Graham Potter nie ma łatwego startu na Stamford Bridge. Ostatnie 7 ligowych meczów to tylko jedno zwycięstwo. Dziś Chelsea tylko zremisowała z Nottingham Forest na City Ground prezentując się bardzo przeciętnie i nie potrafiąc urzeczywistnić drzemiącego w nich potencjału wtedy, kiedy potrzeba było tego najbardziej.
Powtórka z rozrywki
Jeśli kilka dni temu oglądaliście mecz Chelsea z Bournemouth to włączając dziś telewizor mogliście początkowo przeżyć deja vu. Zespół Grahama Pottera grał w bardzo podobnym stylu. Przejęli posiadanie piłki, dobrze kontrolowali mecz utrzymując się przy futbolówce na połowie rywala i nie pozwalając rywalom na tworzenie groźnych sytuacji, jednak w ich działaniach brakowało szybkości, aby samemu stwarzać okazje bramkowe. Gol, który sprawił, że The Blues mogli grać z większym spokojem padł dość przypadkowo. Po dośrodkowaniu z lewej strony Pulisicia piłkę niefortunnie odbił obrońca Nottingham Forest, Willy Boly, który piętą niemalże skierował ją do siatki, co – biorąc pod uwagę dzisiejszą datę – od razu pojawiły się porównania do fantastycznej bramki Oliviera Giroud przeciwko Crystal Palace w 2017 roku. Futbolówka odbiła się od poprzeczki i dopadł do niej Sterling dopełniając formalności.
Po zmianie stron piłkarze Steve’a Coopera wyszli na boisko z innym nastawieniem. Nie czekali już na to, co zrobi rywal, a sami wykazywali się odwagą. Ryzyko się opłaciło. Bardzo dobrą okazję miał Brennan Johnson, Gibbs-White uderzył w poprzeczkę aż w końcu po rzucie rożnym do remisu doprowadził Serge Aurier. Jak zareagowała Chelsea? Nie zareagowała praktycznie wcale. Pierwszy strzał po przerwie oddali dopiero w 80. minucie.
Obiektywnie patrząc – Chelsea nadal gra słabo.
Z takimi rywalami, jak Bournemouth i Nottingham Forest kontrola meczu to jest coś obowiązkowego, a The Blues ta sztuka udawała się tylko w pierwszych połowach obu spotkań. Jasne, były to sygnały, że coś zmierza w dobrą stronę, podobnie jak dobry mecz Mounta z Bournemouth, czy w miarę obiecująca postawa Havertza, ale to ciągle nie była gra na miarę potencjału. Chelsea wyglądało jak Brighton Grahama Pottera, ale z tych gorszych spotkań, kiedy kibice potrafili wygwizdać zespół za brak zęba w ofensywie. Nowy trener szybko przekonał się, że zastąpienie wkładu jaki w ofensywę wnosi Reece James jest zadaniem arcytrudnym.
***
Po więcej informacji o Premier League zapraszamy na grupę Kick & Rush – wszystko o lidze angielskiej