W 1/16 finału Fortuna Pucharu Polski ŁKS Łódź podejmował u siebie Raków Częstochowa. „Medaliki” szukały przełamania, bo po wygranej w meczu na Łazienkowskiej z Legią, podopieczni Dawida Szwargi nie wygrali od trzech spotkań. Z kolei ŁKS cały czas próbuje wydostać się ze swojego marazmu i nijakości. W meczu z aktualnymi mistrzami Polski byli skazani na porażkę, lecz nie takie historie futboli widział.
Bicie głową w mur?
To, że Raków w tym spotkaniu będzie przeważał i prowadził grę, było bardziej niż oczywiste. Piłkarze Dawida Szwargi jak to mają w swoim zwyczaju w ostatnim czasie, nie potrafili wykorzystywać swoich okazji. Nie mieli w swoich szeregach zawodnika, który byłby w stanie wziąć ciężar gry na siebie i wbić w jakikolwiek sposób piłkę do bramki. Podania to nie wszystko. Kolejne spotkanie, w którym brakowało konkretów, a przede wszystkim napastnika.
ŁKS umiejętnie się cofnął i szukał swoich okazji w kontratakach. Poza tym w ich grze zdarzały się pojedyncze zrywy, które piłkarze Piotra Stokowca starali się jak najlepiej wykorzystać. Gospodarze nie zamierzali się tylko bronić. Mieli pomysł na to spotkanie i go skutecznie realizowali. Nie zamierzali tego meczu odpuszczać. Wiedzieli także, że jest to mecz pucharowy, także robili wszystko, aby dotrwać z wynikiem remisowym jak najdłużej. Wtedy można powalczyć ewentualnie w dogrywce czy rzutach karnych. Pierwsza połowa to bardzo duże rozczarowanie w szeregach „Medalików”. Dawid Szwarga desygnował na to spotkanie „pierwszy garnitur”, a piłkarze nie potrafili strzelić gola tak słabo mimo wszystko grającemu ŁKS-owi. Gospodarze osiągnęli swój cel w pierwszej połowie, jakim było niestracenie gola.
Nijakość w ataku
Raków nie mogąc strzelić gola ŁKS-owi, z minuty na minutę coraz bardziej się pogrążał. Gospodarze jeszcze kilka dni temu stracili pięć bramek również w meczu domowym z Górnikiem Zabrze. Przyjeżdża mistrz Polski na ten sam teren i bije głową w mur. Dodatkowo tak jak wspominałem „Medaliki” wyszli tak naprawdę podstawowym składem. Nie kleiło się w ofensywie dosłownie nic. Brakowało konkretnych akcji, a pojedyncze zrywy Johna Yeboaha nie znaczyły zbyt wiele. Kolejne spotkanie, w którym to Raków nie ma kompletnie pomysłu na rywala, który jest skupiony tylko i wyłącznie na bronieniu.
Im dłużej utrzymywał się wynik 0:0, tym lepiej oczywiście dla piłkarzy Piotra Stokowca. To łodzianie mieli mniej do stracenia w tym spotkaniu. Walczyli tak naprawdę o rzuty karne, a jak coś się uda strzelić w regulaminowym czasie gry to jeszcze lepiej. Po kompromitacjach w rozgrywkach ligowych taka wygrana dałaby solidnego „kopa” motywacyjnego piłkarzom ŁKS-u. „Medaliki” to zespół, który ma patent na rozgrywki Pucharu Polski. Jednak w tym meczu nie było tego widać. Pozwalali gospodarzom na próby strzelenia gola. Sami nie potrafili tego zrobić i zmierzali swoją grą donikąd. A już na pewno nie do zwycięstwa w całym spotkaniu. Tak nie może grać mistrz Polski. 90 minut nie rozstrzygnęło wyniku, dlatego potrzebna była dogrywka.
Rakowie strzelisz coś?
ŁKS w dogrywce jechał już na oparach. Jedyne, o czym marzyli gospodarze to o doprowadzeniu do rzutów karnych. Prawdę mówiąc, nie ma czemu się dziwić, bo poza aspektem piłkarskim dochodził też fakt, że ŁKS od 100. minuty grał w osłabieniu. Drugą żółtą, a w konsekwencji czerwoną kartkę otrzymał Piotr Janczukowicz.
Zawodnicy Piotra Stokowca bronili się dzielnie, lecz „tylko” do 109. minuty. Upragnioną bramkę dla Rakowa Vladyslav Kochergin. Bił głową w mur Raków niemiłosiernie, lecz koniec końców im się udało. ŁKS nie miał już nawet sił się bronić. Wybijali piłkę jak najdalej, lecz nie dotrwali do serii rzutów karnych. Woli walki, jednak temu zespołowi odmówić nie można. W pierwszej połowie wyglądali naprawdę solidnie. Złośliwi powiedzą, że szkoda, iż to nie był mecz ligowy. Jakby mało było ostatnio zmęczenia spotkaniami, „Medaliki” zafundowały sobie dogrywkę z ostatnią drużyną Ekstraklasy. Cóż można i tak. Na końcu jednak liczy się zwycięstwo, które w samej końcówce podwyższył jeszcze Ben Lederman. Najważniejsze dla częstochowian jest to, że meldują się w 1/8 Fortuna Pucharu Polski.