Ten weekend z angielską piłką zdecydowanie jest mniej emocjonujący niż zwykle, ponieważ Premier League ma przerwę, a rozgrywana jest 3. runda Pucharu Anglii, gdzie dużo mocnych zespołów musi wykonać zadanie ogrywając rywala z niższej półki. Prawdziwym hitem było jednak starcie na Emirates Stadium, gdzie Arsenal podejmował Liverpool. Tuż przed świętami oba zespoły zremisowały 1:1 na Anfield. Dziś w lepszej formie zdawał się być zespół Jurgena Kloppa, ale miejsce rozgrywania spotkania oraz absencje Salaha (wyjazd na Puchar Narodów Afryki) oraz van Dijka (choroba) zapowiadały bardzo wyrównane widowisko.
Lepiej grali gospodarze
Zespół Mikela Artety również był osłabiony, ponieważ tuż przed meczem z kontuzją wypadł Gabriel Jesus i na środku ataku został ustawiony Kai Havertz. Niemiec mógł być bohaterem pierwszej połowy, ponieważ miał kilka dogodnych okazji na zdobycie bramki, ale zdecydowanie zbyt wolno podejmował decyzje, przez co finalnie zamieniał te szanse w strzały o niskim prawdopodobieństwa zdobycia gola. W pierwszej części gry gospodarze byli zespołem wyraźnie lepszym. Mikel Arteta dokonał kilku zmian w składzie. Na lewej obronie – z powodu braku innych opcji – zagrał Jakub Kiwior, ale tym razem nie schodził już do środka w fazie posiadania piłki, ponieważ w drugiej linii zagrali Declan Rice i Jorginho.
Kanonierzy bardzo dobrze funkcjonowali w grze bez piłki wielokrotnie odbierając piłkę na połowie Liverpoolu, jednak – z przycyzn podanych już wyżej – do szatni schodzili przy bezbramkowym remisie. W szeregach Jurgena Kloppa widoczny był brak Mohameda Salaha, bez którego kontrataki The Reds były mniej groźne niż zwykle.
Goście musieli przetrwać trudny moment
W drugiej połowie Arsenal nie był już tak groźny, ale ciągle był zespołem mającym więcej z gry. Liverpool, po zaledwie dwóch oddanych strzałach w pierwszej polowie, po zmianie stron zaczął się jednak odgryzać. Dwa razy trafili w poprzeczkę, aż wreszcie wyręczyli ich przeciwnicy. Po dośrodkowaniu Trenta Alexandra-Arnolda z rzutu wolnego Aarona Ramsdale’a pokonał… Jakub Kiwior. Polak, który do tego mometu rozgrywał przyzwoite spotkanie, niestety został antybohaterem meczu. Arsenal nie dość, że od dłuższego okresu ma problemy z umieszczeniem piłki w siatce rywali, to dziś na dodatek trafił do złej bramki.
Arsenal 0:2 Liverpool (80′ Kiwior sam., 90+5′ Luis Diaz)
***
Po więcej informacji o Premier League zapraszamy na grupę Kick & Rush – wszystko o lidze angielskiej