Krok w dobrą stronę. Jak ocenić początek pracy Pochettino w Chelsea?

Poprzedni sezon był dla Chelsea najgorszym w nowożytnej historii klubu. Wielomilionowe transfery zarówno przed startem rozgrywek (letnie okienko), jak i w ich trakcie (zimowe okienko) przełożyły się zaledwie na 12. miejsce w ligowej tabeli. W Europie było trochę lepiej, ponieważ z Ligi Mistrzów odpadli na etapie ćwierćfinału, ale The Blues znowu musieli rozpocząć nowe otwarcie. Sternikiem zespołu został Mauricio Pochettino, a latem zrobiono czystki i sprowadzono wiele nowych twarzy.

REKLAMA

Ani pochwał, ani punktów

Chelsea historycznie jest klubem, w którym trenerzy nie mają czasu. Muszą odnosić sukcesy na już. Tak było w erze Romana Abramowicza. Todd Boehly próbował to zmienić, oferując Grahamowi Potterowi 5-letni kontrakt oraz zapewniając, że ma jego poparcie, ale się nie udało. Kibice szybko stracili cierpliwość do Anglika i właściciel również nie wytrzymał ciśnienia. Gdy Pochettino w pierwszym wywiadzie jako trener Chelsea zaakcentował, że w tym miejscu panuje kultura wygrywania, już zapunktował u fanów.

Zapunktował także po pierwszym meczu, w którym Chelsea zremisowała z Liverpoolem na Stamford Bridge 1:1. 65,4% posiadania piłki to był najwyższy wynik w tej statystyce dla The Blues w meczu z The Reds odkąd serwis statystyczny Opta gromadzi takie dane. Oczywiście w futbolu nie gra się tylko na posiadanie, ale zespół Pochettino zostawił po sobie lepsze wrażenie, kreując sytuacje strzeleckie wyższej jakości, a także będąc zespołem bardziej proaktywnym.

To był jednak miły złego początek. W pierwszych sześciu kolejkach The Blues zdobyli zaledwie 5 punktów, a jedynym zespołem, który pokonali, był beniaminek z Luton. Niemniej jednak, obserwując mecze Chelsea, było widać duży progres względem poprzedniego sezonu, a z samej gry zespół zasłużył na więcej punktów niż miał w tabeli. Media milczały na ten temat, ponieważ… to Chelsea. Klub, który w ostatnich miesiącach tak bardzo się kompromitował, że nikogo już nie obchodziło jak grają. Nawet gdy Chelsea wygrała dwa następne mecze (oba na wyjeździe) z Fulham (2:0) oraz Burnley (1:4) i podskoczyła nieco w tabeli Mikel Arteta na konferencji prasowej przed meczem z The Blues zaznaczał, że „zasługują na o wiele więcej, niż mają w tabeli”. Słowa trenera Arsenalu szybko zaczęły się sprawdzać, ale do tego tematu jeszcze w tym tekście wrócimy. Zacznijmy od elementów, które jeszcze nie funkcjonują dostatecznie dobrze.

Chelsea ma problem w ataku pozycyjnym

– W tej chwili mamy problem, gdy przeciwnik gra niskim blokiem, ma dużo zawodników w polu karnym, trudno jest wtedy nam przełamać taką formację — mówił Mauricio Pochettino, świeżo po meczu z Brentford. Kolejnym po starciach z West Hamem, Nottingham czy Bournemouth, który pokazał, że najlepszym sposobem na ogranie Chelsea jest oddanie im piłki i ustawienie się na własnej połowie ograniczając przestrzeń za linią obrony. Takie sytuacje są trudne dla wielu zespołów, ale dla podopiecznych Mauricio Pochettino szczególnie. Można odnieść wrażenie, ze piłkarzom The Blues brakuje ogrania w takich spotkaniach. Grając na głęboko broniącego się rywala potrzeba cierpliwości, a gole nierzadko przychodzą, dopiero gdy odpowiednio zamęczy się przeciwnika bieganiem za piłką. Chelsea wygląda na zespół, który im dłużej nie może trafić do siatki, tym bardziej traci pewność siebie.

Kadra Chelsea jest bardziej stworzona to gry w ataku szybkim — to fakt — ale za problemy w grze pozycyjnej musimy wrzucić także kilka kamyczków do ogródka Mauricio Pochettino:

  • Na początku sezonu na „10” grał Enzo Fernandez, dla którego ewidentnie nie była to naturalna pozycja. Oczywiście, Pochettino musiał kombinować, ponieważ kontuzjowany jest Nkunku, wypadł też Chukwuemeka, a Palmer musiał się zaadaptować do nowego otoczenia, ale dlaczego niżej od Enzo tak długo grał Conor Gallagher? Nieprzypadkowo po wymianie pozycji tej dwójki zespół zaczął grać i punktować lepiej.
  • Można odnieść wrażenie, że zawodnicy Chelsea nie potrafią odpowiednio ustawić się między liniami, a to też powinna być rola trenera. Jedynym, który odnajduje się między formacjami rywala jest Cole Palmer. Nietrudno wywnioskować, że nauczył się tego u Pepa Guardioli.
  • Przy atakach pozycyjnych lewoskrzydłowy często jest osamotniony. Grający na lewej obronie Colwill jest naturalnym stoperem, więc rzadko podłącza się do akcji, a półprzestrzeń obok skrzydłowego często jest pusta (poniżej najbardziej skrajny przykład — sieć podań z meczu z Aston Villą. Mudryk niczym samotna wyspa).

Optymizm na podstawie meczów z czołówką

Gdyby Chelsea oceniać tylko przez pryzmat meczów, w których byli faworytem to przy pracy Mauricio Pochettino należałoby postawić duży znak zapytania. Jego zespół bardzo dobrze radzi sobie jednak w spotkaniach z najmocniejszymi rywalami w lidze. Jeszcze żaden zespół z big six ich nie pokonał. Na Stamford Bridge zremisowali z Liverpoolem, Arsenalem i Manchesterem City, a na wyjeździe pokonali Tottenham. Wprawdzie The Blues przegrali z Aston Villą, która znajduje się w czołówce, ale możemy założyć, że wynikało to z planu przygotowanego na mecz, który zakładał rolę faworyta (w tamtym momencie, zwłaszcza po wysokich porażkach z Newcastle i Liverpoolem nikt nie uważał The Villans za zespół tak mocny jak teraz).

Mauricio Pochettino zawsze był trenerem, którego zespoły słynęły z dobrze zorganizowanego wysokiego pressingu i dużej intensywności w grze. Taki był jego Tottenham, w PSG przy Messim, Neymarze i Mbappe było to praktycznie niemożliwe (choć – nawiasem mówiąc – gdy zabrakło tego ostatniego w pierwszym meczu 1/8 finału z Realem to Paryżanie zgnietli pressingiem rywali z Neymarem (!) i Messim (!!) w składzie). Pressing jest też atutem obecnej Chelsea. Z Tottenhamem 9 razy odzyskali piłkę w strefie obronnej rywala (w tym kilkukrotnie jeszcze przy grze w równowadze liczebnej), tyle samo z Arenalem.

Pressing to jednak nie jedyny sposób Chelsea na mecze z czołówką

Najlepiej przyjrzeć się starciom z Arsenalem i Manchesterem City. Oba zespoły na Stamford Bridge miały spory komfort przy rozegraniu piłki. Tutaj posłużymy się wskaźnikiem PPDA (passes per defensive action), który określa na ile średnio podań pozwala zespół rywalowi, zanim podejmie próbę odbioru futbolówki:

  • Średnia Chelsea z tego sezonu – 9,1 PPDA
  • vs Arsenal – 31,4 PPDA
  • vs Manchester City – 17,9 PPDA

Dla rozwiania wszelkich wątpliwości – im wyższy wskaźnik, tym mniej intensywny pressing. W spotkaniach z mistrzem i wicemistrzem kraju Mauricio Pochettino przyjął strategię, w której jego zespół pozwalał przeciwnikom na swobodne rozgrywanie piłki, stawiając sobie za podstawowy cel zamknięcie możliwości progresji piłki przez środek. Choć sześć straconych goli w dwóch spotkaniach dobrej laurki nie wystawia, tak zawodnikom The Blues udało się powstrzymać dwie najlepsze ekipy przed przejęciem kontroli nad meczem, co dla Guardioli i Artety jest priorytetem. Ani Arsenal, ani Manchester City nie byli w rywalizacji z Chelsea sobą. A to już trzeba uznać za sukces Pochettino.

REKLAMA

***

Po więcej informacji o Premier League zapraszamy na grupę Kick & Rush – wszystko o lidze angielskiej

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    107,607FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ