Lee Trundle – artysta futbolu, dla którego najważniejsza była zabawa

23 kwietnia 2005 roku o godzinie 20:27 pojawiło się pierwsze nagranie w historii YouTube’a. Jeden z twórców serwisu, Jawed Karimi, przez 18 sekund opowiadał o znajdującej się za nim klatce ze słoniami. Do dzisiaj filmik obejrzało ponad 50 milionów osób, a YouTube stał się jedną z najczęściej odwiedzanych stron internetowych. Cztery lata później jednym z hitów sieci stało się nagranie o nazwie „Lee Trundle Magic Man”. Do dnia dzisiejszego pamiętam lekcję informatyki, na której kumpel pokazał mi kompilacje zagrań Anglika. Wow! Genialne sztuczki techniczne, przewrotki, efektowne strzały z dystansu. Po powrocie do domu przekopałem internet w poszukiwaniu szczegółowych informacji kim jest ten niesamowity jegomość. To był dopiero początek mojej fascynacji talentem Lee Trundle’a. Szybko zrozumiałem, że to nie jest jedynie kwestia świetnie zmontowanego filmiku. Ten piłkarz z każdego spotkania robił futbolowe show. A ja nigdy bym o nim nie usłyszał, gdyby nie serwis z nagraniami.

REKLAMA

Określenie „Piłkarz z YouTube’a” od dłuższego czasu nie kojarzy się zbyt pozytywnie

Dlaczego? Wielu menedżerów przez lata wykorzystywało ten serwis do promocji swoich zawodników, o czym przekonały się chociażby kluby Ekstraklasy. Pamiętacie takiego piłkarza jak Leo Markovsky? Brazylijczyk na filmikach wyglądał niesamowicie; do tego stopnia, że Górnik Zabrze nie wahał się zapłacić za niego 50 tysięcy euro. Skończyło się na 214 minutach na Ekstraklasowych boiskach. Po co wydawać kasę na obserwację piłkarza, jeździć po świecie i marnować czas, skoro można obejrzeć 5 minut kompilacji? W większości przypadków działacze nabierali się na odpowiednio zmontowane fragmenty, naiwnie wierząc, że zawodnik to samo pokaże w realu. Takie zjawisko trwa zresztą do dziś – przy dobrej obróbce nawet najgorszy kopacz może wyglądać jak piłkarski artysta. Z Lee było inaczej.

Lee Trundle statystki podczas swojej kariery miał znakomite

694 spotkania, 339 trafień (według oficjalnych danych, nieoficjalne liczby zapewne są zdecydowanie lepsze). W Swansea i Llanelli do dzisiaj jest jednym z ulubieńców kibiców. Jak to możliwe, że nie zaistniał w poważnej piłce? Chociaż Anglik urodził się w Liverpoolu, nie dane mu było nigdy związać się z Evertonem czy The Reds. Zamiast tego początek przygody z futbolem spędził z niezbyt znanymi zespołami pokroju Burscough, Bamber Bridge czy Chorley. Mimo świetnej gry, żadna mocniejsza drużyna nie była zainteresowana jego zatrudnieniem. Tym bardziej, że nie był już młodzieniaszkiem, lata młodości stracił kopiąc amatorsko. Dopiero po transferze do grającego w lidze walijskiej Rhyl, gdzie w 18 spotkaniach ustrzelił 15 trafień, wpadł w oko Briana Flynn’a, pracującego w Wrexham.

Pierwszy mecz w nowym zespole uczcił przepiękną przewrotką, a po dwóch latach razem z Flynnem przeniósł się do Swansea. Debiut? Piękna bramka. Drugie spotkanie? Hat-trick. Trzecie spotkanie? Hat-trick. Czwarte? Tak, zgadliście. Hat-trick. Kibice Swansea zakochali się w swoim nowym graczu, ale kto nie wpadłby w euforię po takim znakomitym początku? W tamtym czasie popularny w Internecie był tzw. „crossbar challenge”, podczas którego piłkarze angielskich klubów stawali przed wyzwaniem trafienia z linii środkowej w poprzeczkę. Każdy z nich przedstawiał się, a później wykonywał uderzenie. Lee Trundle spudłował, ale zapadło mi w pamięć, że opowiadając o swojej pozycji na boisku użył zwrotu „entertainer” (komik, artysta). Niedługo później materiał o niezwykłym zawodniku wyemitowała stacja Sky Sports, a na YouTubie zamieszczono popularny później filmik. To był przykład tego, że napastnik nie jest zainteresowany samym strzelaniem – ważniejsze jest zrobienie show.

źródło: twitter/JordanWebber96

Serca kibiców podbił nie tylko efektowną grą, ale również swoim niepokornym zachowaniem

Gdy Swansea grało przeciwko znienawidzonemu Cardiff, paradował z walijską flagą z napisem „FUCK OFF CARDIFF”, za co zresztą został aresztowany. Gdy w prasie pojawiły się oskarżenia o gwałt, kibice stanęli murem za swoim idolem. W kwietniu 2006 roku świętował swój największy sportowy sukces – zdobycie Football League Trophy. Swansea w finale rozgrywek pokonało Carlise United 2:1, a bramki zdobywali właśnie Lee Trundle oraz nie mniej popularny Adebayo Akinfenwa. Nic nie znaczące trofeum? Być może. Dla Anglika to nie miało większego znaczenia. Był szczęśliwy, że 40 tysięcy widzów oklaskiwało jego doskonały występ.

Tym razem świetna forma nie umknęła uwadze innych zespołów. Pojawiały się plotki o zainteresowaniu ze strony kilku drużyn z Premier League, ale finansowo wszystkich przebiło Bristol City, które czterokrotnie podejmowało próby negocjacji, ostatecznie oferując ponad milion funtów. Ogromna kwota jak na zawodnika z Football League One (czyli trzecia liga angielska). Pan piłkarz nie podbił Championship. Przez 2 lata w Bristol zdobył zaledwie 8 bramek, nie powiodło mu się także na wypożyczeniu do Leeds. Pomocną rękę wyciągnęło Swansea, w którym miał wciąż status legendy. Piłkarsko to nie był dla niego dobry czas. Władze klubu widząc, że zawodnik ma problemy z formą, postanowiły złożyć mu propozycję nie do odrzucenia, oferując miejsce w sztabie szkoleniowym. Anglik mógłby wykorzystać swoją charyzmę i przebojowość, żeby „rządzić szatnią”, a zarazem miałby szykować się do roli trenera.

Lee Trundle, chociaż czuł się związany ze Swansea i powtarzał, że świetnie się tam czuje, wciąż wierzył, że jest jeszcze za wcześnie na zakończenie kariery piłkarskiej

Miał wówczas 33 lata, i mimo że od dwóch sezonów wyraźnie tracił formę, zdecydował się na powrót do ligi walijskiej. Przy zdecydowanie niższym poziomie, znów błyszczał. Do tego stopnia, że ponownie postanowił ruszyć na podbój League One. Epizod w Preston North End skończył się na jednym występie, a pojawiające się kontuzje sprawiły, że pod koniec marca 2013 roku Lee ogłosił definitywne pożegnanie z rolą piłkarza.

Kilka tygodni później w końcu przyjął propozycję objęcia młodzieżowej drużyny Swansea, więc historia wydawała się zmierzać do szczęśliwego zakończenia. Kto spodziewał się, że Lee spoważnieje, ten musiał nieźle się zdziwić. To był typ faceta, który jadąc na spotkanie z młodzieżą, marudził podpisując autografy. Trundle brał piłkę i kopał z dzieciakami. Po 3 latach zaszokował informacją o powrocie na boisko. Trzecia liga walijska, dwa sezony dla Llanelli Town, 59 spotkań, 86 bramek. I to jakie bramki!

Lee Trundle w październiku skończy 47 lat i… dalej czaruje

Może być ospały, niepozorny, a potem w jednej akcji trzem rywalom założyć siatkę i piętą wbić gola. Facet jest niemożliwy. Gdyby jakiś zręczny menedżer wyłowił go na początku kariery, pewnie byłby teraz znany każdemu kibicowi futbolu na całym świecie. Dziś gra dla ekipy Ammanford na poziomie drugiej ligi walijskiej. Dodajmy – w obecnym sezonie uzbierał 16 punktów w klasyfikacji kanadyjskiej!

Statystyki dotyczące jego występów nie są prowadzone, różne źródła podają od 187 do nawet 400 trafień. Przykładowo – serwis transfermarkt nie uwzględnia danych z trzeciej ligi walijskiej, a przecież Lee Trundle miał tam mieć sezon z 45 golami! Faktem jest, że Anglik od lat gwarantuje niesamowite show. Nie zwraca uwagi na to, czy na spotkaniach są kamery i liczna widownia, czy też pokazuje swoje sztuczki, których nigdy nie zobaczy szersza publiczność. Lee zawsze chciał się bawić futbolem – przez co najprawdopodobniej nie zrobił wielkiej kariery, ale nadal traktuje ten sport jak zabawę.

REKLAMA
źródło: Soccer AM

wpis został opublikowany w październiku 2021 roku i zaktualizowany w marcu 2023 r.

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    107,606FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ