Do Lizbony przyjechali „Kanonierzy” chcący kontynuować swoją grę w Lidze Europy. Gospodarze musieli się mierzyć w 1/16 finału z duńskim Midtjylland, jednak bez większych problemów poradzili sobie w dwumeczu. Natomiast Arsenal wygrywając grupę, otworzył sobie furtkę do bezpośredniego awansu do 1/8 finału. „Kanonierom” zależało na spokojnym meczu, Jakubie Kiwiorowi na udanym debiucie, jednak Portugalczycy nie postawili łatwych warunków aktualnym liderom Premier League.
Kluczowe stałe fragmenty gry
W pierwszej połowie oba gole padły po golach ze stałego fragmentu gry, którym był rzut rożny. Najpierw gola w 22 minucie zapewnił William Saliba. Po 12 minutach padł gol dla gospodarzy za sprawą Goncalo Inacio. „Kanonierzy” w pierwszej połowie wyglądali na lekko przestraszonych, nie potrafili domykać akcji, widoczny dzisiaj był brak środkowego napastnika, dlatego gola aktualny lider Premier League szukał w stałym fragmencie gry, co przyniosło efekt. Natomiast Portugalczycy szukali swoich szans w początkowej fazie meczu poprzez kontrataki, jednak po stracie bramki bardziej przycisnęli drużynę Jakuba Kiwiora. Otworzyli się na grę, czekali na swoje okazje, dobrze pracowali pressingiem i tworzyli sobie co raz to więcej okazji. Niepokojąco w drużynie gości wyglądało wyprowadzanie piłki oraz widoczny był brak piłkarza, który mógłby wziąć większy ciężar gry na siebie.
Bardzo słaby mecz Arsenalu w obronie
Druga połowa wydawało się po pierwszych minutach, że przyniesie lepszy i bardziej skuteczny Arsenal. Jednak Sporting znowu przeczekał kilka okazji gości i ruszył jak po swoje na rywali. Bardzo duża nerwowość w całej obronie Arsenalu, duże dziury, błędy w kryciu i dawanie dużej swobody przeciwnikom. Nie podobne do graczy Mikela Artety. I te błędy wykorzystał w 55 minucie portugalski napastnik Sportingu – Paulinho. Arsenal był bardzo przewidywalny, a Portugalczycy wyglądali na drużynę, która wie, co robi na boisku. Czekali na odpowiedni moment, aby przycisnąć i skarcić rywala. Gol na 2:1 dał gospodarzom pewność siebie i kontrolę w meczu. Jednak ta kontrola niestety dla Portugalczyków, została zachwiana przypadkowo strzelonym golem samobójczym przez Hidemasa Mority.
Przy stanie 2:2 mecz się wyrównał i obie drużyny co raz to bardziej się otwierały, próbując przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść. Ta otwartość nie trwała zbyt długo i około 75 minuty mecz przycichł, obie drużyny zaczęły wyglądać na zmęczone, jednocześnie pogodzone z wynikiem spotkania. Rezultat końcowy idealnie pokazuje przebieg spotkania. Żadna z drużyn jakoś bardziej nie zasłużyła na zwycięstwo, nie potrafiła przechylić szali na swoją korzyść i z pewnością remis jest sprawiedliwy. Nie jest to wymarzony wynik dla „Kanonierów”. Przyjeżdżając do Portugalii, drużyna Arsenalu szukała spokojnego zwycięstwa i uzyskania rezultatu dającego spokój w drugim meczu. Tego komfortu przed rewanżowym spotkaniem nie ma i sprawa awansu do ćwierćfinału Ligi Europy pozostaje cały czas otwarta.
Debiut Jakuba Kiwiora
Przeciętny mecz, żeby nie powiedzieć słaby. Polak ewidentnie lekko zestresowany, nie szukał zbytnio kreatywnych podań, nie pokazywał w tym meczu swojego największego atutu, którym z pewnością jest wyprowadzanie piłki. Przy pierwszym golu mógł Jakub zachować się lepiej. Nie wyskoczył do piłki, nie zauważył wbiegającego Goncalo Inacio. Druga stracona bramka Arsenalu również dawała wrażenie, że obrońca reprezentacji Polski nie zrobił wszystkiego, co mógł. Te błędy zostały zauważone przez Mikela Artetę. Po 71 minutach reprezentant Polski został zmieniony przez Gabriela. Rotacja rotacją, jednak gdyby Jakub Kiwior sprawiał wrażenie pewniejszego w swoich decyzjach i działaniach na placu, to z pewnością Hiszpan Polaka nie zdjąłby z boiska, aż do końca meczu. Występ, z którego trzeba wyciągnąć jak najwięcej wniosków, iść do przodu i zrobić wszystko, aby kolejna szansa była bardziej udana.
Sporting – Arsenal 2:2 (Inacio 34, Paulinho 55 – Saliba 22, Morita 62 sam.)
Aut. Mateusz Topolski