Trener Feio jest wybitnym nauczycielem wszystkich szkoleniowców i wszystkich Polaków. Te ironiczne słowa Marka Papszuna na konferencji prasowej w stronę swojego byłego asystenta idealnie podsumowały napiętą atmosferę przed hitem kolejki. Były mentor nie szczędził uszczypliwości pod adresem Portugalczyka, a jego Raków na boisku pokazał, kto rzeczywiście jest nauczycielem.
Ivi zaczarował, Legia zaklęta w błędach
Pierwsze minuty spotkania upłynęły w spokojnym tempie. Raków dominował w posiadaniu piłki, starając się zagrozić rywalom atakiem pozycyjnym. Goście, ustawieni w systemie 5-3-2, stosowali średni pressing i cierpliwie czekali na błąd przeciwnika. Paradoksalnie to jednak Legia popełniła pierwszy poważny błąd. W 10. minucie, po rzucie rożnym, Kapuadi wybił piłkę, która trafiła do Iviego Lópeza na prawej flance. Hiszpan precyzyjnym dośrodkowaniem odnalazł niepilnowanego Stratosa Svarnasa, a Grek mocnym strzałem głową pokonał wracającego do gry po dłuższej przerwie Kacpra Tobiasza. Krycie strefowe w polu karnym pozostaje w tym sezonie piętą achillesową Legii, co bezlitośnie wykorzystał Raków. Ivi López po raz piąty z rzędu miał bezpośredni udział w bramkowej akcji, potwierdzając, że wraca do wysokiej formy. Jego błysk geniuszu to jeden z największych atutów częstochowskiej drużyny.
Wraz z upływem czasu tempo gry wzrosło. Legioniści zaczęli wyżej odbierać piłkę i coraz częściej zapuszczali się na połowę rywala, co w 26. minucie doprowadziło do groźnej kontry. Samotny Steve Kapuadi zbyt łatwo dał sobie odebrać futbolówkę przez Amorima. Brazylijczyk przebiegł z nią kilkanaście metrów, lecz uderzył nieczysto, posyłając piłkę wysoko nad poprzeczką. Powinno to zakończyć się podwyższeniem wyniku, ale kilka minut później, w 32. minucie, Raków wykorzystał swoją okazję. Po strzale Bartosza Kapustki gospodarze błyskawicznie wyprowadzili kontrę. Svarnas wybił piłkę niemal z linii bramkowej, natychmiast inicjując szybki atak. Raków w imponujący sposób przedostał się pod pole karne Legii – Ivi López efektownie uwolnił się spod pressingu trzech rywali, zagrywając piętą do Berggrena. Szwed precyzyjnym podaniem uruchomił Jonatana Brunesa, który poradził sobie z defensorami i trafił do siatki w trzecim meczu z rzędu. Jego idealne wyczucie momentu wybiegnięcia do podania przywodziło na myśl zagrania jego słynnego kuzyna z Manchesteru. Sędzia Wojciech Myć sprawdził sytuację na VAR-ze, ale nie miał wątpliwości – gol został uznany.
Legia miała szansę na szybkie zmniejszenie strat, jednak ułamki sekund zadecydowały o tym, że to Raków ponownie trafił do siatki. Gospodarze konsekwentnie atakowali głównie prawą stroną, wykorzystując słabszą dyspozycję Kapuadiego i Vinagre. Piłkarze Rakowa złapali właściwy rytm i zdominowali przeciwnika, kontrolując przebieg spotkania.
Szaleństwo w końcówce, ale gospodarze dali radę
Druga połowa nie zawiodła i rozpoczęła się z wysokiego „C”. Zaledwie dwie minuty po wznowieniu gry Raków zadał kolejny cios warszawskiej Legii. Fatalny w skutkach błąd popełnił Ruben Vinagre, który nie poradził sobie z agresywnie grającym Otieno. Kenijczyk posłał dośrodkowanie w pole karne, a choć legioniści zdołali wybić futbolówkę, ta trafiła pod nogi Jeana Carlosa. Brazylijczyk uderzył z nieprzygotowanej pozycji, jednak Kacper Tobiasz popełnił katastrofalny błąd – wypuścił piłkę z rąk prosto pod nogi Amorima, który nie miał problemu z dobitką. Choć Vladan Kovacević znalazł się poza kadrą meczową z powodu kontuzji, to gdyby nie inny numer na koszulce, można by pomyśleć, że Goncalo Feio postawił właśnie na niego.
Goście jednak nie zamierzali składać broni i błyskawicznie odpowiedzieli. Cztery minuty później Jean Carlos stracił piłkę na swojej flance, co zapoczątkowało trójkową akcję legionistów. Paweł Wszołek dograł na piąty metr do Marca Guala, który na raty pokonał bramkarza Rakowa, przywracając swojej drużynie nadzieję. Po tej stracie gospodarze przestali grać płynnie i skupili się bardziej na przeszkadzaniu Legii niż na dążeniu do kolejnego trafienia. Raków oddał piłkę rywalom, licząc na szybkie kontry i wykorzystanie dynamiki Otieno oraz prostopadłych podań środkowych pomocników. Gra stała się bardziej rwana, piłka częściej unosiła się w powietrzu, a tempo spotkania nieco spadło. Legia z minuty na minutę coraz śmielej atakowała, a jej gra ofensywna wyraźnie się poprawiła po wejściu Luquinhasa. Brazylijczyk szybko złapał wspólny język z Morishitą, a ich kombinacyjne akcje wspierali aktywni Bartosz Kapustka i Juergen Elitim. To właśnie Kolumbijczyk był najjaśniejszym punktem w szeregach gości – świetnie regulował tempo gry i popisywał się dokładnymi podaniami. Jedno z nich mogło zakończyć się golem, gdy w 68. minucie idealnie dośrodkował do Marca Guala. Hiszpan jednak po raz kolejny zawiódł i fatalnie spudłował w świetnej sytuacji.
Raków, choć stracił kontrolę nad meczem, nadal był groźny w kontratakach. Otieno dzięki swojej szybkości rozrywał lewą flankę Legii, a gospodarze wciąż szukali swoich szans w szybkim ataku. Emocje rosły nie tylko na murawie, ale i przy ławce rezerwowych – Goncalo Feio nie ukrywał frustracji i w końcu za swoje nerwowe reakcje obejrzał 9. żółtą kartkę w sezonie. W 85. minucie stadion zamarł. Raków wydawał się kontrolować wynik, ale jeden moment dekoncentracji wystarczył, by Legia ponownie złapała kontakt. Ruben Vinagre egzekwował rzut rożny, posyłając niskie, niesygnalizowane dośrodkowanie na bliższy słupek. Tam idealnie odnalazł się Luquinhas – Brazylijczyk świetnie przyjął piłkę, błyskawicznie urwał się obrońcom i będąc kompletnie niepilnowanym, pewnym strzałem pokonał Kovacevicia. W tym momencie stało się jasne, że czeka nas nerwowa końcówka.
Legia się nie poddaje! Luquinhas z golem kontaktowym! ⚽
— CANAL+ SPORT (@CANALPLUS_SPORT) March 16, 2025
Ostatnie minuty przed nami! Czy Raków utrzyma prowadzenie? 👀
📺 Mecz trwa w CANAL+ SPORT 3 i w serwisie CANAL+: https://t.co/zr8n1cU2RX pic.twitter.com/1lu5YzPLfO
Raków musiał natychmiast zareagować, by nie wypuścić z rąk zwycięstwa. Stracona bramka obudziła gospodarzy, którzy zaczęli grać bardziej agresywnie, skutecznie przeszkadzając legionistom w budowaniu kolejnych ataków. Legia naciskała, ale defensywa Rakowa, choć pod ogromną presją, ostatecznie wytrzymała napór rywali. Ostatnie minuty upłynęły pod znakiem nerwowej walki w środku pola i taktycznych fauli, które skutecznie wybijały przyjezdnych z rytmu. Mimo wszystko Legia nie zdołała już stworzyć klarownej okazji, a gospodarze dowieźli cenne zwycięstwo do końca.