika do głębokiej defensywy i mają problem z kreowaniem sytuacji. Mikel Arteta w letnim okienku transferowym zaakceptował sprzedaż Emile’a Smith-Rowe’a do Fulham oraz wypożyczenie Fabio Vieiry do Porto, więc naturalnym następcą Odegaarda stał się Ethan Nwaneri. 17-latek zdążył już pokazać, że ma ogromny talent, ale hiszpański szkoleniowiec wystawiał go w podstawowym składzie tylko w meczach Carabao Cup. W Premier League oraz Lidze Mistrzów wolał jeszcze więcej fizyczności w drugiej linii.

Arsenal aktualnie nie potrafi odpowiednio wykorzystać przestrzeni między linią obrony, a pomocy rywala. W zespole zarówno brakuje zawodników, którzy po otrzymaniu piłki w tej strefie zrobiliby różnicę, jak i piłkarzy potrafiących minąć podaniem linię pomocy i dostarczyć futbolówkę w ten sektor. W ostatnim ligowym meczu z Newcastle problemem Kanonierów był nie tyle brak kreatywności na głęboko broniących przeciwników, a bardziej zepchnięcie ich do niskiego bloku i zmuszenie do biegania za piłką. Arsenal najczęściej grał po obwodzie, próbował zagrań z głębi pola za linię obrony lub dalekiego podania i zebrania drugiej piłki. Ewolucja zespołu, w trakcie której odszedł Granit Xhaka, drastycznie spadła rola Zinchenko oraz ograniczone zostały minuty Jorginho sprawiła, że The Gunners grają w wolniejszym tempie, akcje nie są tak płynne i trudniej im zdominować rywala przez posiadanie piłki.

Dwie skrajności

Główni faworyci do mistrzostwa Anglii popadli w dwie skrajności przy komponowaniu drugiej linii. Najmocniejszy punkt Manchesteru City jest tym najsłabszym w Arsenalu i vice versa. Pep Guardiola nie ma pomocników, którzy wygrają walkę fizyczną, są skuteczni w zbieraniu drugich piłek i potrafią pokrywać sporo przestrzeni, a Mikel Arteta posiada takich aż nadmiar. W Arsenalu brakuje natomiast pomocników, których mocną stroną jest gra kombinacyjna i dobrze czują się na małej przestrzeni, a w Manchesterze City nawet przy pladze kontuzji nie będzie to problemem. Jak pokazuje początek sezonu – obie wizje budowy kadry nie są optymalne. W piłce nożnej w wielu aspektach balans musi być zachowany.

***

REKLAMA

Po więcej informacji o Premier League zapraszamy na grupę Kick & Rush – wszystko o lidze angielskiej

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    108,739FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ