Ależ końcówka, ależ remontada! Jagiellonia w końcu wygrywa u siebie!

Jagiellonia Białystok, podobnie jak Lech Poznań czy Pogoń Szczecin, miała za co się zrehabilitować. Jaga, na oczach swojej publiczności przy Słonecznej, została skompromitowana przez Termalicę Bruk-Bet Nieciecza. Beniaminkowie wbili białostoczan aż 4 gole. W europejskich pucharach poszło im trochę lepiej i w ostatnich sekundach zapewnili sobie wygraną z FK Novi Pazar. Liga Konferencji czeka, lecz PKO BP Ekstraklasy też nie można zbagatelizować. Tym bardziej, że dziś na Podlasie przyjechała drużyna lansowana jako potencjalna rewelacja tego sezonu – Widzew Łódź. Łodzianie rozpoczęli ten sezon od skromnego zwycięstwa z Zagłębiem Lubin. Ambicje mają ogromne, a kolejnym krokiem ku ich spełnieniu miało być pokonanie mistrzów Polski z 2024 roku.

Mocny start Jagiellonii, Widzewowi transfery się zwracają

Adrian Siemieniec dał dzisiaj odpocząć kilku kluczowym piłkarzom. W końcu już za 4 dni starcie z serbskim Novi Pazar, którego stawką jest awans do 3. rundy eliminacji Ligi Konferencji. Swoją szansę dostało kilku rezerwowych. Jeden z nich natychmiastowo odwdzięczył się Siemieńcowi za zaufanie, bo już w 3. minucie. Ricardo Visus źle interweniował przy akcji ofensywnej Jagiellonii, w zasadzie podając piłkę prosto pod nogi Jesúsa Imaza. Hiszpan zgrał do wbiegającego Dawida Drachala, a 20-latek bez trudu umieścił piłkę w siatce.

REKLAMA

Widzew nie umiał odpowiedzieć na straconego gola. Podopieczni Željko Sopicia byli rozbici po akcji, której przecież mogli zapobiec. A właściwie to byli zobowiązani nie dopuścić Jagiellonii do strzału, gdyby nie ta kiepska interwencja hiszpańskiego obrońcy. Łodzianie zaostrzyli swoją grę i szybko zarobili dwie żółte kartki. Musieli mieć się na baczności, gdyż Wojciech Myć nie miał zamiaru tolerować tak agresywnej gry. Widzew długo dochodził do siebie. Dopiero około 20. minuty powstał po tym nokaucie i wrócił do gry. Najpierw, w 20. minucie, atakował Fran Álvarez, lecz Sławomir Abramowicz musiał jedynie schylić się po piłkę toczącą się prosto do niego. 5 minut później bramkarz Jagi też się schylił po piłkę, lecz tym razem była w jego siatce. Samuel Akere zagrał do Álvareza, a Hiszpan pokazał swój boiskowy kunszt. Poradził sobie z obrońcami Jagiellonii i odnalazł podaniem Sebastiana Bergiera. Nowy snajper Widzewa zachował zimną krew i dobrze wykończył tę akcję.

Widzew przeważa, Bergier po raz drugi!

Role się odwróciły. To Widzew był stroną dominującą na boisku, a Jaga była na łopatkach. Ekipa z centralnej Polski co rusz miała jakieś okazje na objęcie prowadzenia. Na koniec pierwszej połowy miała 3 razy więcej oddanych strzałów. Były jednak zdecydowane problemy z ich celnością. W wielu sytuacjach jedyne, co musiał zrobić Abramowicz, to odprowadzić wzrokiem piłkę lecącą w trybuny. Czujność miał obowiązek zachowywać przez cały czas, by nie dać się zaskoczyć. To chciał zrobić Juljan Shehu, atakując dość niespodziewanie, lecz bramkarz Dumy Podlasia stał na posterunku. Łodzianie nie zdołali objąć prowadzenia przed przerwą, ale to oni mogli się podobać bardziej. W końcu Jagiellonia nie oddała żadnego strzału od 15. do 43. minuty. Próba Álexa Pozo jest wręcz niewarta komentowania. Oby w rewanżu z Serbami nie było takiej sytuacji, że na uderzenie podopiecznych Adriana Siemieńca trzeba będzie czekać tak długo.

Początek drugiej połowy zaczął się trochę lepiej dla RTS-u, aczkolwiek nie było to aż tak odczuwalne. Może dlatego, że po 10 minutach tej części spotkania Jaga miała około 65% posiadania piłki. Nie zdołała zrobić z nią w tym czasie zupełnie nic pozytywnego. Widzew z kolei raz przetestował bramkarza przeciwnika – bezskutecznie. Inicjatywa wciąż była po stronie Widzewa, aż w końcu dała ona swoje owoce. W 59. minucie uderzał Bergier. Sławosz Uznański-Wiśniewski mógł odetchnąć z ulgą, że wrócił już z ISS, bo piłka leciała gdzieś w tym kierunku. Ale minutę później były napastnik GKS-u Katowice się poprawił. Abramowicz wybił piłkę wprost pod nogi Shehu, dając początek akcji Widzewa. Następnie z piłką w polu karnym zatańczył Fornalczyk i z ostrego kąta oddał strzał. Bramkarz Jagiellonii odbił tę piłkę, dając możliwość dobitki. Z takiej okazji Bergierowi głupio byłoby nie skorzystać.

Zwycięstwo rzutem na taśmę!

Sytuacja boiskowa brązowych medalistów poprzedniego sezonu Ekstraklasy z minuty na minutę wyglądała coraz gorzej. Jaga miała bardzo mało swoich okazji. A jeśli już je miała, to radziła sobie z nimi defensywa Widzewa. Dopiero w 73. minucie Rafał Gikiewicz musiał choć trochę się wysilić, ale do zmiany wyniku nie doszło. Wcześniej jednak była spora szansa dla Jagiellonii. Afimico Pululu, wprowadzony w celu ożywienia gry białostoczan, upadł w polu karnym po kontakcie z rywalem. To byłby rzut karny, gdyby nie spalony – na wyrównanie Jaga musiała jeszcze popracować, a na to czasu było coraz mniej. Wystarczyło go, choć na styk. W doliczonym czasie gry po rzucie rożnym Az Jackson dostarczył piłkę w pole karne. Bernardo Vital zagrał głową do Imaza, a kapitan Jagi z bliska wbił ją do bramki. A na co komu remis, jak można zgarnąć jeszcze pełną pulę? Po raz kolejny cudotwórcą białostoczan został Pululu, który w ostatnich sekundach dał zwycięstwo właśnie gospodarzom.

Jagiellonia większość tego meczu zagrała słabo. Widzew kontrolował jego przebieg i sprawiedliwie by było, jakby to on zabrał komplet punktów. I trudno wytłumaczyć, dlaczego łodzianie wypuścili go z rąk na sekundy przed końcowym gwizdkiem. Mieli tyle szans, tyle okazji i powinni byli wygrać. I to jest właśnie magia Ekstraklasy. Jaga miała mnóstwo kłopotów, lecz ostatecznie wygrała – w podobnym stylu, co kilka dni temu w Serbii. A na to zwycięstwo, odniesione przy Słonecznej, kibice Jagi czekali od… 16 marca!

Jagiellonia Białystok – Widzew Łódź 3:2 (Drachal 3′, Imaz 90’+1, Pululu 90’+3 – Bergier 25′, 60′)

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    111,280FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ