Pragmatyczne Leeds Marcelo Bielsy? To możliwe

Gdy pod koniec grudnia zeszłego roku Leeds przegrało 2:6 z Manchesterem United na Old Trafford wśród kibiców Premier League rozgorzała dyskusja, czy Marcelo Bielsa na pewno dobrze robi trzymając się uparcie swojej filozofii. Ole Gunnar Solskjaer rozczytał taktykę opierającą się na kryciu indywidualnym na całym boisku. Czerwone Diabły z łatwością rozbiły ekipę z Elland Road i – choć sam mecz dla postronnego widza był bardzo interesujący, a Leeds zgodnie ze swoim stylem gry zapewniło kibicom rozrywkę – nasuwało się pytanie, czy można było zrobić coś więcej, aby ten mecz choćby zremisować. Czy czasem bardziej pragmatyczne podejście nie zwiększyłoby szansy na korzystniejszy rezultat?

REKLAMA

Jak zawsze, kibice dzielili się na dwa obozy. Jedni twierdzili, że piłka nożna istnieje po to, aby zapewniać widzowi rozrywkę i to właśnie robi Leeds. To, że przegrali i stracili sześć bramek nieważne. Ważne, że przyjechali na boisko jednej z najmocniejszych ekip w Anglii, nie odeszli od własnego stylu i przynajmniej dwukrotnie trafili do siatki. Przecież oddanie piłki rywalowi i zamurowanie własnej bramki też nie dawałoby gwarancji zwycięstwa. Drudzy natomiast – ci bardziej pragmatyczni – uważali, że czasem warto odejść od pięknej gry na rzecz bardziej defensywnej po to, aby zwiększyć szanse na wygraną. W końcu nic się nie stanie, gdy od czasu do czasu drużyna pokaże swoją brzydszą twarz. Jednak czy takie podejście opłaciłoby się, można było jedynie spekulować. Znając Marcelo Bielsę, raczej nie podejrzewaliśmy, aby kiedykolwiek zmienił on styl gry swojego zespołu.

Uparty Bielsa

Wspomniana porażka z Manchesterem United nie była pierwszą, ani ostatnią zespołu Bielsy odniesioną w taki sposób. Już pierwsze spotkanie z Liverpoolem pokazało nam, czego możemy się spodziewać po meczach Pawi z czołówką. Spotkania te regularnie dostarczały masę emocji, jednak dla Leeds nie kończyły się raczej happy endem. 3:4 z Liverpoolem, 1:4 z Leicester, 1:3 z Chelsea oraz 0:3 z Tottenhamem. W każdym z tych spotkań Leeds próbowało narzucić rywalowi swój styl gry, ale w każdym płacili za to srogą cenę. Jedyne punkty udało się zdobyć z Manchesterem City (1:1) oraz będącym w kryzysie Arsenalem (0:0).

Co więcej, Leeds nie tylko przeciwko tym najmocniejszym potrafiło tworzyć spektakle, a ich wyniki często wyglądały jakby wybierała je maszyna losująca. Już w drugiej kolejce wygrali szalony mecz z Fulham (4:3). Ponadto przegrali jeszcze 1:4 z Crystal Palace, a zwyciężali wysoko z Aston Villą (3:0), Newcastle (5:2) czy West Bromem (5:0). Wydawało się, że tak pozostanie do końca sezonu. Bielsa uparcie trzymał się swojej filozofii i nic nie wskazywało na to, aby miał ją zmienić. W końcu, ani nie groził im spadek, ani nie walczyli o utrzymanie. Idealna sytuacja, aby rozwijać zespół, trzymając się wyznaczonego już wcześniej stylu.

Nieoczekiwana zmiana

A jednak. W niedzielne popołudnie doszło do rewanżu Pawi z Man United. Wynik? 0:0. Leeds z premedytacją oddało rywalom piłkę, ustawiło się w średnim pressingu i czekało na kontry. Jak się okazało, wyszło lepiej niż cztery miesiące temu na Old Trafford. Pomimo, że Pawie nie stworzyły sobie tylu sytuacji, co w pierwszym starciu z Czerwonymi Diabłami (0,22 xG przy 1,63 w pierwszym meczu), to sami nie pozwolili przeciwnikom na wykreowanie tylu okazji (1,12 xG przy 4,78 xG w pierwszym spotkaniu). Sama decyzja, aby w 77. minucie Tylera Robertsa, środkowego pomocnika grającego na wskroś ofensywnie, zastąpił obrońca Robin Koch, który miał za zadanie uzupełniać luki przed duetem środkowych defensorów pokazywała, co zespół z Elland Road chciał w tym meczu osiągnąć. Ich celem nie było zwycięstwo. Wystarczał im po prostu remis. Mimo, że dla postronnego widza grudniowe starcie było znacznie ciekawsze to raczej żaden z kibiców, ani piłkarzy Leeds na to nie narzekał.

Wczorajszy mecz nie był pierwszym, do którego zespół Marcelo Bielsy podszedł w bardziej pragmatyczny sposób. Najpierw było 0:0 z Chelsea, gdzie Leeds posiadało piłkę przez 38% czasu gry, a potem 2:1 przeciwko Manchesterowi City. Spotkanie z Obywatelami można by wręcz podawać jako przykład wyrachowanej gry. Pawie miały 29% posiadania piłki, oddały dwa strzały i strzeliły dwa gole. Z kolei City, pomimo ogromnej optycznej przewagi, tak naprawdę nie stworzyło sobie zbyt wielu dogodnych okazji. Oczywiście, duży wpływ na taką postawę miała czerwona kartka obejrzana przez Liama Coppera w końcówce pierwszej połowy. Jednak już sama decyzja Bielsy, aby po wyrzuceniu z boiska kapitana Leeds, zdjąć Patricka Bamforda, jedynego napastnika i wprowadzić w jego miejsce środkowego obrońcę Pascala Struijka nie była w jego stylu.

Dobra forma Leeds

Remis z Man United był szóstym kolejnym spotkaniem Leeds bez porażki. Pawie mierzyły się w tym czasie m. in. z Chelsea, Man City, Liverpoolem i Man United. Jak się okazuje odejście w tych spotkaniach od ofensywnej i bardzo ryzykownej gry opłaciło się. Leeds w tych czterech meczach zgarnęło sześć punktów. Być może ich gra nie porywała i wszystkie te mecze nie były zbyt interesujące. Jednak to, co najważniejsze po prostu się zgadza. Co ważniejsze, zespół Marcelo Bielsy poprawił grę w defensywie również w spotkaniach ze słabszymi zespołami. Pawie nie popełniają już tak wielu błędów indywidualnych w defensywie i generalnie lepiej bronią jako cały zespół. W ostatnich 10 spotkaniach Leeds tylko raz straciło więcej niż jedną bramkę (0:2 z West Hamem), co na początku sezonu zdarzało się regularnie (12 razy w 23 meczach). Dla porównania w tych 10 poprzednich starciach zachowali aż trzy czyste konta, a w pozostałych 23 potyczkach tego sezonu tylko siedem.

Jak pokazują ostatnie mecze, Leeds znacznie poprawiło grę w defensywie, co w pierwszej części sezonu było ich największą bolączką. Mimo, że nie strzelają już tylu bramek, co wcześniej, to bardziej wyrachowane podejście do meczów z czołówką sprawdza się. Dzięki dobrym wynikom w mijających tygodniach podopieczni Marcelo Bielsy awansowali na dziewiąte miejsce i wciąż zachowują jeszcze minimalne szanse na awans do europejskich pucharów w przyszłym sezonie. A czy neutralni kibice odwrócili się z tego powodu od zespołu Bielsy? Raczej nie. Pomimo tego Leeds nadal ogląda się z przyjemnością. W meczach ze słabszymi drużynami trzymają się swojej filozofii i często grają atrakcyjnie dla oka. A ponadto fani z Elland Road już nie muszą tak często łapać się za głowę po kolejnych błędach swoich ulubieńców i zastanawiać się, czy odejście od dotychczasowej filozofii czasem może przynieść lepsze rezultaty.

Fot.: Leeds/Facebook

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    107,570FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ