Czy Xavi przekona się do ustawienia 4-3-3? 5 wniosków po 5. kolejce LaLiga

Blisko dwutygodniowy rozbrat z ligową piłką dobiegł końca. Do gry po przerwie reprezentacyjnej wróciła także LaLiga i co by nie mówić, warto było czekać. W każdym z dziesięciu spotkań oglądaliśmy gole, a w kilku drużyny otworzyły prawdziwe worki z bramkami. Nie przedłużamy więc i zapraszamy do 5 wniosków po 5. kolejce ligi hiszpańskiej.

REKLAMA

Atletico Madryt zostało sprowadzone na ziemię

Los Colchoneros nie grali w kolejce numer 4 (ich mecz z Sevillą został przełożony ze względu na prognozy dużych opadów deszczu) więc ich ostatnim meczem przed przerwą reprezentacyjną była demolka 7:0 z Rayo Vallecano. 19 dni przerwy między meczami zrobiło jednak swoje. Ekipa Diego Simeone zaprezentowała się koszmarnie w meczu z Valencią. Nie funkcjonowało praktycznie nic, a dobre nastroje po historycznym wyniku zostały bardzo szybko zamazane. Atletico brakuje regularności, czego nie można zrzucać jedynie na braki zawodników z Ameryki Południowej w wyjściowej jedenastce. Zespół gra w kratkę, przeplatając dobre mecze (Granada, Rayo Vallecano) ze słabszymi (Real Betis, Valencia). To nadal tylko początek sezonu, ale stracone punkty mogą być odczuwane na jego koniec. Zespół Simeone został sprowadzony na ziemię i musi wziąć się do roboty przed kolejnymi spotkaniami.

Valencia 3:0 Atletico Madryt

4-3-3 służy Barcelonie

Dawno już nie oglądało się FC Barcelony z taką przyjemnością. Xavi wrócił do klasycznego ustawienia 4-3-3 rezygnując z formacji z czwórką pomocników, a to przyniosło pozytywne efekty. Robert Lewandowski miał wsparcie w polu karnym, dzięki czemu jego schodzenie niżej do rozgrywania piłki nie tworzyło dziury z przodu. Joao Felix dał bardzo potrzebną kreatywność z przodu, a Joao Cancelo świetnie wkomponował się jako boczny obrońca wchodzący czasem w rolę środkowego pomocnika. Barcelona była agresywna w pressingu i z każdą bramką nakręcała się na kolejne.

Klipy krążące po mediach pokazujące założenie kilku „siatek” w jednej akcji przez zawodników Blaugrany świetnie pokazują, z jakim luzem rozgrywali to spotkanie. Czerpali radość z gry, a efektowność połączyli z efektywnością. Doskonale do drużyny wprowadzili się dwaj już wspomnieni już Portugalczycy. Xavi otrzymał nowe „zabawki” i zmodyfikował swój system, aby jak najmocniej korzystać na ich obecności na boisku.

W teorii Real Betis to już poważny przeciwnik, w praktyce jednak zestawienie personalne obrony i pozycji bramkarza nie przypominało drużyny grającej w europejskich pucharach. Beticos sprawiali wrażenie, jakby ten mecz przegrali jeszcze przed pierwszym gwizdkiem sędziego. Wyglądali na przestraszonych i pozbawionych jakiegokolwiek pomysłu na przeciwstawienie się Barcelonie. Swoim podejściem tylko ułatwili sprawę swoim rywalom. Tak czy inaczej, Barcelona zasługuje na pochwały, a teraz musi „jedynie” potwierdzić ich słuszność w kolejnych spotkaniach.

FC Barcelona 5:0 Real Betis

Sergio Ramos już ratuje Seville

Sevilla po najgorszym początku sezonu w historii wreszcie może odetchnąć. Los Nervionenses pokonali Las Palmas, a duży wkład w to zwycięstwo miał „najnowszy” nabytek – Sergio Ramos. Hiszpan wrócił do Sevilli po 18 latach i zadebiutował w wyjściowej jedenastce już przy pierwszej możliwości. 37-latek dowodził defensywą drużyny i wydaje się, że właśnie takiej postaci brakowało w ekipie Mendilibara. „Kapitan bez opaski” to określenie, które idealnie pasuje do Sergio Ramosa. Potwierdzają to też filmiki z szatni po meczu. Na boisku Hiszpan dawał tak potrzebny spokój w tyłach, a w kluczowej sytuacji, kiedy miał za sobą pustą bramkę, zablokował strzał rywala barkiem. Być może był to moment, który uratował Sevilli mecz. Wysiłek został wynagrodzony, kiedy inny debiutant, Dodi Lukebakio, zdobył gola na wagę pierwszego zwycięstwa w sezonie. Sevilla powoli wybudza się z letargu, w co ogromny wkład ma osoba Sergio Ramosa.

Sevilla 1:0 Las Palmas

Real Madryt przesypia początki spotkań

Królewscy kolejny raz w tym sezonie musieli gonić wynik po bramce straconej na początku meczu. Tak jak to miało miejsce wcześniej z Almerią i Getafe, tak samo i w meczu z Realem Sociedad dali się zaskoczyć. Tym razem nikt nie popełnił kardynalnego błędu w obronie, ale defensywa jako całokształt nie spisała się najlepiej. Brakowało doskoku do zawodnika przy piłce i reakcji na ruch rywala wbiegającego w pole karne. W taki sposób padł gol, a nie wiele brakowało, by chwilę później w podobnym stylu Mikel Merino podwyższył na 2:0 dla Realu Sociedad.

REKLAMA

Na szczęście dla Realu Madryt straty nie były większe i w drugiej połowie znowu udało się odwrócić wynik meczu. Rozkojarzenie w pierwszych minutach meczów jest jednak niepokojące. O ile dotychczas udawało się uniknąć straty większej liczby bramek, tak jest to proszenie się o kłopoty. Wyniki cały czas są dobre, Real Madryt wciąż ma komplet punktów w lidze, ale to nie oznacza, że w ich grze nie ma nic do poprawy.

Real Madryt 2:1 Real Sociedad

Girona ma ogromny potencjał w ofensywie

„Nasz skład jest spektakularny. Świetny zespół. Niczego nam nie brakuje” – mówił na konferencji trener Girony, Michel. I rzeczywiście, gdy przyjrzeć się kadrze drużyny z Katalonii można dojść do takich samych wniosków. Hiszpański trener ma do swojej dyspozycji grupę niesamowicie utalentowanych zawodników. Już na wiosnę zachwycaliśmy się Viktorem Tsygankovem, który świetnie wkomponował się w skład Girony. Do tego są takie postaci jak Yangel Herrera, Aleix Garcia, Ivan Martin, Pablo Torre, Yan Couto, Arnau Martinez czy Miguel Gutierrez. Z przodu natomiast brylują wracający do formy Portu, młode talenty Valery i Savio, a także Artem Dovbyk czy Cristhian Stuani.

Część nazwisk jest już znana kibicom ligi hiszpańskiej. W grupie są jednak też nowe postaci, które dopiero wyrabiają sobie markę na boiskach LaLiga. Na uwagę zasługuje przede wszystkim 19-letni Brazylijczyk Savio. Świetny drybling, duża pewność siebie, i podejmowanie decyzji już na odpowiednim poziomie. W meczu z Granadą dołożył gola i asystę, podkreślając znakomity początek sezonu, tak jego indywidualnie, jak i całej drużyny Girony. Zespół Michela napisał historię, pierwszy raz na poziomie LaLiga wygrywając cztery mecze z rzędu. Mają 13 punktów na 15 możliwych do zdobycia i kolejny już raz można ich określić jako jedną z rewelacji ligi hiszpańskiej. Za wcześnie by umiejscawiać ich na pozycjach dających prawo gry w Europie w kolejnym sezonie, ale mają potencjał, by stać się Osasuną z poprzedniej kampanii. Z tym jednak zastrzeżeniem, że w bardziej widowiskowej wersji.

Granada 2:4 Girona

Co jeszcze wydarzyło się w 5. kolejce LaLiga?

  • W piątek powrót do ligowej rzeczywistości inaugurowało starcie Rayo Vallecano z Deportivo Alaves (2:0). Rayo zaliczyło 3 zwycięstwo w 5 meczach, a Deportivo Alaves nadal nie zdobyło nawet jednego punktu w meczach wyjazdowych.
  • Athletic zagrał świetne spotkanie przeciwko Cadiz (3:0), zdobywając wszystkie trzy gole w drugiej połowie. Los Leones znaleźli regularność w swojej grze, a Gorka Guruzeta wyrasta na główną strzelbę drużyny z Bilbao.
  • Celta Vigo przegrała na własnym stadionie z Mallorką (0:1), przez co Rafael Benitez został pierwszym trenerem Celty w historii, który przegrał trzy pierwsze domowe mecze w sezonie. Nie wygląda to dobrze na Balaidos, mimo hucznych zapowiedzi.
  • Wymiana ciosów na Coliseum Alfonso Perez. Getafe pokonało Osasunę (3:2) dzięki bramce Maksimovicia w 86 minucie. Wydarzeniem meczu był debiut Masona Greenwooda w barwach Los Azulones. Kibice gospodarzy ciepło przyjęli Anglika, czego nie można powiedzieć o kibicach Osasuny, których skandaliczne okrzyki wywołały ogromną dyskusję.
  • Villarreal pokonał Almerię (2:1) w debiucie Pachety na ławce trenerskiej Żółtej Łodzi Podwodnej. Gospodarze musieli gonić wynik po trafieniu Akieme, a zwycięstwo zagwarantował dopiero gol Alexandra Sorlotha w 4 minucie czasu doliczonego.

Golem 5. kolejki LaLiga wybraliśmy trafienie Savio na 2:0 w meczu Girony z Granadą.

Fanów LaLiga zapraszamy na Piłkarska Corrida.

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    107,607FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ