Real Madryt po serii trudniejszych meczów w końcu w teorii mógł odetchnąć. Los Blancos wizytowali bowiem na Vallecas, gdzie ich rywalem było Rayo Vallecano. Rayo, które w mijającym tygodniu zmieniło trenera. Był to efekt fatalnych wyników na początku roku, kiedy to zdobyli 4 punkty w 6 meczach. Real był w odmiennej sytuacji, i mimo problemów z kontuzjami w ostatniej kolejce umocnił się na pozycji lidera pokonując Gironę.
Real dobrze zaczął, ale spuścił z tonu
Co ciekawe, debiutujący na ławce trenerskiej Rayo Iñigo Pérez jest prawie 3 lata młodszy od Luki Modricia, który mecz ten rozpoczynał w wyjściowej jedenastce Realu Madryt. Królewscy zaczęli w sposób idealny. Już w trzeciej minucie wyprowadzili kontratak, który zakończył się golem Joselu. W kolejnych minutach nie dawali gospodarzom dojść do głosu i względnie spokojnie kontrolowali przebieg meczu. Nie grali jednak na najwyższych obrotach i nie dochodzili do kolejnych klarownych okazji.
To zemściło się po 20 minutach. Po uderzeniu Oscara Trejo piłka odbiła się od dłoni Eduardo Camavingi, a sędzia po obejrzeniu powtórki wskazał na jedenasty metr. Rzut karny na bramkę zamienił Raul de Tomas, czyli wychowanek Realu Madryt. Rayo złapało wiatr w żagle i poważnie postawiło się Realowi. Los Blancos wyglądali na wytrąconych z rytmu, do którego nie do końca wiedzieli, jak wrócić. Brakowało im dynamiki i dokładności w akcjach ofensywnych. Nie najlepsze spotkanie rozgrywał też Vinicius, który poza kilkoma przebojowymi rajdami pozostawał raczej niewidoczny.
Festiwal bylejakości w wykonaniu Realu
Druga połowa wcale nie wyglądała lepiej w wykonaniu zawodników Realu Madryt. Zwłaszcza że to gospodarze zanotowali lepsze wejście w mecz po przerwie. Królewscy nawet po teoretycznym przejęciu kontroli nad piłką nie potrafili zaznaczyć swojej wyższości. Ich grze brakowało płynności, ale przede wszystkim pomysłu. Wszystko wskazywało, że potrzeba zmian, ale te długo nie nadchodziły. Jednak nawet po nich Real rozgrywał piłkę często w zwolnionym tempie. Zawodnicy Ancelottiego albo podejmowali nietrafione decyzje, albo ich próby indywidualne były zwyczajnie słabe. Przodował w tym Rodrygo, który po wejściu na boisko w 70. minucie nie tylko nie oddał żadnego strzału, ale też nie podjął próby dryblingu. To podsumowuje ostatnią dyspozycję Brazylijczyka. Swoje trzy grosze dołożył Dani Carvajal, który w doliczonym czasie gry obejrzał czerwoną kartkę.
Real Madryt zagrał na Vallecas zwyczajnie słabo. Zbyt wielu zawodników notowało anonimowe okresy w trakcie meczu, co negatywnie wpływało na grę całej drużyny. Nie można mieć większych pretensji do gry w obronie, bo ta zwyczajnie nie była zbyt wiele razy testowana. Rzut karny był kwestią pecha, a nie znaczącego błędu. Ofensywa była jednak apatyczna, i wyglądała na niechętną do gry. Brakowało pomysłu na rozgrywanie akcji, a także odpowiedniej dynamiki, aby zaskoczyć rywali. Real potrzebował indywidualnego błysku, który tym razem nie nadszedł. Najwyraźniej godzina 14 nie do końca pasuje zawodnikom Los Blancos na rozgrywaniu meczu.