Kane z dubletem, Son z przełamaniem. Kibice Tottenhamu wreszcie mogą się uśmiechnąć

Wydawało się, że to będzie kolejne spotkanie, w którym znowu będziemy powtarzać to samo w kontekście Tottenhamu. Wskazywać kłopoty, zastanawiać się dlaczego to wszystko tak źle wygląda. Piłka nożna to jednak sport nieprzewidywalny. Po przerwie Tottenham strzelił 4 gole: Kane zaliczył dublet, Son się przełamał, a kibice wreszcie mogą się uśmiechnąć. Pytanie, czy na długo.

REKLAMA

Pierwsza połowa zupełnie nie zapowiadała tego co miało nadejść.

Żadna ze stron nie chciała zaryzykować. Crystal Palace, ponieważ dla nich punkt z zespołem zaliczanym do big six, nawet na własnym stadionie, to pozytywny rezultat. Tottenham, bo taką po prostu ma naturę. Po pierwszym kwadransie na Selhurst Park wydawało się, że w zespole Antonio Conte coś drgnęło. Choć nie tworzyli sobie okazji to potrafili przejąć kontrolę nad meczem, co w ostatnim czasie nie zdarzało się często. Kiedy jednak Crystal Palace zaczęło bronić wyżej i agresywniej – to optyczna przewaga była po ich stronie. Z Tottenhamem ewidentnie stało się coś niedobrego. W poprzednim sezonie wysoki pressing zakładany przez przeciwnika był dla nich wodą na młyn. Kilka podań, szybkie przeniesienie gry do przodu, zagranie na wolne pole do Sona i gol. Teraz natomiast pod naciskiem rywala oddają za darmo piłkę.

Ze strony Crystal Palace również brakowało pazerności w ataku. Jak zwykle próbował Wilfried Zaha, dobre wrażenie, kiedy był przy piłce robił Michael Olise, różnicę potrafił zrobić Eberechi Eze, ale nie przekładało się to na liczbę klarownych sytuacji.

Drugą połowę od mocnego uderzenia rozpoczął Harry Kane.

Najpierw po fantastycznym, dokładnym dośrodkowaniu Perisicia z lewego skrzydła wbił piłkę do siatki z najbliższej odległości, a 9 minut później miał już na koncie dublet. Z prawej strony w pole karne dograł Bryan Gil, a Anglik świetnie przyjął i precyzyjnie uderzył. Te dwa zrywy Tottenhamu zadecydowały o tym, że zespół Antonio Conte opuścił Selhurst Park z kompletem punktów. Dalej Kogutom grało się już łatwiej. Przy trzeciej bramce znów kluczową rolę odegrał Kane przedzierając się skrzydłem, a akcję zakończył Matt Doherty. Czwarta bramka? Tak długo wyczekiwane przełamanie Sona (który – nawiasem mówiąc – znów grał bardzo słaby mecz). Koreańczyk miał jednak sporo szczęścia, bo piłka wpadła do siatki przez rykoszet.

Niech wynik Was nie zmyli. Tottenham nie zasłużył dziś na aż tak wysokie zwycięstwo. Wykorzystał swoje sytuacje, ale w samej grze cały czas można było znaleźć sporo defektów, zwłaszcza w defensywie. Jeśli ten mecz ma być momentem zwrotnym w tym sezonie to jedynie na podstawie zmiany mentalnej, jaka może dotknąć zespół.

***

Po więcej informacji o Premier League zapraszamy na grupę Kick & Rush – wszystko o lidze angielskiej

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    107,595FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ