Kompromitacja Atletico. Cadiz wygrywa po golu… brzuchem

Po odpadnięciu z Champions League Atletico przyjechało na ligowy mecz do Kadyksu. Wydawało się, że mecz z najgorszą ofensywą w LaLidze, drużyną, która ostatnio przegrała z Rayo 1:5, to dobra okazja na poprawienie nastrojów w ekipie Los Colchoneros.

REKLAMA
Oprawa kibiców Cadiz przed meczem z Atletico.

Kompromitująca pierwsza minuta

Jeśli piłkarze Atletico liczyli na spokojne wejście w mecz, to srogo się zawiedli. Simeone znów zamieszał w składzie swej drużyny i gospodarze postanowili szybko sprawdzić dyspozycję Rojiblancos w defensywie. Obrona Atletico poddała się już… w pierwszej minucie. Najpierw lewym skrzydłem urwał się Espino, a jego płaskie dośrodkowanie dotarło do Theo Bongondy. Ten niepilnowany w polu karnym przez nikogo ze spokojem pokonał Jana Oblaka.

Atletico po tym początkowym ciosie starało się szybko wyprowadzić kontrę. Gościom brakowało jednak, a to dokładności w podaniach (Correa), a to precyzji w strzałach (De Paul). Jakby mało nieszczęść spotykało ostatnio drużynę z Madrytu, to w 10. minucie z powodu kontuzji boisko musiał opuścić Morata. Ból głowy po Lidze Mistrzów tylko się potęgował.

Jak równy z równym

Ktoś mógłby pomyśleć patrząc na tabelę LaLigi, że było to typowe spotkanie Dawida z Goliatem, gdy temu słabszemu udało się strzelić bramkę i potem heroicznie się bronił. Nie był to ten przypadek. Owszem, Atletico miało optyczną przewagę i częściej starało się atakować, ale niewiele z tej przewagi wynikało. Co więcej, Cadiz co jakiś czas starał się kąsać obronę gości, a poszczególni gracze w żółtych koszulkach pozwalali sobie na techniczne sztuczki. Dla przykładu oglądaliśmy w polu karnym Atleti zagranie raboną w wykonaniu Bongondy.

Sergio Gonzalez mógł być bardzo zadowolony z postawy swoich podopiecznych w pierwszej połowie. Na odmiennym biegunie przebywał Cholo Simeone, w zagraniach jego zawodników królował chaos, Rojiblancos na Estadio Nuevo Mirandilla nie stanowili drużyny. Gospodarze na przerwę schodzili z jednobramkowym prowadzeniem, a mogli nawet prowadzić wyżej, gdyby w doliczonym czasie gry Ruben Sobrino wykorzystał sytuację sam na sam.

Bez zmian do 60. minuty

Początek drugiej połowy nie przyniósł zmiany obrazu gry. Wciąż Atletico próbowało, ale niewiele z tego wynikało, wciąż Cadiz starał się wyprowadzać groźne kontry. W 58. minucie swoją wartość w drużynie z Kadyksu udowodnił Jeremias Ledesma. Bramkarz gospodarzy popisał się znakomitą interwencją, gdy stanął oko w oko z Angelem Correą. Nieskuteczny Argentyńczyk chwilę później zakończył swój występ, a w miejsce jego i Carrasco na murawie pojawili się Griezmann i Felix. Były to pierwsze zmiany, jakich dokonał Cholo w drugiej połowie.

Kto jednak z sympatyków Los Colchoneros liczył na to, że wejście Felixa, a przede wszystkim Griezmanna odmieni zespół z Madrytu, ten zaliczył srogie rozczarowanie. O chaosie, jaki obecnie towarzyszy Atletico niech świadczy fakt, że w 72. minucie Simeone posłał w bój… 19-letniego Pablo Barriosa. Przedstawiciela rezerw drużyny z Madrytu. Debiutującego w seniorskim zespole.

Atletico biło głową w mur, a Cadiz poszło po kolejną bramkę. W 81. minucie kolejna wrzutka w pole karne znów trafiła do niepilnowanego przez nikogo gracza. Alex Fernandez przyjął piłkę na klatkę piersiową i potężnym strzałem nie dał szans Oblakowi. Kibice z Kadyksu mogli wpaść w ekstazę, gdyż zwycięstwo wydawało się na wyciągnięcie ręki. Inne plany miał jednak Joao Felix.

Promyk nadziei

Krnąbrny Portugalczyk przeżywa obecnie chyba najgorszy okres w swojej karierze. To on jednak miał dziś uchronić Atletico przed kompromitującą porażką. Najpierw w 85. minucie po rzucie rożnym zdecydował się na uderzenie nożycami. Piłka odbiła się od Luisa Hernandeza i wpadła do bramki Ledesmy. W 89. minucie z kolei Felix zdobył już w pełni bramkę swojego autorstwa, gdy popisał się mocnym uderzeniem zza pola karnego. Na tablicy świetlnej widniał remis.

Gol brzuchem na zwycięstwo

Sędzia Jose Sanchez doliczył aż 8 minut do podstawowego czasu gry, zatem mogło się wydawać, że po tym powrocie z zaświatów Atletico ruszy po zwycięską bramkę. Ta faktycznie padła, ale… dla gospodarzy. W ostatniej akcji tego meczu dośrodkowanie w pole karne Atletico dotarło do Rubena Sobrino, a ten skierował piłkę do siatki… swoim brzuchem. VAR sprawdzał jeszcze, czy nie doszło w tej sytuacji do zagrania ręką. Gol został ostatecznie uznany i Cadiz, który w tym meczu przeszedł drogę z nieba do piekła, znów mógł świętować. Dla Atletico z kolei to kolejna w tym tygodniu kompromitacja. Gdyby nie pozycja w klubie Diego Simeone, Cholo prawdopodobnie mógłby już pakować z Madrytu walizki. A tak — cóż, parafrazując znane powiedzenie, Atletico zaczyna urządzać się w tylnej części ciała.

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    107,598FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ