18 wygranych z rzędu we wszystkich rozgrywkach. Ostatnia porażka w listopadzie. 10 punktów przewagi nad wiceliderem. Manchester City się rozpędził i jest na autostradzie do odebrania Liverpoolowi mistrzostwa Anglii. Pep Guardiola wie jednak, że to nie wystarczy, aby spełnić oczekiwania. Przez ostatnie lata przylgnęła do niego łatka trenera, który rozczarowuje w kluczowych meczach i dopóki nie sięgnie z Obywatelami po Ligę Mistrzów będzie kwestionowany. Dziś zaczyna się kolejna przygoda. Pierwszym przeciwnikiem – Borussia Moenchengladbach.
Zawsze to samo
Dotychczas Guardiola próbował cztery razy. I zawsze gdzieś popełniał błąd. Sezon 2016/17 – pierwszy mecz w 1/8 z AS Monaco, na własnym stadionie. Pep wystawia na lewej obronie Fernandinho. Efekt? Brazylijczyk zupełnie nie radzi sobie z Mbappe oraz Bernardo i zostaje zdjęty w 62. minucie przy stanie 2:3. Ostatecznie City wyciąga wynik na 5:3, ale ta zaliczka i tak nie wystarcza w dwumeczu, w którym na Stade Louis II gospodarze wygrywają 3:1 i awansują dalej.
Sezon 2017/18 – Manchester City zdominował krajowe podwórko, więc jedynym celem pozostaje Liga Mistrzów. W ćwierćfinale trafiają na Liverpool i Guardiola znów przekombinował. Na lewej obronie, wówczas pozycji najsłabiej obsadzonej, wystawił najlepszego stopera zespołu, Aymerica Laporte’a, a na prawej pomocy zagrał Ilkay Gundogan. Skończyło się klęską 0:3, której nie byli w stanie odrobić w rewanżu.
Sezon 2018/19 – znów starcie z angielską drużyną, tym razem ćwierćfinał z Tottenhamem. Dwumecz ten został zapamiętany głównie ze względu na kapitalny rewanż z iście dramatyczną końcówką i niesamowitym pechem The Citizens. Guardiola jednak znów nie był bez winy. W pierwszym meczu zmienił ustawienie na 1-4-2-3-1, nastawił zespół bardziej defensywnie i posadził na ławce Kevina De Bruyne’a. Tottenham wygrał 1:0. W rewanżu, mimo ogromnej przewagi, właśnie zabrakło tej jednej bramki.
No i wreszcie ostatnia edycja Ligi Mistrzów i ćwierćfinał z Lyonem. Ze względu na przerwę w rozgrywkach wywołaną pandemią faza pucharowa odbywała się na neutralnym terenie w Lizbonie i o awansie decydował jeden mecz. Manchester City był zdecydowanym faworytem i powinien bez problemu ograć francuską ekipę. Guardiola jednak znów podszedł do meczu ostrożnie w ustawieniu z trzema obrońcami, w tym przesuniętym do tej formacji nominalnym defensywnym pomocnikiem Fernandinho. I to m.in. brak szybkości Brazylijczyka przy podaniach za linię obrony był przyczyną porażki. Guardiola po raz kolejny ograł sam siebie.
Budowa defensywy
Oczywiście, każdą z tych porażek można byłoby tłumaczyć pechem i na każdą znalazłoby się jakieś usprawiedliwienie, choćby to, że trener nie ma wpływu na błędy indywidualne swoich zawodników. Guardiola nie eksperymentował ze składem, bo akurat miał taką potrzebę i chciał sprawdzić, jak piłkarze zaprezentują się w innym ustawieniu. Eksperymentował dlatego, że chciał jak najlepiej zniwelować atuty przeciwnika. Problem, że tym samym ograniczał także potencjał swojego zespołu.
Wszystkie te niechlubne mecze łączy jedno – różne dziwne wariacje ustawienia w obronie. Od przyjścia Guardioli na Etihad defensywa zawsze była czułym punktem The Citizens i dlatego Katalończyk wydał na zawodników tej formacji grube miliony. Ale opłacało się. W tym sezonie w końcu zbudował mur nie do przejścia. Kluczowy w tym aspekcie okazał się transfer Rubena Diasa. Stoper sprowadzony z Benfici nie miał problemów z aklimatyzacją i z miejsca stał się liderem i szefem obrony The Citizens. Nieustannie podpowiada, ustawia kolegów i dyryguje nimi. Przy każdym zbliżeniu kamery na Portugalczyka, kiedy piłka wyjdzie poza boisko widzimy, jak żyje meczem – krzyczy, gestykuluje, dba o każdy detal. Akcja, kiedy przestawia Zinchenko leżącego za murem o kilka centymetrów zrobiła furorę w mediach społecznościowych i jest tego idealnym przykładem.
Transferem Rubena Diasa Manchester City zyskał właściwie dwóch zawodników. Przy Portugalczyku przemianę nie do poznania przeszedł John Stones. Z obrońcy nr 4, czy 5 w zespole stał się jednym z najlepszych stoperów w lidze. Jeszcze kilka miesięcy temu na półfinał z Lyonem Guardiola wolał wystawić na środku obrony Fernandinho i Erica Garcię. Dziś Manchester City ze Stonesem w składzie zachowuje czyste konto w 79% meczów Premier League. Bez niego odsetek ten spada do zaledwie 30. Guardiola znalazł także nową rolę dla wszechstronnego Joao Cancelo. Portugalczyk może grać i na lewej, i na prawej stronie defensywy, choć w meczach o dużej stawce od jakiegoś czasu występuje na swojej nominalnej prawej obronie. Wówczas w fazie rozegrania schodzi do środka i razem z Rodrim tworzy duet środkowych pomocników.
Na lewej obronie Pep wystawia Zinchenko bądź Aymerica Laporte’a. Ukrainiec to opcja bardziej ofensywna, częściej zapędzająca się do ataku, a Francuz dba głównie o defensywę i rozprowadzenie futbolówki. W efekcie Manchester City w posiadaniu piłki gra na trzech obrońców, często tak, jak widać to na poniższym obrazku.
Bez zmiany koncepcji
Guardiola wreszcie odnalazł stabilność w defensywie. W 2021 roku City straciło tylko 3 bramki w Premier League, co jest zasługą całego zespołu. Wszyscy wzorowo reagują po stracie piłki, pressing jest zorganizowany, przez co Obywatele szybko odzyskują posiadanie piłki. Poprzednie rozczarowania plus znakomita forma drużyny sugerują, że w tym roku Guardiola powinien nie kombinować. Przynajmniej w defensywie. Odnalazł system, który sprawdza się w każdym meczu, zdążył dostosować zawodników do pozycji i wypracować w nich automatyzmy. Na dzień dzisiejszy City jest w stanie pokonać każdego. Nie musi dostosowywać się do przeciwnika. Nie potrzebuje zmieniać ustawienia, aby zniwelować ich atuty. Wystarczy, że po prostu będzie grać „swoje”.
Guardiola podczas pobytu w Manchesterze zdominował krajowe podwórko. Dwukrotnie wygrywał ligę, a trzecie mistrzostwo jest kwestią czasu. 3-krotnie podnosił Puchar Ligi i jest o jeden mecz od sięgnięcia po kolejny. Dołożył także jeden FA Cup. Tylko Liga Mistrzów jest rysą na jego wizerunku. Dotychczas ćwierćfinał był barierą nie do przejścia dla jego zespołu. W tym roku obok Bayernu wymieniani są jako główny kandydat do triumfu.
Manchester City już kiedyś był w tym miejscu. Miał najsilniejszą drużynę w Europie, w lidze rozjeżdżał kolejnych rywali i szykował się na Ligę Mistrzów. Ale nigdy nie był tak bardzo gotowy na wygrywanie wielkich meczów, jak jest teraz. I to wlewa nadzieję w serca fanów The Citiznes, że w tym roku nie będzie powtórki z rozrywki.