Lech Poznań znów bez wygranej. Remis z Górnikiem Zabrze

W poprzedniej kolejce Lech Poznań pauzował ze względu na przełożony mecz z Rakowem Częstochowa, dlatego miał wiele czasu na przemyślenie dwóch ostatnich porażek ze Śląskiem Wrocław i Spartakiem Trnava. Obie przegrane łączy wynik i fakt, że były rozgrywane na stadionach rywali. Poznaniacy z dużą ulgą wrócili na obiekt przy Bułgarskiej, ponieważ wszystkie domowe ligowe mecze dotychczas wygrali. Górnik był idealnym przeciwnikiem do odbicia się po ostatnich niepowodzeniach, chociażby ze względu na fakt, że „Kolejorz” w swojej historii wygrywał z zabrzanami najczęściej.

REKLAMA

Za dużo przewidywalności

Pierwsza połowa wyglądała tak, jak można było się spodziewać. Górnik grał niską obroną i jedyne, na co był nastawiony to na szukanie swoich szans w kontratakach i stałych fragmentach gry. Grę prowadził Lech. No właśnie tylko prowadził, ponieważ tak naprawdę nie kreował sobie żadnych sytuacji. Wszyscy grali na stojąco, tak jakby bali się wziąć odpowiedzialności za swoje czyny. Masa niecelnych dośrodkowań i chaotyczność w bocznych sektorach boiska. Lechici grali bardzo ospale, przewidywalnie i apatycznie. Nie było w ogóle intensywności i konkretów. Tak meczu nie da się wygrać. Górnik to drużyna, która potrafi się bardzo dobrze zorganizować, o czym niejednokrotnie przekonali się przeciwnicy.

Wystarczył jeden zryw gości. Indywidualną akcją popisał się Japończyk Daisuke Yokota. Dał się sfaulować w polu karnym. Następnie w 45. minucie wykorzystał rzut karny i wyprowadził swoją drużynę na prowadzenie. Czy zasłużenie? Oczywiście, że nie. Jednak Górnik pokazał swoim rywalom, co oznacza zryw jednego zawodnika. Górnik przede wszystkim pokazywał większą chęć do gry. Nie grał ospale i miał plan, którego Lech nie potrafił złamać. Podopieczni Johna van den Broma wyglądali na ludzi bez pasji, na wyczerpanych oraz na takich, którym ciągle ciąży dwumecz ze Spartakiem Trnava. Miał Lech w ostatnim czasie sporo czasu na reset głów. Pierwsza połowa pokazała, że ten mecz ciągle siedzi w głowach piłkarzy Lecha, a gra względem dwóch ostatnich meczów nie uległa zmianie.

Wrzucenie wyższego biegu

Lech miał niespełna dwa tygodnie na przygotowanie się do tego meczu. Z pewnością John van den Brom wiedział, jak Górnik Jana Urbana będzie chciał grać przy Bułgarskiej. W drugiej połowie Lech dalej grał bardzo przewidywalnie i apatycznie. Jednak zmusił swoich rywali do głębokiej defensywy. Górnik praktycznie nie wychodził ze swojego pola karnego. Lech grał po obwodzie jak w piłce ręcznej czy koszykówce. Próbował coraz więcej strzałów z dystansu i po prostu wrzucili wyższy bieg. Gol wisiał w powietrzu i koniec końców wpadł. Dośrodkowanie Dino Hotica na bramkę w 70. minucie zamienił Alan Czerwiński.

Lech w pierwszej połowie nie zasłużył kompletnie na gola przede wszystkim swoim powolnym graniem. Jednakże w drugiej połowie widzieliśmy zalążek Lecha z jego najlepszej wersji. Kolejorz podkręcił tempo, z którym Górnik z minuty na minutę coraz mniej sobie radził. Mimo wszystko gospodarze nie poszli za ciosem. Nie potrafili strzelić drugiego gola, dającego im zwycięstwo. Wrzucili wyższy bieg tylko na kilkanaście minut. Górnik przetrwał napór swoich rywali, tracąc przy tym jednego gola. Wywożą podopieczni Jana Urbana cenny punkt z Poznania. A Lechici dalej tkwią w swojej apatyczności i przewidywalności. Jest w grze Lecha wiele jakości, lecz brakuje radości z gry. Dopóki ona nie wróci, mecze Kolejorza w najbliższym czasie będą tak wyglądały, a o zwycięstwa będzie bardzo ciężko.

Lech Poznań – Górnik Zabrze 1:1 (Czerwiński 70′ – Yokota 45′)

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    107,606FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ