Kryzys hiszpańskich klubów w Lidze Mistrzów

Jesteśmy na półmetku zmagań grupowych w Lidze Mistrzów, a sytuacja większości hiszpańskich drużyn jest zwyczajnie nieciekawa. Nie licząc Realu Madryt, pozostałe trzy drużyny mają większe lub mniejsze problemy w swoich grupach. Barcelona Xaviego oblała pierwsze poważne sprawdziany, projekt Atletico Madryt Diego Simeone tli się ostatkami sił, a Sevilla wymaga twardego resetu.

REKLAMA

Atletico Madryt — grupa B

Teoretycznie sytuacja Rojiblancos jest najlepsza z wymienionej trójki, nawet pomimo tego, że na ten moment jako jedyni zajmują ostatnie miejsce w swojej grupie. Atletico rozpoczęło zmagania w Lidze Mistrzów od zwycięstwa nad Porto wydartego w doliczonym czasie gry. Później było tylko gorzej. Los Colchoneros dwukrotnie przegrali 2:0. Najpierw z Bayerem Leverkusen, zaliczającym fatalny początek sezonu (dopiero 17. miejsce w Bundeslidze), a później z Club Brugge, które jest jednym z zaskoczeń tegorocznej Ligi Mistrzów.

Dobra sytuacja Atletico polega jedynie na wynikach pozostałych drużyn. Hiszpański zespół ma 3 punkty, czyli tyle samo co Bayer Leverkusen i FC Porto. Tylko Club Brugge ma ich 9, co daje im pole position w walce o awans do fazy pucharowej. Atleti więc nadal zależy tylko i wyłącznie od siebie. Plusem drużyny z Madrytu jest fakt, że dwa z trzech meczów rewanżowych zagrają na własnym stadionie. Nie oznacza to jednak, że mogą spać spokojnie.

Atletico Diego Simeone przeżywa swego rodzaju kryzys tożsamości. Stara się opierać na solidnej defensywie, jak za starych dobrych czasów, jednak jest to próba zaklinania rzeczywistości. Obrona Atleti jest momentami karykaturą szczelnego bloku obronnego. Popełnia dużo błędów i nie daje żadnego spokoju drużynie. Diego Simeone starał się zmienić Atletico w zespół bardziej ofensywny, sprowadzając wielu utalentowanych napastników. Nie dość jednak, że brakuje dla nich wszystkich miejsca na boisku, to Cholo i tak preferuje ustawianie drużyny w bardziej defensywnym stylu. Wydaje się, że Atleti ma w ataku odpowiednie narzędzia, ale jednocześnie nie ma pojęcia jak z nich korzystać. Efekty widać gołym okiem.

FC Barcelona — grupa C

Blaugrana rozpoczęła zmagania grupowe z wysokiego C. Pokonali Viktorię Pilzno 5:1, a hat-trickiem w tym meczu popisał się Robert Lewandowski. Dodatkowo patrząc na początek sezonu LaLiga w ich wykonaniu wydawało się, że wszystko zmierza w dobrym kierunku. Problemy zaczęły się od meczu z Bayernem Monachium. Należy jednak zaznaczyć, że Barca nie była w tym spotkaniu faworytem. Był to pierwszy poważny sprawdzian tej drużyny w trwającym sezonie. Barcelona miała swoje momenty, ale zawodziła skuteczność. Było widać, że nadal jest kilka rzeczy do poprawy, ale bez przesadnego pesymizmu. Porażka 2:0 z Bayernem nie oznaczała końca świata.

Kluczowe dla zmagań grupowych było spotkanie z Interem w Mediolanie. To uwypukliło znacznie więcej problemów. Odbiegając już od tego, czy i jakie błędy popełnił sędzia tego meczu. Barca miała przewagę, z której absolutnie nic nie wynikało. Lewandowski został wyłączony z gry przez defensorów Interu, a skrzydła… wyglądały tak, jakby same się podcinały. Ousmane Dembele notowała stratę za stratą, dodatkowo podejmował złe decyzje, a jego próby dośrodkowań lepiej przemilczeć. Raphinha też tego dnia był tylko cieniem samego siebie. Coś zdziałać próbował Pedri, ale reszta zawodników nie specjalnie mu pomagała. Porażka 1:0 znacząco utrudnia Barcelonie kwestie awansu.

Oczywiście trzeba mieć na uwadze, że do meczu z Interem Barcelona podchodziła osłabiona plagą kontuzji. Najmocniej cierpi defensywa, gdzie Xavi musi łatać dziurę za dziurą. Nie można jednak traktować tego jako okoliczności łagodzącej. W ofensywie Barca grała w najmocniejszym w teorii zestawieniu, ale i tak wyglądała na pogubioną. Brakowało jej pomysłów na przełamanie defensywy rywali. W obecnej sytuacji rewanż z Interem na Spotify Camp Nou będzie meczem o być albo nie być w fazie pucharowej Ligi Mistrzów.

Sevilla — grupa G

O drużynie z Andaluzji ciężko napisać cokolwiek dobrego. Fatalny początek sezonu, zarówno w lidze hiszpańskiej, jak i Lidze Mistrzów. Można zrozumieć porażkę z Manchesterem City, który jest co najmniej dwie półki wyżej od Sevilli. Wynik 4:0 pokazywał różnicę klas obu zespołów. Późniejszy bezbramkowy remis z FC Kopenhaga to już jednak coś, co trudno było przyjąć kibicom Los Nervionenses. Z przekąsem można napisać, że przynajmniej udało się wówczas zachować czyste konto. Jednak tylko 2 celne strzały na aż 12 prób to pokaz możliwości ofensywnych zespołu.

Mecz z Borussią Dortmund był meczem pożegnalnym dla Julena Lopeteguiego. Było to gorzkie pożegnanie, bo Sevilla na własnym stadionie przegrała 1:4. Hiszpan po tym meczu oficjalnie został zwolniony z funkcji trenera. Nikt raczej nie powinien być zdziwiony taką decyzją, bo zanosiło się na to od dłuższego czasu. Sevilla już na wiosnę prezentowała się poniżej oczekiwań, ale początek nowego sezonu jest prawdziwym koszmarem dla klubu z Ramón Sánchez Pizjuán. 1 zwycięstwo na 10 spotkań. Drużyna przestała się rozwijać, a Lopetegui nie umiał już dać jej żadnego impulsu. Pewien cykl się zakończył.

Nowym trenerem Sevilli został Jorge Sampaoli. Sevilla musi zacząć osiągać lepsze wyniki, ale na ten moment ciężko spodziewać się, że jej sytuacja jakoś gwałtownie się zmieni. Liga Mistrzów i awans do fazy pucharowej tych rozgrywek to już sprawa niemal na pewno stracona. Jedynym celem może być już tylko zajęcie trzeciego miejsca w grupie i „awans” do fazy pucharowej Ligi Europy. Da to przynajmniej nadzieję na jeszcze dodatkowy zastrzyk finansowy z rozgrywek europejskich.

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    107,601FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ