Po odejściu wielu gwiazd tego lata, w tym Lionela Messiego, Neymara czy Marco Verattiego, PSG nie rozpoczęło sezonu 2023/2024 w dobrym stylu. Zawstydzająca porażka u siebie w ten weekend z Niceą sprawiła, że paryżanie odnieśli zaledwie dwa zwycięstwa w pięciu pierwszych meczach Ligue 1. Mimo wszystko Luis Enrique ma nadzieję, że Liga Mistrzów będzie odskocznią dla drużyny, pomimo tego, że mistrzowie Francji zazwyczaj zawodzili już na poziomie 1/8 finału. Z kolei goście z Dortmundu odnieśli ostatnio zwycięstwo z Freiburgiem i przedłużyli tym samym swoją passę bez porażki w Bundeslidze w czterech pierwszych spotkaniach. Mimo wszystko w obu klubach kibice nie są zbytnio zadowoleni z gry. Dlatego zwycięstwo w meczu Ligi Mistrzów z pewnością poprawiłoby morale w klubie.
Brak ryzyka z obu stron
Od samego początku spotkania było widać, że trafiły na siebie zespoły nie byle jakie. Zarówno jedni jak i drudzy próbowali swoich szans, lecz brakowało konkretów. Jedni czekali na ruchy drugich. Nikt nie chciał się za bardzo otworzyć, a gra polegała na czekaniu i unikaniu błędów. PSG, jak to ma w zwyczaju od przyjścia Luisa Enrique, przeważało w posiadaniu piłki. Tak naprawdę piłkarze Edina Terzica mogli jedynie liczyć na pojedyncze zrywy poszczególnych piłkarzy i na kontrataki. Jednak nie bardzo się to udawało, ponieważ poza obroną nie funkcjonowało za wiele. Po odbiorze piłki piłkarze gości nie wiedzieli zbytnio co z nią zrobić.
Brakowało jednak z obu stron zrobienia czegoś nadzwyczajnego. Tak jakby obu drużynom zależało bardziej na tym, aby nie stracić gola niż go strzelić. W obu zespołach brakowało napastnika. Były indywidualności, lecz nie było kolektywu w zespole. BVB świetnie się broniło i znakomicie zamykało poszczególne przestrzenie, odcinając ostatnie podanie prowadzące do bramki. Natomiast PSG poza posiadaniem piłki i zrywami chociażby Dembele czy Mbappe nie pokazało zbyt wiele. Piłkarze Luisa Enrique w pierwszej połowie nie oddali celnego strzału. To wiele mówi o ofensywie gospodarzy i o poziomie spotkania. Bardzo usypiające widowisko zaserwowali nam piłkarze w pierwszej części meczu. Brakowało konkretów i wrzucenia wyższego biegu. Było to 45 minut, które miało na celu poznanie rywala.
Wrzucenie wyższego biegu
Mecz w drugiej połowie o wiele bardziej się otworzył. Głównie za sprawą piłkarzy Luisa Enrique. Paryżanie zdecydowanie wrzucili wyższy bieg i zaczęli coraz to częściej znajdować się pod polem karnym swoich rywali. W 49. minucie Kylian Mbappe wykorzystał rzut karny i wyprowadził swój zespół na prowadzenie. Następnie 9 minut później na tablicy wyników było już 2:0. Składną akcję na gola zamienił Achraf Hakimi. Trybuny ożyły, a gospodarze coraz bardziej się nakręcali. Wyglądali na ludzi, z których spadł ciężar tego spotkania. Luis Enrique w przerwie meczu powiedział pewnie kilka mocnych słów i nakazał wrzucenia luzu. Podziałało. PSG wyglądało na drużynę głodną zwycięstwa i przede wszystkim nie czekającą na to co pokaże rywal. Sami wzięli swój własny los w swoje własne ręce.
Podopieczni Edina Terzica natomiast nie potrafili jakkolwiek zagrozić bramce strzeżonej przez Donnarumę. Nie wiedzieli jak przeprowadzić składną akcję. Gdy tylko chcieli wyjść z atakiem to natychmiast natrafiali na walec w postaci pressingu rywali. BVB dzisiaj nie istniało i nie dało żadnych podstaw na to, aby sądzić, że mogą ten mecz wygrać. PSG było zespołem bardziej doświadczonym, ogranym i wiedzącym co chce osiągnąć swoją grą.
Brakowało w wielu momentach dokładności i zgrania, lecz na tak grającą Borussię Dortmund jak najbardziej to wystarczyło. Można odnieść wrażenie, że każdy kolejny dzień Edina Terzica na ławce trenerskiej BVB jest marnowaniem potencjału tej drużyny. Nic dzisiaj nie pokazali wicemistrzowie Niemiec. Wyglądali jak drużyna zagubiona, która nie wie po co jest na boisku. Szkoda, bo z tak grającym PSG można było jak najbardziej powalczyć o cokolwiek.