Mehdi Taremi mając 20 lat został zwolniony przez swój klub – Shahin Bushehra. Irańczyk w owym czasie dostał powołanie do wojska, a działacze uznali, że nie będą mu płacić za okres, który spędzi w garnizonie. Po niemalże roku wrócił do gry, podpisując kontrakt z drugoligowym Iranjavan. Dzięki dobrym występom szybko zwrócił na siebie uwagę ekipy Persepolis, w barwach której został najlepszym strzelcem ligi. Mierzył wysoko, więc poprosił klubowych włodarzy o możliwość transferu do Europy. Poważne zainteresowanie okazał turecki Caykur Rizespor, ale daleko było do finalizacji rozmów. Nieoczekiwanie, Rizespor ogłosił transfer – bowiem nieświadomy Taremi podpisał dokument, nie wiedząc, że to gotowa umowa. FIFA nie uwierzyła w wersję piłkarza i zawiesiła go na 4 miesiące. Stracił przez to szansę gry w półfinale Azjatyckiej Ligi Mistrzów.
Persepolis oddało go do katarskiego Al-Gharafa.
Irańczyk nie poddawał się i dalej walczył o swoje marzenia. W końcu, w 2019 roku pojawiła się szansa wyjazdu do Portugalii. Mając 27 lat związał się z Rio Ave. Wielu „ekspertów” pukało się czoło, twierdząc, że transfer tak „starego” napastnika z egzotycznej ligi to nieporozumienie. Tymczasem Mehdi Taremizaskoczył formą, w debiutanckim sezonie świętując koronę króla strzelców. W sierpniu 2020 za 5 milionów euro zakupiło go Porto.
W pierwszych 6 kolejkach obecnych rozgrywek Mehdi Taremi nie potrafił wpisać się na listę strzelców.
Walczył dalej i dzięki świetnej formie z ostatnich tygodni zapracował na kolejną szansę. Wczoraj po raz pierwszy w swojej karierze wybiegł w podstawowym składzie podczas spotkania Ligi Mistrzów. Wystarczyły mu 63 sekundy i strzelił gola Juventusowi.
To pierwsza bramka piłkarza rodem z Iranu w historii Champions League i piękny przykład walki o marzenia. Mehdi z każdą pokonaną przeszkodą umacniał się w wierze, że kiedyś zagra wśród największych. Dziś ma swoje 5 minut.
fot. UEFA