Manchester United wygrał wszystkie 4 mecze rozgrywane po Mistrzostwach Świata. Everton dwa przegrał i jeden zremisował. Awans Czerwonych Diabłów do 1/16 finału Pucharu Anglii nie jest więc żadnym zaskoczeniem. Zespół Erika ten Haga zrobił swoje, ale przez grę w trybie ekonomicznym kibice prawie do końca musieli drżeć o wynik.
Obie drużyny jeszcze nie weszły dobrze w mecz, a Everton już musiał odrabiać straty.
Po dograniu Rashforda wzdłuż linii piłkę w siatce umieścił Antony. Zespół Erika ten Haga szedł za ciosem i zapowiadało się, że na Old Trafford będziemy oglądać mecz do jednej bramki. Że gospodarze przejadą się po Evertonie. Niespodziewanie pomocną dłoń do gości wyciągnął David de Gea. Bramkarz Czerwonych Diabłów zachował się w kuriozalny sposób, jakby w ogóle wyłączył się z gry albo zapomniał, że może używać rąk. Musicie sami to zobaczyć. Do wyrównania doprowadził Conor Coady.
Po straconej bramce Manchester United nie grał już z taką swobodą w ataku. Kontrolowali mecz, ich ataki pozycyjne były płynne, ale brakowało w nich czegoś extra, elementu zaskoczenia. Everton bronił nisko, linia pomocy i obrony były bardzo blisko siebie, przez co piłkarze ten Haga mieli bardzo dużo miejsca w środku, ale brakowało go w tercji ataku. Choć od 20. minuty do końca pierwszej połowy Man United oddał tylko 1 strzał z pola karnego to trudno było nie odnieść wrażenia, że jak podkręcą tempo to Everton pęknie.
Tak też się stało, aczkolwiek Manchester United nawet nie musiał tego robić.
Gospodarzy wyręczył Conor Coady, który znów trafił do siatki, ale tym razem nie tej, co trzeba. A cała akcja znowu zaczęła się po lewej stronie, od Marcusa Rashforda. Od powrotu po Mistrzostwach Świata 25-latek spisuje się fenomenalnie, jest najlepszym piłkarzem zespołu. To jego dryblingi odblokowują defensywy rywala. To on napędza kontrataki. To od niego wszystko się zaczyna. To on był dziś pierwiastkiem pozytywnego szaleństwa w wyważonej, ostrożnej, często aż za spokojnej grze Manchesteru United.
Inna sprawa, że na tak grający Everton to wystarczyło. The Toffees – w przeciwieństwie do ich dzisiejszego rywala – od wznowienia rozgrywek są w bardzo słabej formie. Grają w sposób prymitywny, nie potrafią utrzymać się dłużej przy piłce na połowie rywala. Jedynym pozytywem, kiedy zespół Lamparda znajdował się w posiadaniu futbolówki był Demarai Gray, który kilkukrotnie obiecująco napędzał kontrataki. Tego typu pochwały dobrze oddają jednak bezsilność Evertonu.
Manchester United 3:1 Everton
Antony, Coady (sam.), Rashford (k.) – Coady
***
Po więcej informacji o Premier League zapraszamy na grupę Kick & Rush – wszystko o lidze angielskiej