W ostatnich latach Fulham balansowało pomiędzy Premier League a Championship. Począwszy od sezonu 2017/18 nieprzerwanie przez pięć kolejnych kampanii zmieniali ligę. Awansowali do elity, żeby w kolejnych rozgrywkach powrócić na drugi poziom rozgrywkowy. I tak w kółko. Seria ta zakończyła się w poprzednim sezonie. The Cottagers byli jedną z rewelacji minionej kampanii Premier League. Zajęli dziesiąte miejsce i ani przez moment nie byli zamieszani w walkę o utrzymanie. W obecnym sezonie tylko potwierdzają to, że zrywają pomału z łatką klubu jo-jo, a stają się solidnym średniakiem. Po ostatniej wygranej nad Tottenhamem (3:0) Fulham ma 38 punktów i jest niemal pewne utrzymania. A przed sezonem wcale nie było to oczywistością.
Trudniejszy drugi sezon
Dla beniaminka, który zdoła utrzymać się w elicie, często ten drugi sezon okazuje się trudniejszy. Rywale lepiej znają zespół i wiedzą, jak przeciwko niemu grać. Dodatkowo często opada entuzjazm, na którym drużyna wchodziła do ligi oraz trzeba liczyć się ze stratą najlepszych piłkarzy i próbą zastąpienia ich. W niedalekiej przyszłości tak było w przypadku Leeds czy Sheffield United. Obie te ekipy w swoich pierwszych sezonach kończyły rozgrywki w górnej połowie tabeli (9. miejsce), jednak w drugich następowało brutalne zderzenie z rzeczywistością. Pawie finiszowały na ostatnim miejscu gwarantującym utrzymanie z przewagą trzech punktów nad kreską. Z kolei The Blades byli najgorszym zespołem ligi ze stratą aż 16 „oczek” do bezpiecznej strefy.
Co więcej, na Craven Cottage musieli poradzić sobie z odejściem Aleksandara Mitrovicia. W poprzednim sezonie Serb zdobył aż 14 goli i był najlepszym strzelcem zespołu. Ponadto były napastnik Fulham potrzebował do tego zaledwie 24 meczów. Trafiał więc on do siatki średnio co 144 minuty. Gra ofensywna Fulham opierała się wówczas na dośrodkowaniach na Serba, który bardzo dobrze gra głową. Zastąpienie Mitrovicia było więc kolejnym zadaniem, z którym musiał poradzić sobie Marco Silva. Choć już w minionych rozgrywkach 29-latek opuścił aż 12 meczów ligowych, dzięki czemu zespół mógł się przyzwyczaić do gry bez swojej największej gwiazdy, to i tak znalezienie następcy nie było łatwe.
Poszukiwanie następcy Mitrovicia
Długo wydawało się, że ta misja może okazać się dla Fulham niewykonalna. Początkowo w buty Serba miał wejść Raul Jimenez, jednak na pierwszego gola Meksykanina trzeba było czekać aż do 12. kolejki i przegranego starcia z Aston Villą (1:3). Mimo to, w następnych spotkaniach 32-latek dość regularnie trafiał do siatki, zdobywając pięć goli w siedmiu meczach, które zaczynał w pierwszym składzie. Zatrzymała go dopiero kontuzja odniesiona w 22. kolejce. Meksykanin do gry wrócił w minioną sobotę na mecz z Tottenhamem, niemniej jednak w tym czasie Fulham nie odczuło zbytnio jego braku.
W miejsce Jimeneza na środku ataku Marco Silva postawił na Rodrigo Muniza, a ten wykorzystał swoją szansę. Brazylijczyk pierwszego gola w Premier League zdobył dopiero w 23. kolejce w meczu przeciwko Burnley. Od tego momentu jednak nie może się zatrzymać. W ostatnich siedmiu spotkaniach 22-latek zdobył siedem goli i dołożył jedną asystę. Nikt w Premier League w tym czasie nie trafiał częściej do siatki. W dłuższej perspektywie Muniz prawdopodobnie nie utrzyma tak wysokiej dyspozycji strzeleckiej. Jego wskaźnik xG (goli oczekiwanych) w tym okresie wynosi 4,33. Mimo to, m.in. dzięki jego formie Fulham zdobyło w tym czasie 13 punktów i praktycznie zapewniło sobie pozostanie w elicie na kolejny sezon.
Fulham zależne od formy napastnika
Generalnie w trwającej kampanii na wyniki Fulham w dużej mierze wpływa skuteczność napastnika. W pierwszych 14 kolejkach, kiedy podstawowi napastnicy The Cottagers zdołali tylko raz znaleźć drogę do bramki, podopieczni Marco Silvy zdobyli zaledwie 15 punktów. Dodając do tego trzy porażki z końcówki grudnia, kiedy Jimenez był zawieszony za czerwoną kartkę obejrzaną w meczu z Newcastle wychodzi, że Fulham w tych spotkaniach zdobywało średnio 0,88 punktu na mecz. Z kolei w pozostałych meczach, a więc z będącymi w formie najpierw Jimenezem, a następnie Munizem – 23 „oczka” w 12 starciach, co daje średnio 1,92 na mecz. Ponad dwa razy więcej.
Co więcej, w meczach, w których którykolwiek napastnik Fulham strzelał gola, The Cottagers zdobywają średnio 2,2 punktu na mecz. W pozostałych spotkaniach tylko 0,84. Oczywiście gole strzelane przez napastników znacznie przybliżają zespół do zwycięstw, jednak w Fulham ta dysproporcja jest ogromna. Dyspozycja „dziewiątki” przekłada się również na grę innych ofensywnych piłkarzy. Wszystkie najlepsze mecze ekipy Marco Silvy z tego sezonu (po 5:0 przeciwko Nottingham i West Hamowi czy 3:0 z Tottenhamem) łączy to, że napastnik był kompatybilny z resztą zespołu. Utrzymywał się przy piłce, brał udział w akcjach kombinacyjnych i swoim ustawieniem tworzył przestrzenie kolegom z zespołu.
Fulham ma patent na czołówkę
Pozycja „dziewiątki” długo była tym, co najbardziej mogło niepokoić Marco Silvę, gdyż pozostałe elementy się zgadzały. Zresztą Fulham znajduje się dzisiaj na 12. miejscu również dzięki dobrej defensywie. Mniej goli na mecz traci tylko siedem zespołów, a w dolnej połowie tabeli lepszy pod tym względem jest tylko Everton. Ponadto w meczach domowych jedynie rywale Arsenalu, Manchesteru City i Liverpoolu rzadziej trafiają do siatki. Co prawda, według wskaźnika xGC (goli oczekiwanych traconych) The Cottagers – według danych z Understat – „powinni” stracić około 8-9 goli więcej, jednak nie sposób nie docenić ich organizacji w defensywie przeciwko mocniejszym zespołom.
W minionej kolejce Fulham jako pierwszy zespół w tym sezonie Premier League zatrzymało Tottenham Ange’a Postecoglou, wygrywając 3:0. The Cottagers byli dobrze zorganizowani w średnim pressingu, skutecznie utrudniali progresję piłki w tercję ofensywną i grali agresywnie w odbiorze. Ponadto ekipa Marco Silvy potrafiła wyczuć moment, kiedy wyjść wyżej do pressingu, odebrać futbolówkę i przejść do szybkiego ataku. Zresztą nie był to pierwszy taki mecz przeciwko mocniejszemu na papierze przeciwnikowi. Podobnie było w niedawnym spotkaniu z Manchesterem United na Old Trafford (2:1) czy z Arsenalem pod koniec ubiegłego roku (2:1).
Dopasowanie napastnika do reszty zespołu od początku sezonu było problemem Marco Silvy. Po odejściu Aleksandara Mitrovicia Fulham straciło nie tylko swojego najlepszego strzelca, ale też kogoś, na kim można było oprzeć grę ofensywną zespołu. Początkowo ani Raul Jimenez, ani Rodrigo Muniz, ani Carlos Vinicius swoimi występami nie dawali wielu argumentów, że mogą wejść w buty Serba, przez co Fulham miało problemy ze strzelaniem goli. Jednak, gdy przełamał się najpierw Raul Jimenez, a następnie Rodrigo Muniz, poprawiły się też wyniki. Wkomponowanie nowej „dziewiątki” do systemu gry Fulham trwało dość długo, jednak warto było czekać.