Drużyny wchodzące do wyższej ligi w pierwszym sezonie zazwyczaj dzielą się na dwa typy. Reaktywne, które nastawiają się na przeszkadzanie, defensywę, kontrataki i stałe fragmenty gry oraz takie, które chcą podtrzymać swoją filozofię gry, ale po kilku wpadkach posypują głowę popiołem i zaczynają grać bardziej bezpieczny futbol lub nadal trzymają się swojego stylu i regularnie dostają baty. Leeds wchodząc do ligi miało być tym drugim przypadkiem. Wszyscy wiedzieliśmy, że Marcelo Bielsa to trener skrupulatnie trzymający się swoich ideałów. Mało kto jednak sądził, że Pawie zrobią w Premier League aż taką furorę.
Rollercoaster i stałe fragmenty gry
Zanim Leeds nauczyło się Premier League musiało trochę czasu minąć. Początek był dokładnie taki, jaki przewidywali eksperci. Atrakcyjny futbol, bardzo duża amplituda wyników i mnóstwo bramek. Zarówno strzelanych, jak i traconych. Śledzenie meczów Leeds było, jak przejażdżka kolejką górską. Potrafili wygrać 3:0 z Aston Villą, aby w dwóch następnych meczach przegrać po 1:4 z Leicester i Crystal Palace. Innym razem w środę wygrali 5:2 z Newcastle, a w niedzielę dostali baty 2:6 od Manchesteru United. Następna kolejka w środku tygodnia? 5:0 z West Bromem, a potem 0:3 z Tottenhamem w weekend. Do tego momentu w meczach Leeds padało 3,7 gola na mecz. Nie trudno więc o wniosek, że Pawie dobrze atakowały i kiepsko broniły.
Piętą Achillesa zespołu Marcelo Bielsy było bronienie stałych fragmentów gry. Najlepszym przykładem są oba mecze z West Hamem. Młoty w obu spotkaniach strzeliły łącznie cztery gole z czego trzy po dośrodkowaniach ze stojącej piłki. W całym sezonie stracili 15 bramek po stałych fragmentach gry (wyłączając rzuty karne), co jest najgorszym wynikiem w lidze. Procentowo tylko Manchester United tracił więcej.
Leeds królami intensywności
Przy unikatowym obecnie stylu gry, jakim jest krycie indywidualne w fazie bronienia kluczowa dla Marcelo Bielsy jest intensywność. Jednym ze wskaźników określających tą cechę jest PPDA (passes per defensive action). Współczynnik ten określa na ile podań średnio pozwala zespół rywalowi zanim podejmie próbę odbioru piłki. W przypadku Pawii wynosi on 7,17 i jest najniższy w lidze, co oznacza, że ich pressing jest najbardziej agresywny w całej Premier League. Podopieczni Marcelo Bielsy wykonali także najwięcej pressingów spośród wszystkich drużyn. Jeśli chodzi o wykonane sprinty oni grają po prostu w swojej lidze. Zresztą, zobaczcie sami na poniższą grafikę. Niewiarygodna przepaść.
Szczerze mówiąc, były momenty w tym sezonie, kiedy myślałem, że w tej maszynie zabraknie paliwa. Leeds miewało takie mecze, jak choćby z Burnley w drugi dzień świąt oraz Brighton i Newcastle w styczniu, kiedy wyglądali, jakby brakowało im sił. Były to jednak wyjątki, które tylko potwierdzały regułę. Ekipy Marcelo Bielsy mają też to do siebie, że słabną w końcówkach sezonu. Zresztą Leeds w Championship także zmagało się z tym negatywnym trendem. W tym sezonie jednak utrzymali poziom i skończyli sezon będąc na fali. Być może przyczyną była mniejsza liczba spotkań. W Championship w całej kampanii trzeba rozegrać o 8 meczów więcej (nie uwzględniając play-offów) niż w Premier League.
Zmiana podejścia w meczach z czołówką
Marcelo Bielsa nie do końca zawsze trwał przy swojej ofensywnej filozofii gry. Pod koniec sezonu w meczach z czołówką jego zespół grał zdecydowanie bardziej pragmatycznie, nie idąc na wymianę ciosów z otwartą przyłbicą. Jako, że akurat terminarz tak się ułożył, że 5 z 6 zespołów big six w rundzie rewanżowej mieli na rozkładzie pod koniec sezonu to śmiało możemy porównać wyniki przed i w trakcie tego okresu.
Do 27. kolejki:
– 3:4 z Liverpoolem
– 1:1 z Manchesterem City
– 0:0 z Arsenalem
– 1:3 z Chelsea
– 2:6 z Manchesterem United
– 0:3 z Tottenhamem
– 2:4 z Arsenalem
0,29 pkt, 1,29 goli strzelonych i 3 straconych na mecz
Po 27. kolejce:
– 0:0 z Chelsea
– 2:1 z Manchesterem City
– 1:1 z Liverpoolem
– 0:0 z Manchesterem United
– 3:1 z Tottenhamem
1,8 pkt, 1,2 goli strzelonych i 0,6 traconych na mecz
Swoją drogą, Leeds przez niemal cały sezon miało poważne problemy ze zdrowiem stoperów i Marcelo Bielsa często miał ból głowy, jak zestawić środek obrony. Pod koniec lutego po kontuzji wrócił Diego Llorente i mimo, że wcześniejsze spotkanie (od 1 minuty zagrał tylko w przegranym 1:3 meczu z Chelsea) nie zapowiadały, że będzie to człowiek, który zbawi defensywę Leeds to okazało się, że Hiszpan prezentuje się naprawdę solidnie i z nim zespół traci mniej bramek. Od tego czasu – wyłączając ostatni mecz z WBA, w którym nie zagrał – Pawie traciły zaledwie 0,77 bramki na spotkanie.
Polski wątek – sytuacja Mateusza Klicha
Llorente należy tym bardziej docenić, że do systemu Bielsy nie jest łatwo wejść ot tak. Niemal każdy potrzebuje trochę czasu i wielu treningów, aby zrozumieć filozofię Argentyńczyka i wejść na odpowiedni poziom fizyczny. Dlatego bohaterami sezonu są głównie piłkarze, którzy byli ważnymi ogniwami w układance Bielsy już na poziomie Championhip i pomogli Leeds wywalczyć promocję do Premier League rok temu – Patrick Bamford, Jack Harrison, Stuart Dallas i Kalvin Phillips. Jedynym nowym nabytkiem, bez którego Leeds na pewno nie byłoby tak wysoko w tabeli jest Raphinha.
O Mateuszu Klichu nie możemy powiedzieć, że był kluczową postacią tego sezonu na Elland Road, ale ważną już tak. 4 gole (2 z karnych) i 5 asyst to przyzwoity wynik, jak na środkowego pomocnika debiutującego w Premier League. Polak był pewniakiem do wyjściowego składu w 2020 roku, ale po Nowym Roku zbierał już coraz mniej minut. Na przełomie marca i kwietnia miał nawet niepokojącą serię sześciu meczów pod rząd zaczynanych na ławce rezerwowych. Czy Bielsa widzi w Klichu piłkarza pierwszej jedenastki w przyszłym sezonie? Trudno powiedzieć. Mateusz na pewno oferuje pełne zaangażowanie, wysoką intensywność, ale też coś, czego nie mają inni. Dobrze rozumie grę, odnajduje się między liniami, potrafi znajdywać wolną przestrzeń i ma dobre przeszywające podanie.
Czy Leeds stać na europejskie puchary?
Biorąc pod uwagę konkurencję będzie bardzo ciężko, ale myślę, że ponowne miejsce w górnej połowie tabeli jest w ich zasięgu. Odkąd w Premier League zmniejszono liczbę drużyn i rozgrywa się 38 kolejek w sezonie Leeds pod względem punktów jest drugim najlepszym beniaminkiem. Pierwszym, jeśli chodzi o liczbę trafień. Na własnym stadionie nie przegrali z żadną ekipą big six. W tabeli za ostatnie 11 ligowych meczów są na trzeciej lokacie. To są naprawdę budujące statystyki i nic dziwnego, że dla wielu osób Pawie są drużyną „drugiego wyboru”. Oglądanie ich meczów sprawia po prostu przyjemność. Przetarcie mieli mocno średnie, ale oni już się tej ligi nauczyli, poznali jej realia i od tego czasu idą tylko w górę. Gdzie jest sufit Leeds? Na to pytanie poznamy odpowiedź w następnym sezonie.