Erling Haaland powiedział jakiś czas temu, że jeśli on i jego koledzy zagrają tak samo jak w ostatnich kilku meczach, to nie mają szans na awans w Lidze Mistrzów. Trudno mu było odmówić racji, ponieważ dyspozycja BVB jest ostatnio daleka od upatrzonego ideału. Słowa wypowiedziane przez 20-latka podziałały pozytywnie na resztę drużyny i Borussia mogła świętować zwycięstwo w pierwszym starciu przeciwko Sevilii.
Mimo to początek nie był na ich korzyść. To zespół z Hiszpanii otworzył wynik – zrobił to Suso w 7. minucie. Łatwo zwiódł rywala, dzięki czemu miał dużo miejsca i czasu na strzał. Linia defensywna z Dortmundu również nie przeszkadzała mu zbytnio w tej sytuacji.
Niespodziewanie ciężar meczu na swoje barki – wśród piłkarzy Borussii Dortmund – wziął Mo Dahoud. I mimo że Niemiec nie gra za często w tym sezonie, wyszedł minionego wieczoru w podstawowej jedenastce. Jego bramka stanowiła szybką odpowiedź i była przy tym niecodziennej urody. Jeżeli chcesz wzmocnić swoją pozycję w drużynie, to właśnie w takim momencie i w taki sposób.
Później do gry wkroczył ten, od którego oczekuje się najwięcej – Haaland. Na Norwega naprawdę można liczyć, co potwierdzają jego statystki w Lidze Mistrzów – 13 spotkań, 18 goli. Kosmos! Przypomnę, że chłopak ma zaledwie dwie dekady na karku. Ciężko go nie chwalić. „Nieosiągalne” rekordy Ronaldo i Messiego dla niego nie wydają się wcale takie nieosiągalne. Erling ma charakter zwycięzcy, wszystko co potrzebne na pozycji środkowego napastnika i… całą karierę przed sobą.
Wracając do głównego wątku – wiele osób skreśliło Borussię już na starcie, Sevilla natomiast szybko stała się faworytem. Mowa jednak o najważniejszych rozgrywkach w Europie. Tutaj nikt łatwo się nie poddaje, o czym przekonali się Hiszpanie na własnej skórze. Chociaż zawziętości w końcówce też im odmówić nie można.
fot. Faisal HQ