Dziś, jeszcze przed finałem Pucharu Polski, Raków miał okazję przypieczętować mistrzowski tytuł. Jednym z warunków była jednak strata punktów Legii, a zespół Kosty Runjaicia na inaugurację 30. kolejki pokonał Wisłę Płock, więc ekipa z Częstochowy mogła co najwyżej zrobić kolejny krok przybliżający ich do złotego medalu. Rywal? Lechia u siebie. Teoretycznie trudno więc być nie powinno.
W Częstochowie nie oglądaliśmy jednak wielkiego widowiska
Powiedzmy sobie szczerze – Raków nie grał jak przyszły mistrz Polski. Na boisku nie było widać ogromnej różnicy, jaka dzieli oba zespoły w tabeli. Zespół Marka Papszuna momentami spychał przyjezdnych do głębokiej defensywy, ale i tak z trudem przychodziło im wykreowanie sobie sytuacji strzeleckiej. Co zaskakujące, to Lechia miała wyższe posiadanie piłki. Gospodarze wyszli na mecz z bardzo spokojnym nastawieniem licząc, że uda im się wygrać to spotkanie niskim nakładem sił wykorzystując błędy, których Lechia raczej się nie ustrzega.
Plan się sprawdził. Pod koniec pierwszej połowy Raków przeprowadził błyskawiczą kontrę. Odbiór, dalekie podanie Racovitana za linię obrony i precyzyjne wykończenie akcji Fabiana Piaseckiego, który przelobował Michała Buchalika. Medaliki w pierwszej połowie były dalekie od swojej optymalnej dyspozycji, ale nie pierwszy raz w tym sezonie pokazali, że nawet nie błyszcząc w ofensywie potrafią trafić do siatki – czy to za sprawą stałego fragmentu gry, czy jednego szybkiego ataku.
Po przerwie obraz gry się nie zmienił
Nadal zdecydowanie za mało było piłki w piłce, a za dużo walki, fauli, przerw w grze. Raków na tyle dobrze kontrolował mecz i zarządzał wynikiem, że Lechia nie wyglądała nawet na zespół, który próbowałby odrobić straty. Trudny do przejścia był środek pola częstochowian, bardzo dobrze spisywali się środkowi obrońcy i w efekcie Kacper Trelowski, który dostał dziś szansę od Papszuna przed finałem Pucharu Polski (w nim najprawdopodobniej zagra przez przepis o młodzieżowcu) był praktycznie bezrobotny.
Nadzieje gdańszczan na jakąkolwiek zdobycz punktową w Częstochowie definitywnie przekreślił Kochergin, który wykorzystał znakomite prostopadłe podanie od Tudora i podwyższył na 2:0. Pod koniec spotkania worek z bramkami się rozwiązał. 5 minut później trzeciego gola w tym spotkaniu zdobył Giannis Papanikolau, a w 90. minucie wynik spotkania na 4:0 ustalił Gutkovskis. Wbrew wynikowi Raków nie zagrał wielkiego meczu. Nie był efektowny, ale maksymalnie efektywny. Był taki, jak często tej wiosny. Bardzo solidny w defensywie (4. czyste konto z rzędu) i skuteczny z przodu. Za tydzień prawdopodobnie poznamy już oficjalnie nowego mistrza Polski. Na drugim biegiunie jest natomiast Lechia. Spadek to też już kwestia czasu.