Typowy średniak ligi. Manchester United może (zasłużenie) przegrać z każdym

12 zwycięstw, 2 remisy i 14 porażek od początku sezonu, biorąc pod uwagę wszystkie rozgrywki. Odpadnięcie z Carabao Cup w 1/8 finału. Ostatnie miejsce w grupie Ligi Mistrzów za Bayernem, Kopenhagą i Galatasaray. 22 gole strzelone i 27 straconych w 20 meczach Premier League. 8. miejsce i 9 punktów straty do TOP 4. Manchester United od początku sezonu pracuje na to, aby od reszty średniaków ligi odróżniała ich tylko nazwa klubu.

REKLAMA

Wyniki słabe, gra jeszcze gorsza

Kiedy kibice nieśledzący regularnie Premier League spojrzą w tabelę, ich największą negatywną uwagę zwróci nie Manchester United, a Chelsea, która ma 3 punkty mniej od Czerwonych Diabłów i zajmuje obecnie 10. lokatę ligi. Śledząc poczynania obu zespołów, wydaje się jednak, że większe powody do niepokoju mają fani Manchesteru United. O ile Chelsea gra na poziomie zespołu z Ligi Europy/Ligi Konferencji, tylko nie potrafi przełożyć tego na rezultaty, tak Manchester United na boisku prezentuje się, jak typowy średniak ligi. Co gorsza, w zespole Erika ten Haga trudno dostrzec postęp. Mieć poczucie, że za miesiąc, dwa, może trzy ta drużyna zacznie grać na miarę oczekiwań. Nie ma żadnego punktu zaczepienia, aby być optymistą.

W Premier League można wyobrazić sobie, że każdy może przegrać z każdym, bo piłka nożna – na przestrzeni jednego meczu – jest nieprzewidywalna i w pewnym stopniu zależy od szczęścia. Natomiast w przypadku Czerwonych Diabłów nikogo już nie dziwi, gdy nie tylko przegrają, ale stanie się to w pełni zasłużenie. Jeśli regularnie śledzicie występy Manchesteru United, to spróbujcie odpowiedzieć sobie na pytanie: ile dobrych meczów w tym sezonie zagrał ten zespół? Naszym zdaniem dwa – z Chelsea (2:1) oraz z Crystal Palace w Carabao Cup (3:0). Druga połowa z Aston Villą była bardzo obiecująca, ale żeby uznać ten mecz za dobry, trzeba byłoby przymknąć oczy na pierwszą część gry. Wymowna jest statystyka o liczbie wygranych więcej niż jedną bramką. Takich zwycięstw podopieczni ten Haga w całym sezonie odnieśli tylko dwa – wspomniany wyżej mecz z Crystal Palace (3:0) i Evertonem (również 3:0), gdzie wynik zupełnie nie oddawał tego, co działo się na boisku.

Manchester United nie strzela goli

Czerwone Diabły nawet nie wyglądają już na zespół, który podchodzi do spotkań z roli faworyta. Rywale dobrze wiedzą, że z Manchesteru United została już tylko nazwa i nie boją się zagrać przeciwko nim odważnie. Z innym nastawieniem do wielu meczów podchodzi natomiast Erik ten Hag. Jego zespół często wychodzi na boisko, samemu stawiając się w roli underdoga. Mamy tu na myśli przede wszystkim mecze wyjazdowe. O ile w domowych meczach ich średnia podań, na jaką pozwalają przeciwnikowi, zanim podejmą próbę odbioru, wynosi 10,06 i jest szósta najniższa w lidze, tak na wyjazdach współczynnik ten rośnie do 14,02 (13. miejsce), co oznacza, że Man United o wiele częściej czeka na ruch rywala i dostosowuje się do jego sposobu gry. Na Anfield tak reaktywne podejście przyniosło korzyść w postaci jednego punktu, ale całościowo jest sprzeczne z tożsamością klubu. Kibicom trudno identyfikować się z tak grającą drużyną.

Bojaźliwe i często defensywne nastawienie przekłada się także na braki w statystykach ofensywnych. Mniej goli w Premier League od Czerwonych Diabłów strzelili tylko dwaj beniaminkowie – Burnley i Sheffield (tyle samo ma Crystal Palace). To wynik wręcz kompromitujący. W wielu przypadkach jest to efekt nieskuteczności i tutaj jest podobnie, ponieważ według modelu goli oczekiwanych (xG) powinni zdobyć około 7 bramek więcej, natomiast patrząc na bardziej pogłębione statystyki, nadal nie wygląda to dobrze dla Erika ten Haga i jego drużyny:

  • Strzały – 7. miejsce w lidze
  • Strzały z pola karnego – 9. miejsce w lidze
  • Strzały celne – 11. miejsce w lidze
  • „Big chances” (duże okazje) – 14. miejsce w lidze
  • xG (współczynnik goli oczekiwanych) – 11. miejsce w lidze
  • Liczba kontaktów z piłką w polu karnym przeciwnika – 9. miejsce w lidze

Na podstawie powyższych statystyk widzimy, że Manchester United dość często próbuje oddawać strzały na bramkę, ale ma duże problemy z kreowaniem dogodnych okazji bramkowych.

Erik ten Hag nie rozwija zespołu

Szukając przyczyn zapaści ofensywnej Czerwonych Diabłów, musimy przede wszystkim spojrzeć na poszczególne jednostki. Marcus Rashford, który był głównym architektem udanej wiosny Man United, teraz jest w bardzo słabej formie. Casemiro, o którym mówiło się, że odmienił Manchester United, również obniżył loty, a obecnie jest kontuzjowany. Tylko Bruno Fernandes ciągle nie schodzi poniżej dość wysokiego poziomu, ale to nie wystarcza. Erik ten Hag w poprzednim sezonie bazował na umiejętnym wykorzystaniu największych atutów swoich gwiazd. Jego zespół mnóstwo bramek strzelał po odbiorach w środkowej strefie i szybkich przejściach wykorzystując moment, w którym przeciwnik nie zdążył jeszcze odbudować ustawienia. Obecnie zespół nie potrafi tego robić. Zawodnicy z przodu nie dają wystarczającej jakości. Rasmus Hojlund ma ciężki początek w Premier League. Alejandro Garnacho to ciągle 19-latek, który ma spore problemy z regularnością. Antony? To nie jest skrzydłowy do szybkich ataków.

I tutaj musimy na chwilę zatrzymać się przy osobie trenera. Erik ten Hag bazując na indywidualnych umiejętnościach piłkarzy, nie rozwinął zespołu w wielu aspektach. Gdy poszczególni piłkarze stracili formę – Manchester United wrócił do punktu wyjścia. Kiedy patrzymy na ten zespół, to wydaje się, że przez 1,5 roku nie rozwinęli się ani w wyjściu spod pressingu, ani w budowaniu ataków pozycyjnych, ani w grze bez piłki. W obecnym sezonie nie mają żadnej pozytywnej cechy, która wyróżniałaby ich na tle ligi. Przy ciągle wzrastającym poziomie Premier League Czerwone Diabły wtopiły się w otoczenie, stając się zespołem, którego wyniki ustala maszyna losująca.

***

Po więcej informacji o Premier League zapraszamy na grupę Kick & Rush – wszystko o lidze angielskiej

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    107,608FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ