Arsenal wypunktowany przez Man United. Czego Kanonierom jeszcze brakuje?

Pociąg o nazwie „Arsenal Mikela Artety” zatrzymał się na stacji Old Trafford w czerwonej części Manchesteru. Po znakomitym rozpoczęciu sezonu w postaci pięciu kolejnych zwycięstw Kanonierzy musieli uznać wyższość ekipy Erika ten Haga. Old Trafford nadal pozostaje dla Arsenalu terenem przeklętym (wprawdzie wygrali tam dwa sezony temu, ale bez kibiców na stadionie). Zespół Mikela Artety nie zagrał złego meczu, ale rywale pokazali im, w jakich elementach muszą się jeszcze poprawić.

Zanim przejdziemy do tematów związanych z Arsenalem – słówko o Manchesterze United. Po dwóch porażkach zespół Erika ten Haga odniósł czwarte kolejne zwycięstwo. O tym, co zmieniło się w grze Czerwonych Diabłów pisaliśmy w tym tekście, dzień przed spotkaniem z Kanonierami. Po meczu nasz artykuł chyba ani trochę nie stracił na ważności 😉

REKLAMA

Mecze rozstrzygają się w polach karnych

Jedną z teorii niekiedy powtarzaną przez kibiców jest ta, że mecze rozstrzygają się w obu polach karnych. To prawo możemy zastosować zwłaszcza w spotkaniach o dużym ciężarze gatunkowym pomiędzy dwiema ekipami na podobnym poziomie. Każdy z nas widział sporo meczów, gdzie teoretycznie lepsza drużyna, która prowadziła grę ostatecznie schodziła z boiska pokonana. Choć ciężko powiedzieć, że Arsenal był wyraźnie lepszy od Manchesteru United to jeśli któraś drużyna miała optyczną przewagę to właśnie oni. Problemy zaczynały się jednak w polu karnym. Arsenalowi brakowało szybszych decyzji w kluczowych momentach. W pierwszej połowie Saka i Odegaard znaleźli się w sytuacji, kiedy aż prosiło się o strzał, a oni przeczekali jedno tempo i szukali dogrania. Następnie Norweg skiksował w dogodnej okazji po podaniu Gabriela Jesusa. Nawet gol Saki był nieco szczęśliwy, bo piłka przeszła między nogami Lisandro Martineza.

Podobne wnioski o Arsenalu mogliśmy wyciągać w poprzednim sezonie po meczach z czołówką. Jeśli oglądaliście mecz z Manchesterem City, czy z Liverpoolem na Emirates to pewnie wiecie o czym mowa. Przeciwko tak dobrze broniącym rywalom po prostu musisz wykorzystywać nadarzające się okazje i zachowywać zimną krew pod bramką, bo okazji do rehabilitacji może już nie być.

Druga sprawa – defensywa.

Wcześniej przytaczane powiedzenie przy stylu gry Arsenalu akurat tutaj nie pasuje. Linia defensywy Kanonierów często była bardzo wysoko ustawiona i wykorzystaniu przestrzeni za jej plecami Manchester United zawdzięcza drugiego i trzeciego gola. Przy sposobie gry preferowanym przez Mikela Artetę – nastawionym na utrzymywanie się przy piłce na połowie rywala – kluczowe jest, jak bronisz po stracie piłki. Po meczu dużo krytyki spadło na linię obrony, która nie potrafiła zatrzymać szybkich zawodników Manchesteru United. Niemniej jednak, myślę, że przy drugiej i trzeciej bramce Mikel Arteta większą uwagę zwróci na zbyt dużą swobodę, jaką mieli rywale w środku pola w fazie budowania akcji. Arsenalowi brakowało w tych momentach szybszego doskoku i agresji.

Oczywiście, żaden zespół nie jest w stanie grać perfekcyjnie w pressingu przez 90 minut, więc siłą rzeczy okazje dla rywali się pojawią. A tu znów wracamy do myśli przewodniej, wokół której kręcimy się od początku tego tekstu – Manchester United wykorzystał to, co miał. Arsenal zaryzykował grając wysoko ustawioną linią obrony przeciwko Eriksenowi, Bruno (znakomitym podającym) oraz świetnie atakującemu przestrzeń Rashfordowi i zapłacił za to cenę.

Arsenal to zespół niedoświadczony

W poprzednim sezonie jako problem Arsenalu często wskazywano brak doświadczenia tych młodych piłkarzy. Na początku obecnego sezonu zespół pokazał, że jest już na innym poziomie, jeśli chodzi o ten aspekt (reagowanie na stracone gole – tweet poniżej) i dziś Arsenal również zdołał wyjść z 0:1 na 1:1. Po zmianie stron Kanonierzy przejęli inicjatywę i ich gra naprawdę mogła się podobać. Było wiele składnych, kombinacyjnych akcji, a drużyna zyskiwała pewność siebie. Momentem, który odmienił mecz był gol Marcusa Rashforda na 2:1. Po tym ciosie Arsenal już się nie podniósł, choć wiary zawodnikom nie brakowało.

Czy Arsenal może mieć powody do zadowolenia?

Uważam, że takie spokojnie się znajdą. To raczej porażka z gatunku tych, po której nie trzeba spuszczać głowy. Najbardziej wyróżniającym się zawodnikiem w zespole Mikela Artety był Gabriel Jesus. Brazylijczyk mimo przeciętnych – jak na warunki futbolu na najwyższym poziomie – warunków fizycznych ustawia sobie obrońców rywali, jak chce. Dzięki swojemu sprytowi potrafi z każdym wygrać walkę o pozycję. Jedynym sposobem na powstrzymanie go dla obrońców Man United było łamanie przepisów. Jesus był faulowany aż 8 razy. Wcześniej Arsenalowi w takich meczach brakowało napastnika, do którego można zagrać dalekie podanie, a on utrzyma się przy niej z przeciwnikiem na plecach. Być może Brazylijczyka czasem brakowało w polu karnym, ale wynikało to bardziej z nadmiernej chęci do pomocy kolegom w konstruowaniu akcji.

Arsenal w linii ataku ma dziś piłkarzy, którzy potrafią tworzyć indywidualną przewagę – Saka i Martinelli wygrywaniem pojedynków, Odegaard wizją gry i precyzją podań (może dziś nie zagrał na swoim optymalnym poziomie, ale zaliczył kluczowe zagranie przy golu).

Jeśli ten mecz coś pokazał to fakt, że Arsenal nie jest tak idealny, jak wskazywała na to tabela po pierwszych pięciu spotkaniach. To nadal nie jest ekipa gotowa do walki o mistrzostwo, ale w klubie nikt tego nie oczekuje. Celem Kanonierów jest TOP 4 i w dzisiejszym meczu – mimo wyniku – zagrali na poziomie akceptowalnym do realizacji tego celu.

REKLAMA

***

Jeśli interesujesz się Premier League to zapraszamy na grupę Kick & Rush – wszystko o lidze angielskiej

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    108,718FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ