Spotkania pomiędzy Liverpoolem i Manchesterem City to swoista definicja hitu. Szczególnie w erze pojedynków Jürgena Kloppa z Pepem Guardiolą. Smaczku dodają obecne okoliczności. W czołowej trójce jest bardzo ciasno, a to spotkanie może przesądzić o tym, kto sięgnie po trofeum.
Corner taken quickly?
Emocje towarzyszyły nam już od samego początku. Bardzo aktywny był Kevin De Bruyne, więc to goście tworzyli sobie okazje. Dużo gry kombinacyjnej ze strony Obywateli nie przyniosło jednak konkretów. Te obserwowaliśmy pod bramką Edersona. Najgroźniej zrobiło się po akcji Conora Bradleya, który z łatwością ograł Nathana Ake’a i… strzelał? A może dogrywał do Darwina Núñeza? Nie wiadomo. Ale Brazylijczykowi musiało zrobić się gorąco. Liverpool swojego momentu przewagi nie wykorzystał, więc musieli to zrobić piłkarze Guardioli. Pomysłowy rzut rożny poskutkował strzeleniem bramki przez Johna Stonesa. Gospodarze totalnie nie byli na to przygotowani.
Bramka ożywiła nam to spotkanie jeszcze bardziej. Drużyny zaczęły odważniej atakować, grać szybciej i pazerniej. Szansę na wyrównanie miał Liverpool, ale Dominik Szoboszlai źle złożył się do uderzenia głową przez co nie trafił w bramkę w doskonałej sytuacji. W końcówce przycisnął jeszcze zespół Manchesteru, lecz brakowało im dokładnego, ostatniego podania.
Kłopoty City, przewaga Liverpoolu
Druga połowa rozpoczęła się od ogromnego tąpnięcia. Nathan Ake, który swoją drogą nie rozgrywał tego dnia najlepszego spotkania, za lekko podał piłkę do Edersona. Golkiper chciał ratować błąd kolegi, ale pierwszy przy piłce był Núñez. Urugwajczyk trącił piłkę, a następnie został sfaulowany. Piłkę na punkcie jedenastego metra ustawił Alexis Mac Allister i doprowadził do wyrównania. To nie były jedyne problemy Pepa Guardioli. Ederson w wyniku zderzenia z Núñezem doznał urazu i nie był w stanie dokończyć meczu.
The Reds się rozkręcali. Na boisko wszedł Mohammed Salah i w swojej pierwszej akcji powinien mieć asystę. Wszystko zepsuł Luis Diaz, który zepsuł tą, a także następną piłkę od Núñeza. Co by było, gdyby Kolumbijczyk był skuteczniejszy w fazie końcowej akcji. Piłkarze City byli przyparci do muru. W 71. minucie ratować ich musiał Stefan Ortega, który paradą a’la Boruc obronił strzał Núñeza. Liverpool szedł jak po swoje, ale wszystkie próby kończyły się, kiedy trzeba było postawić kropkę nad „i”. Wykorzystać to chciał Jérémy Doku. Belg pokręcił trochę rywalami na lewej stronie i strzelił w słupek. Na koniec przechylić szalę na swoją korzyść próbował jeszcze Liverpool. Podopieczni Kloppa mogli mieć do tego idealną sytuację w ostatnich sekundach meczu, gdyż Jeremy Doku bardzo groźnie podniósł nogę w kierunku nadbiegającego do piłki Mac Allistera. Jednakże nie przyznano z tego powodu rzutu karnego. Ostatecznie giganci Premier League podzielili się więc punktami.