Dwumecz Bayern – PSG przypomniał nam o piłce nożnej w najlepszym wydaniu. Tam było wszystko. Wysokie tempo, emocje, intensywność przez pełne 90 minut, chęć atakowania, składne akcje, gole i zmarnowane sytuacje. Wszystko to, co wbija w fotel i sprawia, że od początku do końca wbijasz wzrok w ekran i nic nie rozprasza twojej uwagi. W rankingu najlepszych meczów postpandemicznych oba (mimo, że w tym wczorajszym padła zaledwie jedna bramka) znalazłyby się bardzo wysoko.
Bayern i krótka kołdra
Nieprzypadkowo piłkę nożną dzielimy na różne okresy. Michael Cox w swojej książce „Gegenpressing i tiki-taka” przekonuje, że trendy grania w futbolu zmieniały się co 4 lata. Od futbolu totalnego Holendrów w latach 90-tych po niemiecki gegenpressing i miszmasz różnych stylów w ostatnich latach. Od 2020 roku mamy jednak nowe otwarcie – futbol postpandemiczny. Okres, w którym częstotliwość grania jest wysoka, jak nigdy. Trenerzy muszą jeszcze lepiej szafować siłami swoich zawodników, a piłkarze wiedzieć, kiedy spuścić z nogę z gazu i włączyć tryb ekonomiczny. Świeże nogi nigdy nie były tak potrzebne, jak teraz. Dlatego też w większości rozgrywek powiększono limit zmian do 5.
Paradoksalnie jednak sporo zespołów z tego udogodnienia nie ma jak skorzystać. Natłok spotkań sprawił, że liczba kontuzji znacznie wzrosła, przez co ławkę rezerwowych nawet czołowych klubów często wypełniają młodzieżowcy, którzy nie są szerzej znani nawet piłkarskim freakom. W takiej sytuacji był wczoraj właśnie Bayern. Nubel, Musiala, Martinez, Sarr, Kouassi, Stanisic, Zaizer – tak personalnie wyglądała wczoraj ławka Bawarczyków – jednego z głównych faworytów do końcowego triumfu. Absurd? Trochę tak. Nic więc dziwnego, że Hansi Flick przeprowadził zaledwie dwie zmiany. Za Alphonso Daviesa wprowadził jedynego jakościowego zawodnika pod gonienie wyniku, czyli Jamala Musialę. Fakt, że 18-latek jest pierwszą bronią Die Roten z ławki już dużo mówi. Drugą roszadą było pojawienie się na boisku defensywnego pomocnika Javiego Martineza za Choupo-Motinga. A Bayern przecież nadal musiał gonić wynik.
Kogo mam wpuścić?
Oczywiście, kadra Bayernu jest tak skonstruowana, że przepaść pomiędzy drużyną A, a drużyną B jest ogromna i Bawarczycy tym dwumeczem zapłacili cenę za zaniedbania w budowie kadry. Wystarczyło, że najlepszego strzelca i kluczowego ogniwa środka pola i Bayern nie był w stanie wejść na ten sam poziom, który w zeszłym sezonie dał im potrójną koronę. W pierwszym meczu mimo świetnej gry i wielu sytuacji w oczy raziła nieskuteczność, a wczoraj lepsze wrażenie po sobie pozostawili jednak Paryżanie.
Niemniej jednak, brak jakościowych zmienników to nie tylko problem Bayernu. To w zasadzie problem niemal każdej drużyny, zarówno z najwyższej półki, jak i tych nieco niższych. Władze Premier League nie przegłosowały przepisu o 5 zmianach, a w całej lidze tylko menadżer Arsenalu, Mikel Arteta wykorzystuje 3 zmiany w każdym meczu. Carlo Ancelotti w poniedziałek w meczu z Brighton miał wśród rezerwowych dwóch bramkarzy i jednego zawodnika regularnie grającego w Premier League – Iwobiego. Kiedy Southampton dostawało lanie 0:9 na Old Trafford Ralph Hasenhuttl – wyłączając Redmonda – miał do dyspozycji piłkarzy, którzy rozegrali łącznie 89 minut w tym sezonie ligowym. Nawet Pep Guardiola w zasilanym pieniędzmi szejków Manchesterze City na początku sezonu w wyniku plagi kontuzji musiał zapełniać ławkę graczami z akademii. Takie są realia dzisiejszego futbolu. W zasadzie o każdym zespole możemy powiedzieć, że w którymś momencie sezonu miał problemy z kontuzjami.
Odwrócony trend
Biorąc pod uwagę obecne problemy nikogo nie powinno dziwić, że piłka nożna ostatnio trochę nam spowszedniała, wszystkie spotkania zlewają się w jedną całość, a więcej emocji niż na wielu meczach jest podczas łowienia ryb. Minimalizm jest w cenie. Z kolei losy dwumeczu Bayernu z PSG potoczyły się tak, że zespół Hansiego Flicka ciągle musiał grać na maksymalnym zaangażowaniu. Odważnie atakując, zakładać jak najwyżej pressing i ryzykować przed kontratakami PSG. To głównie dlatego ten dwumecz był tak otwarty. Jeśli PSG zdołało wyjść spod pressingu rywali robiło się ciekawie, ponieważ akcja nabierała rozpędu i Paryżanie próbowali wykorzystać połacie przestrzeni za plecami linii obrony Die Roten. Jeśli Bayern odebrał futbolówkę na połowie rywali było ciekawie, ponieważ jak najszybciej chcieli wykorzystać dezorganizację piłkarzy Pochettino. W każdym przypadku nie było przestojów. Te objawiały się tylko podczas ataku pozycyjnego Bayernu i bardziej biernej postawy Paryżan.
Kolejną rzeczą, dzięki której mecz stał na bardzo wysokim poziomie były indywidualne umiejętności. Wczorajsze akcje tercetu Di Maria, Neymar, Mbappe można by oglądać w zapętleniu przez kilkadziesiąt minut i pewnie by się nie znudziło. Znakomita kontrola piłki Angela Di Marii, przez którą kilka razy pokręcił obroną Bawarczyków, drybling, zagrania w uliczkę i umiejętność napędzania akcji przez Neymara oraz szybkość, spryt i ciąg na bramkę Kyliana Mbappe. To wyświechtane zdanie, ale dla takich zawodników ogląda się mecze. Dla zawodników, którzy potrafią więcej niż inni. Zapewniają rozrywkę. Paryżanom zabrakło wczoraj tylko skuteczności, ale występ wspomnianej trójki i tak oceniłbym bardzo wysoko.
To były wyjątkowe mecze ery postpandemicznej. Mecze, dla którego poświęcałem każdy weekend narzekając, że piłka nożna staje się coraz nudniejsza. Ale teraz już wiem, że było warto. To były te mecze, na który czekałem. Te emocje, za które pokochałem i wciąż kocham futbol.