Co odróżnia Real Madryt od innych topowych zespołów?

Za nami właśnie losowanie fazy pucharowej Ligi Mistrzów. Na naszej grupie na Facebooku stworzyliśmy ankietę, kto zdaniem naszych czytelników jest faworytem do wygrania Champions League. Po wynikach widać, że pięć zespołów możemy zaliczyć do wąskiego grona faworytów – Bayern, Liverpool, Manchester City, Real i Chelsea. Wszystkie te zespoły mają bardzo podobną filozofię gry. Wszystkie oprócz jednego – nieco inne podejście do spotkań ma jedynie Real Madryt.

Chodzi przede wszystkim o sposób kontrolowania meczów.

O rzecz, która we współczesnej piłce stała się niemal obsesją każdego trenera czołowego zespołu. Przeciwnik ma tańczyć tak, jak oni zagrają. Jeśli popatrzymy na mecze Bayernu, Manchesteru City, Liverpoolu i Chelsea to nie trudno zauważyć, że głównym celem jest utrzymywanie się przy piłce, jak najdalej od własnej bramki. Nie oddawanie jej. Zamknięcie przeciwnika na własnej połowie. Błyskawiczne reagowanie po stracie. Połączenie elementów filozofii, którą wniósł do współczesnej piłki Pep Guardiola z tą zainicjowaną przez niemiecką szkołę pressingu z Ralfem Rangnickiem na czele. Gdyby w piłkę nożną grał zespół robotów zaprogramowany przez sztuczną inteligencję to najprawdopodobniej preferowałby taki styl. W myśl zasady, że przeciwnik nie zdobędzie gola, jeśli nie ma piłki blisko twojej bramki.

REKLAMA

Taka koncepcja gry zespołu nie jest popularna jedynie w drużynach z europejskiej czołówki, ale także w klubach z drugiego lub nawet dalszego szeregu. Taki styl stara się wszczepić w zespół Mikel Arteta w Arsenalu. Tak samo od kilku sezonów chce grać Brighton Grahama Pottera. W Ekstraklasie dwa zespoły znajdujące się na samym szczycie – Lech i Pogoń – również chcą dominować przez posiadanie piłki. Nie w każdym klubie się to udaje, nie zawsze przynosi to zamierzone rezultaty, ale przez narzucenie zespołowi odpowiedniej struktury trener czuje, że ma największy wpływ na końcowy rezultat. Ogranicza dzieło przypadku i zmniejsza element losowości w meczu.

Real Madryt kontroluje mecze w inny sposób.

Najlepiej było to widać w niedzielnych derbach stolicy. Mimo, że przez większość czasu gra toczyła się na połowie Królewskich to ciężko nie było odnieść wrażenia, że zespół Ancelottiego ma wszystko pod kontrolą. Tak naprawdę tylko na początku drugiej połowy, kiedy po zmianach Atletico bardziej przycisnęło Real mogło przejść nam przez głowę, że gospodarze mogą mieć kłopoty. Wtem Królewscy jednak błyskawicznie podwyższyli na 2:0 i uspokoili mecz. Ta akcja była przykładem, jak zabójczy potrafią być w szybkim przenoszeniu piłki z obrony do ataku. Tutaj Eder Militao ma piłkę na wysokości własnego pola karnego…

screen: TV

…a 11 sekund później Asensio składa się do uderzenia, po którym piłka znajdzie się w bramce Jana Oblaka.

screen: TV

Real Madryt bardzo dobrze czuje się w grze z kontrataku i lubi mieć wolną przestrzeń za plecami linii obrony. Dlatego też starają się kontrolować mecze w odmienny sposób od reszty zespołów. Przeciwko Atletico Real wręcz zapraszał rywali do pressingu. Kiedy inni chcą spychać przeciwników w głąb pola karnego piłkarze Carletto zachęcają rywala, aby podszedł wyżej. Modric i Kroos cofali się głęboko wspomagając rozegranie i zmuszając Atleti do biegania za piłką. Cały Real Madryt był ustawiony nisko, a większość podań wymieniana była między obrońcami i właśnie schodzącymi niżej Modriciem i Kroosem.

Sam fakt, że aż przez 37% czasu gry piłka była w tercji bronionej przez Królewskich, a w tercji atakowanej – zaledwie 17% sporo mówi o tym, jak przebiegał ten mecz.

Nie zawsze wajcha jest aż tak mocno skierowana w tą stronę, ale rzadko Real wyraźnie dominuje. Spójrzmy, jak wyglądały te proporcje w innych meczach z bardziej wymagającymi rywalami w ostatnim czasie (wszystkie te spotkania Real wygrał):

Inter – 29% tercja ataku – 30% tercja obronna
Sevilla – 32% – 24%
Real Sociedad – 25% – 33%
Real Betis – 31% – 26%
Barcelona – 17% – 43%

Biorąc pod uwagę cały sezon wygląda to następująco:
– 29% tercja obronna
– 41% tercja środkowa
– 30% tercja atakowana

źródło: whoscored.com

Dla porównania – na poniższej grafice te same statystyki dotyczące reszty faworytów do wygrania Ligi Mistrzów zdaniem naszej społeczności.

REKLAMA
źródło: whoscored.com

W przypadku Chelsea wygląda to dość podobnie, ale te proporcje mocno zaniżają dwa spotkania – właśnie z Liverpoolem i Manchesterem City. Dodatkowo The Blues po prostu zdarzały się kiepskie mecze, w których nie potrafili przejąć kontroli. Niemniej jednak, w meczach z silniejszymi rywalami Tuchelowi zdarza się przyjąć bardziej pragmatyczny plan na mecz oddając piłkę rywalowi.

Jak na tle reszty wypada Real Madryt w innych statystykach?

Kolejna bardzo użyteczna rzecz mierząca podejście do meczów danych zespołów to statystyka „field tilt”. Nie przebiła się ona jeszcze do mainstreamu w podobny sposób, jak chociażby „expected goals”, więc warto najpierw wytłumaczyć, co kryje się pod tą zagadkową nazwą. Tego miernika używa się do określenia skali dominacji terytorialnej zespołu. Zlicza się jedynie podania i kontakty w ostatniej tercji boiska i podaje się to procentowo, jak w przypadku posiadania piłki. Przykładowo – jeśli zespół A w meczu miał łącznie 200 kontaktów i podań w tercji rywala, a drużyna B – 100 to „field tilt” wynosił 67% do 33% dla zespołu A.

Na poniższej grafice widzimy „field tilt” w zależności od wyniku spotkania. Pierwsza czwórka w tej statystyce będąc na prowadzeniu to właśnie Man City, Liverpool, Bayern i Chelsea. Oni mimo prowadzenia nadal chcą dominować. Real jest dopiero na 10. pozycji, co oznacza, że częściej oddaje inicjatywę. Jednak, kiedy wynik nie układa się na korzyść Królewskich wówczas potrafią zepchnąć rywala do głębokiej defensywy.

Brak opisu.
żródło: https://twitter.com/markrstats

Real Madryt gra również na mniejszej intensywności.

Jeśli nie mają piłki, nie zawsze starają się ją odbierać jak najprędzej. Nie doskakują wściekle pressingiem, a zdarza im się dać wyszumieć rywalowi. Poczekać na dobry moment i wyprowadzić kontratak. Królewscy w La Liga średnio wykonują 29,6 pressingów w ostatniej tercji boiska. Jak wypada w tej statystyce reszta europejskiej czołówki (bierzemy pod uwagę tylko rozgrywki ligowe)?
Liverpool – 42,6
Bayern – 40
Chelsea – 37,3
Manchester City – 37

Inna dobra miara intensywności gry zespołu to wskaźnik PPDA (passes per defensive action). Określa on na ile podań średnio pozwala przeciwnikowi dana drużyna zanim podejmie próbę odbioru. No to bez przedłużania sprawdzamy (warto odnotować – im niższy wskaźnik, tym drużyna częściej podejmuje próby odbioru = gra bardziej intensywnie):
Real – 11,56
Chelsea – 9,25
Bayern – 9,24
Manchester City – 9,13
Liverpool – 7,91

Czas na werdykt sposobu gry Królewskich – to dobrze, czy źle?

Nie ma jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie. Każdy okres w piłce nożnej ma swoje charakterystyczne cechy, co w świetny sposób w książce „Gegenpressing i tiki-taka. Historia współczesnej piłki nożnej” opisał Michael Cox. Przeżywaliśmy czasy futbolu reaktywnego i defensywnego propagowanego przez Jose Mourinho i Rafę Beniteza. Była piękna era tiki-taki Barcelony Pepa Guardioli. Kilka lat temu rozpoczęło się „bum” na pressing. Futbol postpandemiczny zmierza z kolei w stronę kontrolowania meczów. Łączenia efektywnej gry pozycyjnej z dobrze zorganizowanym pressingiem, co pozwala na utrzymywanie gry na połowie przeciwnika.

Nie trzeba jednak płynąć z prądem, aby wygrywać. Real Madryt gra po prostu w stylu, który najbardziej im pasuje. Carlo Ancelotti wie, jakie atuty ma jego zespół i w jaki sposób je wykorzystać. A że robi to w opozycji do nasilających się trendów – to tylko dobrze dla nas, widzów. Przecież nikt nie chce, aby wszystkie zespoły grały tak samo. Od czasu do czasu zamiast efektownie tkanej akcji z udziałem wszystkich zawodników lepiej obejrzeć, jak zespół pod pressingiem rywala w 11 sekund przenosi piłkę od własnego pola karnego do siatki rywala.

Obserwuj autora na Twitterze i Facebooku

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    108,723FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ