14. porażka Legii, przedostatnie miejsce w tabeli…

W przedostatnim meczu 21. kolejki PKO BP Ekstraklasy Warta Poznań wygrała 1:0 z Legią Warszawą. Historia dzieje się na naszych oczach: ostatni raz Warciarze pokonali Legionistów 23 sierpnia 1936 roku, i to aż 5:1! Co ciekawe, był to dotychczas jedyny sezon, w którym Legia spadła z najwyższej ligi. Brzmi znajomo?

REKLAMA

To zresztą niejedyny historyczny wyczyn.

Dzisiejszą porażką Legia pokonała także swój rekord liczby przegranych. Ma ich już 14 w sezonie (to jest niemal 70% meczów!), wcześniej było to 13 porażek w rozgrywkach 1936 i 1975/76. Można więc powiedzieć: stołeczni zapisują się w dziejach…

Przy Łazienkowskiej 3 pojawiło się światełko w tunelu przed tygodniem w Lubinie.

Wtedy to piłkarze Aleksandara Vukovicia pokonali 3:1 miejscowe Zagłębie. I choć wynik wskazuje na pewne zwycięstwo, nic takiego nie miało miejsca. Dość powiedzieć, że Legioniści oddali wówczas zaledwie dwa celne strzały. Głównym reżyserem gry był Josue, którego dzisiaj zabrakło z powodu zawieszenia za kartki. I chyba właśnie między innymi nieobecność Portugalczyka doprowadziła do dzisiejszej katastrofy…

Bo tak to trzeba nazwać. W końcu Legia przegrała z Wartą Poznań, czyli bezpośrednim rywalem w walce o utrzymanie. A takie pojedynki toczą się o przysłowiowe 6 punktów. Dzisiaj to 32-letni Dawid Szulczek dał lekcję 10 lat starszemu Aleksandarowi Vukovicowi, jak należy przygotować zespół do tak istotnego meczu. Poznaniacy byli doskonale zorganizowani i w każdym momencie wiedzieli co robić. Linia obrony w osobach Trałki, Szymonowicza i Ivanova całkowicie zdominowała ofensywnych zawodników Legii. Ernest Muci nie mógł wygrać ani jednego pojedynku fizycznego, za każdym razem któryś z poznaniaków okazywał się silniejszy. Filip Mladenović i Paweł Wszołek nie mieli wolnej przestrzeni, by celnie dorzucić, a nawet jeśli im się to udawało, były to dośrodkowania padające łupem defensorów Warty.

Znamienne było to, że jeśli przyjezdnych coś nie wyszło, nikt nie miał do siebie pretensji, ale klepał w plecy na pocieszenie, dopingował. W Legii natomiast wręcz przeciwnie. Każdy błąd kolegi z drużyny doprowadzał do wściekłości i niezadowolenia u pozostałych. Zieloni tworzyli monolit i wspierającą się drużynę, czego nie można powiedzieć o Wojskowych.

Presji nie wytrzymał nawet Artur Boruc.

W pewnym momencie, przy próbie szybkiego wznowienia gry, na linii jego biegu stanął Dawid Szymonowicz. Dodajmy przy tym, że stoper nie machał rękami czy nie skakał. Boruc jednak zdenerwował się na tyle, że „strącił” ręką głowę Szymonowicza i w wyniku interwencji VAR odesłany został do szatni z czerwoną kartką.

Równie skandalicznie zachowali się obrońcy Legii przy trafieniu rzeczonego Szymonowicza. A zresztą zobaczcie sami. Tyle bierności przy jednej akcji musiało się źle skończyć.


Odejście Luquinhasa, brak sensownych wzmocnień w ofensywie, tragiczna dyspozycja, rozwalone morale.

To nie wróży dobrze na przyszłość. A przecież już za tydzień Legionistów czeka bój w Niecieczy, gdzie warszawianie jeszcze nigdy nie wygrali. Za dwa tygodnie natomiast Legia podejmie krakowską Wisłą. Najbliższe dwie kolejki to zatem kolejne pojedynki z bezpośrednimi przeciwnikami do utrzymania. Wystarczy jednak, by najbliżsi rywale wzięli przykład z dzisiejszej postawy Warty, a wtedy w Warszawie będzie jeszcze goręcej.

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    107,630FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ