Barcelona próbę podboju obecnej edycji Ligi Mistrzów rozpoczęła od sensacyjnej porażki przeciwko AS Monaco. Do tego w ostatniej kolejce LaLigi przegrała z Osasuną. Starcie przeciwko Young Boys musiało się zakończyć zwycięstwem Dumy Katalonii. Żaden inny wynik nie wchodził w grę. Szwajcarski zespół jest bowiem jednym z najsłabszych rywali Barcy na tym etapie Champions League, a zawodnicy Hansiego Flicka (w tym Robert Lewandowski) chcieli poprawić swój dorobek strzelecki w rozgrywkach.
Obserwujący mecz z trybun Wojciech Szczęsny od początku mógł oklaskiwać dobrą grę swoich nowych kolegów. Strzelanie w 8. minucie rozpoczął Robert Lewandowski. Polski napastnik z bliskiej odległości sfinalizował podanie Lamine Yamala. Na pochwały zasługuje cała akcja, w której kilka szybkich podań rozmontowało defensywę Young Boys.
Barcelona miała korzystny wynik, ale szukała kolejnych trafień. Czuć było, że szybko stracony gol zniszczył jakiekolwiek nadzieje gości na urwanie punktów Blaugranie. Przewaga gospodarzy nie podlegała żadnej dyskusji, jednak na kolejne trafienie czekać musieliśmy do 34. minuty. Wtedy właśnie nietypowo rozegrany rzut rożny zakończył się uderzeniem Pedriego, które zostało zablokowane, ale trafiło pod nogi Raphinhi. Ten nie miał problemów ze skierowaniem piłki do siatki. Trzy minuty później Pedri dośrodkowywał z rzutu wolnego, a Inigo Martinez podwyższył na 3:0. Przed przerwą kapitan szwajcarskiego zespołu Mohamed Camara powstrzymał Roberta Lewandowskiego w polu karnym, jednak wydaje się, że w tej sytuacji arbiter mógł podyktować jedenastkę. Barcelona zadawała ciosy, Young Boys nie potrafił trzymać szczelnej gardy.
Lewy goni legendy
Sześć minut po zmianie stron Lewandowski trafił po raz drugi. Ponownie był w odpowiednim miejscu i czasie, strzelając swojego 96. gola na poziomie Champions League. Dodajmy — tylko dwaj piłkarze przebili bilans 100 goli w rozgrywkach — Lionel Messi (129) oraz Cristiano Ronaldo (140). Wydaje się, że w nieodległej przyszłości dołączy do nich reprezentant Polski.
Co działo się po trafieniu na 4:0? Do głosu doszli goście, którzy za sprawą Joëla Monteiro obili poprzeczkę. Swoją okazję na hat-tricka miał także Lewy, ale został powstrzymany przez Camarę. Polak chwilę później opuścił zresztą murawę, jego gwinejski rywal pozostał, a w końcówce skierował piłkę do swojej bramki.