Pogodzenie się z porażką. Czy Sergio Pereza stać na coś więcej?

Sezon wakacyjny to okres, który często kierowcom przeszkadza z racji niepotrzebnego wytrącenia ich z transu wygrywania, czy byciu w lepszej formie. Tak niestety nie jest u Sergio Pereza, któremu takie wakacje powinny, czy nawet muszą, pomóc. Cóż zrobić, gdy jest się kierowcą Red Bulla, a ma się u boku Maxa Verstappena. Na to chyba nie ma recepty.

Presja wyników

O ile pierwsze dwa sezony w barwach Red Bulla można zaliczyć do udanych, to obecna kampania jest stąpaniem po cienkim lodzie. Strata do Maxa Verstappena z wyścigu na wyścig się powiększa. Jak ma się ona jednak nie powiększać, jeśli Sergio Perez często miał problemy z kwalifikacją do Q3, a zdarzały się też takie weekendy, kiedy to startował z 16 pozycji. Jego partner wygrywa kolejne wyścigi, a Meksykanin często sam stwarza sobie problemy. W samych wyścigach jest w stanie poprawiać swój wynik i nadrobić wiele pozycji, z czego zresztą jest znany. Problem w tym, że w aktualnym bolidzie powinien od początku być w czołówce stawki, czy nawet tuż za plecami Holendra, a nie przebijać się na punktowane pozycje z drugiej dziesiątki.

REKLAMA

Red Bull pragnie mistrzostwa w klasyfikacji konstruktorów, a Pereza ratuje to, że nawet bez jego punktów byliby aktualnie na prowadzeniu. Sam Verstappen uzbierał 314 punktów, a cały Mercedes ma ich „tylko” 247. Perez w klasyfikacji kierowców jest na drugim miejscu, ze 189 oczkami, a jego przewaga nad trzecim Fernando Alonso wynosi 40 punktów. Hiszpan jednak po fenomenalnym początku sezonu spuścił z tonu, i od czterech wyścigów nie stanął na podium. Żaden bolid w stawce nie może równać się z tym, czym dysponuje Perez. Red Bull ma potencjał na dublet w każdym wyścigu, ale do tego potrzebowałby stabilnej formy obu kierowców. Tej niestety Sergio Perez nie przejawia.

Forma, czy raczej jej brak

Mówiąc o formie, to u Pereza jest ona niczym rollercoaster – od słabych kwalifikacji po dobre tempo w wyścigu. Spekulowano, że w sezonie 2023 jest jedynym kierowcą, który będzie w stanie zagrozić Maxowi. Z jednego prostego powodu – ma taki sam bolid. Nie ma również nic do stracenia, może powalczyć. Jeśli by mu się nie udało, to pokazałby swoim szefom, że można na niego dalej stawiać, ponieważ wciąż może dać wiele i zagwarantować solidne punkty, w razie chociażby niepowodzenia Maxa. Niepowodzeń Holendra jednak nie ma, a są one u „Checo”.

Brakuje u Meksykanina tej werwy, którą prezentował w poprzednim sezonie. W kwalifikacjach nigdy sobie nie radził dobrze. Wielokrotnie pokazywał, że nie jest mistrzem jednego kółka, lecz to, co robi w tym sezonie woła o pomstę do nieba. Wstyd i żenada. Ma najlepszy bolid w stawce, a pod żadnym względem tego nie pokazuje. Agonia, z której nie zamierza się podnieść. Takie można odnieść wrażenie.

Utrata cierpliwości?

Bardzo niedobrze, że ciężko się przełamać Perezowi. Jest to na tyle niepokojące, że jeśli po wakacjach nic się nie zmieni, to w 2024 roku Sergio Perez może nie być kierowcą Red Bulla. Do roli jego zastępcy może być przymierzany Daniel Ricciardo. Australijczyk miałby ponownie zasiąść w fotelu Red Bulla, po tym jak w 2018 roku z niego zrezygnował. Wówczas Max go wygryzł z roli pierwszego kierowcy i pokazał mu miejsce w szeregu. Ricciardo wiodło się po Red Bullu różnie. Zmagania w roku 2022 były jednak bardzo słabe w jego wykonaniu, przez co stracił miejsce w stawce na początku nowego sezonu.

Nie bez powodu Daniel zastąpił przed GP Węgier Nicka de Vriesa w Alpha Tauri. Helmut Marko i Christain Horner chcą sprawdzić, czy Daniel nie zapomniał jeszcze, jak się ściga. Mogą wielokrotnie powtarzać, że nie widzą Ricciardo z powrotem w fotelu Red Bulla. I tak nikt w to nie uwierzy. Z pewnością jest coś na rzeczy i nie bez powodu Daniel Ricciardo jest kierowcą Alpha Tauri. Szefowie zespołu na pewno znajdą jakieś preteksty na to, aby pożegnać się z Sergio Perezem po bieżącym sezonie. Co jak co, ale Meksykanin nie pokazuje ostatnio formy, która pozwalałaby mu spać spokojnie.

Przyjdzie pora na trudne decyzje

W rodzinie Red Bulla chcą również wywrzeć presję na „Checo”, pokazując mu, że to jego ostatni dzwonek na pokazanie czegoś ekstra. W razie czego mają zastępstwo i innego kierowcę. Red Bull za dużo by nie zaryzykował, zatrudniając ponownie Ricciardo. Wręcz przeciwnie, daliby sobie furtkę na przeczekanie przynajmniej jednego sezonu na szukanie innego młodego kierowcy. Poza tym Daniel nie byłby lepszy od Maxa. Nawet gdyby miał być drugim kierowcą (a takim by był) to nie będzie już tak grymasił. Dla niego byłaby to druga szansa od losu, zwłaszcza po tym co pokazał w barwach McLarena. Właściwie to nic nie pokazał. Byłaby to swego rodzaju romantyczna historia, w której poszkodowanym byłby jedynie Sergio Perez.

Słodko-gorzka historia meksykańskiego kierowcy może szybko się zakończyć. Bardzo możliwe, że jedyne, z czego Pereza będziemy pamiętali w barwach Red Bulla to jego walka z Lewisem Hamiltonem, która bardzo pomogła Maxowi w zdobyciu swojego pierwszego tytułu mistrzowskiego. „Checo is a legend” mogliśmy wtedy usłyszeć z ust Maxa. Wówczas z pewnością taką legendą był. Tylko szkoda, że walczył dla kogoś, a nie dla samego siebie. Meksykanin ma problem w pokonaniu swoich słabości. Często jest zbyt „miękki” w swoich działaniach i łatwo odpuszcza. Stał się w tym sezonie takim kierowcą, jakim dla Lewisa Hamiltona był Valtteri Bottas. Tylko że Fin był blisko Lewisa, często kończąc wyścigi tuż za nim. Pomagał mu strategicznie, a na taką pomoc Verstappen nie może zbytnio liczyć od swojego zespołowego kolegi.

Z Maxem nie da się wygrać

Sergio Perez musi pogodzić się z rolą drugiego kierowcy. Max jest tak wybitnym zawodnikiem, że niemal niemożliwe jest rywalizowanie z nim. Poległ Daniel Ricciardo, Pierre Gasly czy Alex Albon. Każdy z tych kierowców musiał po potyczce z Maxem zrobić krok w tył, aby nie stracić całkowicie miejsca w Formule 1. Owszem nie dojeżdżali w wielu momentach (Gasly i Albon). Popełniali proste i głupie błędy. Przez to Red Bull w wielu wyścigach nie miał drugiego kierowcy. Jednak również można było odnieść wrażenie, że zjadała ich presja związana z rywalizacją z Maxem i próba dorównania jego wynikom.

REKLAMA

Holender nie daje swoim kolegom zespołowym cienia wytchnienia. W celu podjęcia z nim rywalizacji na absolutne wyżyny swoich możliwości. Na ten moment „Checo” nie daje argumentów na to, aby pozostawić go w roli kierowcy Red Bulla na sezon 2024. Daniel Ricciardo już czeka. A może Red Bull zaskoczy i znowu sięgnie po kogoś spoza swojej rodziny. Zobaczymy, czas pokaże. Jednak jeśli Meksykanin już na samym starcie po powrocie do ścigania po przerwie nie ruszy „z kopyta”, to jego kariera w zespole może się zakończyć. Czas się obudzić i wziąć do roboty. Póki nie jest za późno.

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    108,723FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ