Kończący się sezon 2022/23 był trudny dla fanów Liverpoolu. Przed startem kampanii kibice mieli nadzieję na walkę o mistrzostwo oraz triumf w Lidze Mistrzów, tymczasem podopiecznych Jürgena Kloppa było stać jedynie na zajęcie 5. miejsca w Premier League oraz dotarcie do 1/8 finału Champions League. Dodatkowo „The Reds” szybko odpadli z Carabao Cup oraz Pucharu Anglii. Pojedyncze sukcesy takie jak wysokie wygrane z Bournemouth, czy przede wszystkim z Manchesterem United były przeplatane słabymi występami w lidze oraz porażkami w Champions League. Niestabilna forma sprawiła, że Liverpool po raz pierwszy od 7 lat nie zajął miejsca w TOP4 i w przyszłym sezonie zagra w Lidze Europy.
Czy Jurgen Klopp nadal powinien prowadzić zespół, czy też jego projekt można uznać za wypalony? Pogłoski o zwolnieniu Niemca pojawiały się w trakcie sezonu, kiedy Liverpool zajmował w tabeli miejsca pod koniec pierwszej dziesiątki. Władze klubu postanowiły jednak pozostawić Kloppa na stanowisku, co okazało się dobrą decyzją. Były menedżer Borussii Dortmund podźwignął zespół z kryzysu i sprawił, że pod koniec sezonu Liverpool walczył o zajęcie miejsca w TOP 4. Stabilna forma przyszła jednak za późno i, pomimo że „The Reds” zanotowali serię 7 zwycięstw z rzędu, to ostatecznie zakończyli sezon na piątej lokacie ze stratą czterech punktów do Newcastle. Co sprawiło, że ten sezon był dla zawodników z Anfield Road znacznie słabszy niż poprzednie?
Liverpool ma za słabą kadrę
Mundial w środku sezonu oraz liczne kontuzje obnażyły słabość personaliów zespołu „The Reds”. Klopp nie miał kim zastąpić ważnych zawodników, gdy ci złapali kontuzję, lub byli bez formy. Dobrym przykładem jest Trent Alexander-Arnold. Przez dużą część ostatniej kampanii Anglik nie przypominał gracza z poprzednich sezonów, kiedy był uważany za najlepszego prawego obrońcę na świecie. Reprezentant Anglii miał kłopoty szczególnie z grą w defensywie. Z przodu nadal dawał sporo, kreując sporo szans swoim kolegom. Najlepszym wyjściem byłaby zmiana pozycji na bardziej ofensywną. Problem w tym, że w Liverpoolu nie ma zawodnika, który mógłby Arnolda zastąpić. Klopp był zmuszony go wystawiać na prawej obronie, przez co proces powrotu Anglika do formy znacznie się wydłużył.
Liverpool ma również spory problem w środku pola. Był on spowodowany nie tylko kontuzją Thiago Alcantary, ale przede wszystkim brakiem wzmocnień. Jordan Henderson oraz James Milner to zawodnicy, którzy lata świetności mają już za sobą. Z kolei Harvey Elliot czy Curtis Jones są zbyt młodzi, aby z powodzeniem brać na siebie ciężar gry i być liderami linii środkowej. I właśnie takiego lidera Liverpool może poszukać w najbliższym okienku transferowym. Możliwe, że wobec fiaska transferu Bellinghama, Klopp będzie zmuszony do budowania środka pola wokół Thiago Alcantary. Jednak biorąc pod uwagę skłonność Hiszpana, do łapania kontuzji będzie to ryzykowny ruch.
„The Reds” potrzebują również wzmocnień w defensywie. Świadczy o tym liczba aż 47 straconych goli w lidze. Jest to najgorszy wynik od sezonu 15/16, czyli początku kadencji Kloppa na Anfield. Poza zmiennikiem dla Trenta Alexandra-Arnolda, potrzebne są również alternatywy do środka obrony. Duet Van Dijk — Konate spisywał się stosunkowo dobrze, jednak obaj zawodnicy nie ustrzegli się wpadek. Z kolei Joe Gomez udowodnił w tym sezonie, że nie nadaje się do grania przeciwko najlepszym zespołom.
Sam Salah to za mało
Na pierwszy rzut oka można uznać, że ofensywa Liverpoolu spisywała się w tym sezonie bez zarzutu. „The Reds” strzelili w lidze aż 75 bramek, co jest trzecim wynikiem w stawce. Więcej goli strzeliły tylko drużyny Arsenalu oraz Manchesteru City. Tak duża liczba trafień nie wynika jednak z regularności zawodników Kloppa, a kilku wysokich zwycięstw z Bournemouth, Manchesterem United czy Leeds. W dużej części meczów ofensywa Liverpoolu była nijaka, co odbijało się na wynikach.
Przyczyną takiego stanu rzeczy była słaba forma wielu graczy. Jedynym piłkarzem, do którego kibice nie mogą mieć pretensji, jest Mohamed Salah. Egipcjanin po raz kolejny był najlepszym strzelcem zespołu. Zdobył 30 bramek oraz zaliczył 16 asyst we wszystkich rozgrywkach. Salah robił co mógł, aby pomóc drużynie w osiągnięciu celów wyznaczonych na ten sezon, jednak się to nie udało. Po tym jak Liverpool stracił szansę na awans do Ligi Mistrzów, zawodnik opublikował emocjonalny wpis w swoich social mediach.
Reszta zawodników mających odpowiadać za zdobywanie goli nie była w stanie nawiązać do osiągnięć Salaha. Darwin Nunez irytował nieskutecznością, ale pomimo tego zaliczył 15 trafień. Jednak biorąc pod uwagę cenę, jaką Liverpool zapłacił za tego zawodnika (80 mln euro), nie jest to imponujący wynik. Tym bardziej że Urugwajczyk przed sezonem był traktowany jako potencjalny konkurent Erlinga Haalanda. Kolejny wielki transfer, czyli Cody Gakpo, dołączył do zespołu zimą i zaliczył 7 trafień oraz 3 asysty. Na ocenę obydwu transferów przyjdzie czas po kolejnym sezonie. Zarówno Nunez jak i Gakpo mają potencjał, aby stanowić o sile ofensywnej zespołu, jednak w ich grze jest sporo do poprawy.
Za kłopoty w ofensywie odpowiada również środek pola. Żaden ze środkowych pomocników Liverpoolu nie miał większego udziału w trafieniach. Najlepszymi liczbami może się „pochwalić” Harvey Elliot. 20-latek w całym sezonie zaliczył 5 bramek oraz 2 asysty. Dla porównania z zespołami z TOP 4: Kevin De bruyne 10 bramek, 28 asyst; Martin Odegaard 15 bramek, 8 asyst; Bruno Fernandes 13 bramek, 15 asyst.
Liverpool nie był wystarczająco konkurencyjny
„The Reds” byli zbyt słabi, aby zawalczyć w tym sezonie o coś więcej niż 5. miejsce. Brakowało liderów, którzy ciągnęli zespół w poprzednich sezonach. Poziom utrzymał jedynie Mohamed Salah. To za mało, aby walczyć o ligowy triumf z Manchesterem City, czy z powodzeniem rywalizować w Lidze Mistrzów.
Zawodnicy Jurgenna Kloppa kilka razy wysyłali sygnały, że mogą wrócić do dawnej dyspozycji, jednak nie potrafili pójść za ciosem. Po rozbiciu Bournemouth i pokonaniu Newcastle wydawało się, że wyniki na początku sezonu były wypadkiem przy pracy. Jednak bezbramkowy remis z Evertonem oraz upokorzenie przez Napoli, sprowadziły kibiców „The Reds” na ziemię. Po historycznej wygranej z Manchesterem United na Anfield aż 7:0, przyszły 3 porażki z rzędu, które pogrzebały wszelkie nadzieje na sukces w tym sezonie.
Fani Liverpoolu mogą się pocieszać tym, że mogło być zdecydowanie gorzej. Gdyby nie seria zwycięstw pod koniec, Liverpool w przyszłym sezonie mógłby nie zagrać w europejskich pucharach. Jednak biorąc pod uwagę oczekiwania, które kibice mieli przed startem sezonu, jest to marne pocieszenie.
Dobra końcówka w lidze daje nadzieję na przyszłość
Liverpool w końcu wyglądał tak, jak życzyliby sobie jego kibice. Mimo to na Anfield potrzeba zmian, jednak brak awansu do Champions League może utrudnić wykonanie potrzebnych wzmocnień.