Josue Pesqueira trafił do Legii Warszawa jako wolny zawodnik w lipcu 2021 roku. W momencie transferu doskonale wiedziano, że Portugalczyk to piłkarz z dużymi umiejętnościami technicznymi i niezłym uderzeniem z lewej nogi. Nikt jednak nie przypuszczał, że będzie to przyszły kapitan zespołu.
W minionym sezonie Josue był dla Legii absolutnie bezcenny
Bez cienia kozery znaczył w Warszawie tyle, ile Iago Aspas w Celcie Vigo czy Harry Kane w Tottenhamie. Bez jego 15 asyst legioniści mogliby drżeć o utrzymanie w PKO BP Ekstraklasie. Zresztą nie tylko o ostatnie podania się rozchodzi. Josue emanował pozytywną sportową złością, którą zarażał kolegów z drużyny. Na boisku to on wzywał do zwiększonego wysiłku, to on dawał z siebie wszystko. Tacy piłkarze zawsze są cenieni zarówno przez kibiców, jak i trenerów. A jeśli do tego dokładają ponadprzeciętne umiejętności – mamy gotowy przepis na ulubieńca trybun.
Łazienkowska 3 widziała, że Josue Pesqueira na swoich barkach utrzymuje stołecznych w elicie. Za swoje zasługi został nawet nominowany do nagrody najlepszego piłkarza sezonu 2021/22. Dodać należy, że znalazł się tam jako jedyny reprezentant klubu z dolnej połówki.
Wszystko to docenił nowy trener – Kosta Runjaić
Najpierw co prawda na kapitana wybrał sobie Mateusza Wieteskę, tyle że ten – po dwóch meczach – opuścił Legię, przechodząc do francuskiego Clermont. Wydawało się wówczas, że opaska kapitańska wróci do Artura Jędrzejczyka. Niemiecki szkoleniowiec jednak zaskoczył, awansując do tej funkcji… Josue. Obcokrajowiec, który ledwie od roku jest w klubie, do tego niemówiący w języku polskim? Brzmi niedorzecznie.
A sam Josue nie wszedł najlepiej w nową ligową kampanię. Po formie z rundy wiosennej nie było śladu. W pewnym momencie Portugalczyk zaczął irytować ciągłym machaniem rękoma i nieskończonymi dyskusjami z sędziami. Oczywiście – jako kapitan miał ku temu większe prawo, ale i tak łapał za to żółte kartki. Jak chociażby w spotkaniu przeciwko Miedzi Legnica, kiedy na jego konto trafił czwarty kartonik w sezonie oznaczający pauzę na jeden mecz. Nie byłoby w tym nic zdrożnego, gdyby nie to, że było to akurat zawieszenie w wyjazdowym klasyku z Lechem Poznań. Osłabienie drużyny z tak prozaicznego powodu – to nie mogło się spodobać.
Liczby także się nie zgadzały
Nawet pomijając te boiskowe zachowania, Josue nie strzelał goli, nie zaliczał też asyst, do których przyzwyczaił. Pierwsze trafienie w Ekstraklasie zanotował w 6. kolejce z Górnikiem Zabrze. Ostatnie podanie natomiast dopiero w 10. serii gier przeciwko Miedzi. Tak czy siak – to mało jak na gościa, od którego układa się wyjściową jedenastkę.
Paradoksalnie przełomowy okazał się pamiętny incydent po końcowym gwizdku w wyjazdowym spotkaniu z Wisłą Płock. Wtedy to Josue nie podał ręki Łukaszowi Sekulskiemu. Podniosło się larum. Większość opinii koncentrowała się na tym, że – niezależnie od okoliczności – kapitan drużyny powinien podać rękę rywalowi. Portugalczyk zaś opublikował na swoim Instagramie, że nie zasługują na to ludzie, którzy go obrażają.
O tej sprawie nie zapomniano w Płocku, dokąd po czterech dniach ponownie przyjechali piłkarze ze stolicy – tym razem w ramach Pucharu Polski. Gdy tylko Josue był przy piłce, trybuny „nagradzały” go soczystymi gwizdami. Portugalczyk był na cenzurowanym, znalazł się pod ogromną presją. I co najciekawsze… pomogło mu to.
Legia zrewanżowała się za ligową porażkę, pewnie wygrywając 3:0
Do tego wyniku walnie przyczynił się właśnie Pesqueira, zdobywając jedną z bramek oraz asystując przy golu Muciego. Były nie tylko cyferki do statystyk, była absolutnie pierwszoplanowa postać w zespole. Co więcej, sam zainteresowany dolał oliwy do ognia, gdy po swoim trafieniu wskazywał płockiej społeczności na swoje nazwisko na koszulce.
źródło: Legia Warszawa
A w kolejnych dwóch spotkaniach było jeszcze lepiej. Forma Josue szybuje w górę. W meczu na szczycie przeciwko Pogoni Szczecin Portugalczyk był zdecydowanie najlepszym graczem na murawie. Dopisał sobie nie tylko drugą asystę w tym sezonie, ale i posłał 6 kluczowych podań. Zaskoczeniem dla defensywy „Portowców” był fakt, że Pesqueira operował nie tylko w środku pola, na swojej nominalnej pozycji, ale często też schodził do prawego skrzydła.
Ale prawdziwy koncert Josue dał dopiero w 15. kolejce
W wyjazdowej rywalizacji przeciwko Jagielonii Białystok portugalski pomocnik ustrzelił pierwszego w swojej karierze hat-tricka. Przedniej urody był zwłaszcza pierwszy gol jego autorstwa.
Josue po raz kolejny grał na nerwach kibicom, tym razem białostockich. Nie tylko przez wskazywanie na swoje nazwisko, ale i przez świetną piłkarską dyspozycję. Bo, ponownie, nie chodzi tylko o gole. Co do opaski kapitańskiej 32-latka nie ma już takich wątpliwości jak na początku. Z tego powodu, że Pesqueira staje na wysokości zadania i wzorem poprzednich rozgrywek bierze na siebie odpowiedzialność za grę Legii. Bierze też na siebie presję, którą sam wokół siebie wykreował. Ale dzięki temu teraz wszyscy skupiają się na Josue, a ten doskonale sobie z tym radzi.