City fabryką talentów. Jak stali się potęgą w produkcji gwiazd?

Wielu fanów piłki lekceważy fakt, jak fenomenalną akademię posiada Manchester City. Duża część sukcesów „The Citizens” opartych jest na pieniądzach, które inwestuje w klub spółka Abu Dhabi United Group. To oczywiste. Natomiast nie każdy zdaje sobie sprawę z tego, jak ogromny pożytek klub z Etihad Stadium ma ze swojej akademii, która hurtowo rozwija w swoich szeregach przyszłe perełki futbolu.

Od 2008 roku, kiedy Szejk Mansour pochodzący ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich (notabene wiceprezydent kraju), przejął pałeczkę nad kluczowymi decyzjami, klub zaczął wydawać horrendalne sumy na piłkarzy. Jack Grealish pozyskany z Aston Villi za ponad 115 milionów euro. Josko Gvardiol trafił na Etihad za kwotę 90 milionów euro. W 2015 roku, 24-letni wówczas Kevin De Bruyne przychodził za 76 milionów euro, co jak na tamten okres, było naprawdę sporym zakupem.

REKLAMA

To przyniosło ogrom sukcesów i pełną gablotę w Manchesterze, ale nie możemy zapominać o jednym. Sukcesów i tytułów nie przyniosły tylko transfery za kwoty powszechnie uważane za wysokie. Ogromną rolę odgrywa tutaj także szkółka, znajdująca się nieopodal Etihad Stadium. Spółka z ZEA, nie pakowała tylko góry pieniędzy na wydatki transferowe. Zainwestowała również w akademię, która niepodważalnie, stała się jedną z topowych w skali światowej. Od kilkunastu lat, dzieciaki prowadzone od najmłodszych kategorii wiekowych przez niezwykle jakościowych i inteligentnych trenerów, wskakują na najwyższy poziom, co przynosi klubowi sporo błyskotliwych wychowanków. Niektórzy z nich, stanowią potem o sile Manchesteru City – Phil Foden, Oscar Bobb, Rico Lewis. Pozostali, którym nie udało się przebić, swoje minuty otrzymują w innych, solidnych zespołach.

Presja na rozwój wychowanków

W 2017 roku zarząd Manchesteru City był zadowolony, lecz nienasycony wynikami, które osiąga klub. Wówczas, od kiedy klub przejęła spółka Abu Dhabi United Group, do gabloty udało się włożyć sześć pucharów. Dwa za wygranie Premier League i Pucharu Ligi. Po jednym za zwycięstwo w FA Cup oraz w meczu o Tarczę Wspólnoty.

Ambicje w gabinetach były o półkę wyższe. Pod koniec sezonu 16/17, gdy nie zdobyto żadnego pucharu, prezes „Obywateli” Khaldoon Al Mubarak powiedział: Chcę, żebyśmy rywalizowali o zwycięstwo w Lidze Mistrzów każdego roku. Chciałbym przynajmniej jednego zawodnika z naszej akademii, jeśli nie dwóch, grającego i rywalizującego co roku na poziomie pierwszej drużyny.

Brak oczekiwanych trofeów, upatrywano w tym, że brakuje zawodników z akademii, etatowo bijących się o pierwszą jedenastkę. Jedynym wychowankiem, regularnie otrzymującym swoje szanse w pierwszej drużynie był wtedy Kelechi Iheanacho. Pozostałym brakowało jeszcze umiejętności, by podobnie jak Nigeryjczyk, grywać w pierwszym zespole. Od tamtego momentu sporo się zmieniło. Manchester City zaczął masowo produkować gwiazdy światowej piłki. Przyjrzyjmy się zatem, jacy błyskotliwi piłkarze zaliczyli jak dotąd swój epizod w młodzieżówkach City.

Cole Palmer

Patrząc obecnie na tego zawodnika z perspektywy Manchesteru City, wielka szkoda, że nie zdecydował się pozostać dłużej w klubie, a co gorsza przeniósł się do ligowego rywala. Z drugiej strony, Cole Palmer jest świetnym przykładem, jakie perełki wypływają z akademii „The Citizens”. Anglik niezadowolony z minut, które otrzymywał od Pepa Guardioli, nie dał się namówić szkoleniowcowi na kolejny rok pod jego batutą i poprosił o przenosiny.

W ostatnich dniach letniego okienka transferowego 2023 roku, Chelsea zapłaciła za gracza mającego na koncie zaledwie 450 minut w Premier League blisko 50 mln euro. Oba kluby zrobiły na tym transferze naprawdę dobry biznes. W pierwszym sezonie pod wodzą Mauricio Pochettino Palmer zdobył 22 gole i zaliczył 11 asyst. Na koniec kampanii Premier League był drugi w klasyfikacji strzelców, a przed nim był tylko Erling Haaland. Budząca podziw dyspozycja, spowodowała, że 22-latek został wybrany najlepszym młodym zawodnikiem sezonu 23/24 w Premier League. Podekscytowana osiągnięciami Anglika Chelsea, kilka dni temu przedłużyła kontrakt z Palmerem, uwaga, aż do 2033 roku!  

W niecały rok, Cole Palmer wziął na swoje barki ekipę z Londynu, będąc czołową postacią zespołu. W dzień meczowy na Stamford Bridge roi się od kibiców w niebieskich koszulkach z nazwiskiem Palmera na plecach, a cały świat obiegła charakterystyczna cieszynka Anglika, w ramach której pociera on dłońmi swoje ramiona. Celebracja spowodowała, że ironicznie zaczęto nazywać go „Cold” Palmer.

Jeremie Frimpong

Holender już od 9 roku życia uczył się futbolu w Manchesterze, gdzie dwa lata wcześniej przeprowadziła się jego rodzina. Od tamtej chwili przechodził krok po kroku każdy szczebel akademii, docierając prawie na sam szczyt. Prawie, bo swoją przygodę z City zakończył w drugim zespole. Nie było mu dane rozegrać meczu w barwach pierwszej drużyny Manchesteru City. W 2019 roku wykupił go Celtic, płacąc za Frimponga relatywnie małe pieniądze – 380 tysięcy euro. Stopniowo wprowadzany Frimpong w barwach „The Hoops” zaczął pokazywać swój wielki potencjał i umiejętności, które zauważył Bayer Leverkusen. Po półtorarocznym okresie gry w Celticu przeniósł się na BayArena za 11 mln euro.

REKLAMA

Holender rozwijał się niesamowicie. Jego główną domeną zawsze była dynamika, ale od momentu, gdy stery w Leverkusen objął Xabi Alonso wszystko obróciło się o 180 stopni. Jeremie Frimpong wskoczył na światowy poziom, a Bayer zaczął osiągać niebotyczne rzeczy. Hiszpański szkoleniowiec zaczął stawiać na niego od pozycji napastnika, po bocznego obrońcę. Frimpong stał się bardzo wszechstronny i inteligentny. Jego drużyna nie przegrywała meczów. Pokonywała każdego, kto chciał przerwać ich niesamowitą serię.

Nawet gdy mecz nie szedł po myśli Leverkusen, do szatni schodzili niepokonani. Pierwszy raz w historii drużyna „Aptekarzy” sięgnęła po tytuł Bundesligi, przerywając jednocześnie hegemonię Bayernu Monachium. Do gabloty wstawiono również puchar Mistrza Niemiec. Tak samo miało być z tytułem Ligi Europy, lecz Atalanta okazała się zbyt mocna. Bayer w finale uległ „La Dei” 0:3, kładąc kres swojej niepojętej przygodzie. Byli niepokonani przez aż 51 MECZÓW.

Wszystkie osiągnięcia oraz kapitalne występy Frimponga spowodowały, że stał się łakomym kąskiem na rynku dla wielu topowych klubów. Cena 23-latka niesamowicie wzrosła, chętnych nie brakowało. Wiele mówiło się o zainteresowaniu ze strony Barcelony, Manchesteru City, lecz jak zakomunikował Xabi Alonso, Frimpong z BayAreny się nie rusza.

Brahim Diaz

Obecny zawodnik Realu Madryt zaliczył sporo występów w młodzieżówkach „The Citizens”. Wiązano z nim bardzo duże nadzieje w Manchesterze. Grywał głównie w rozgrywkach pucharowych, lecz swoje minuty otrzymywał także w Premier League, a nawet w 1/8 finału Ligi Mistrzów. Łącznie nagromadził 15 występów w pierwszym zespole Manchesteru City, a jego talent wypatrzono w Madrycie, bo tam trafił Brahim za 17 milionów euro. Szans w Realu praktycznie nie otrzymywał i w poszukiwaniu minut, wypożyczany był przez 3 lata do Milanu.

Tam zaczął notować naprawdę dobre występy. Choć na papierze liczby nie zachwycały to zbierał sporo pozytywnych opinii na temat swojej gry. Popisywał się fenomenalnymi rajdami, zachwycając kibiców Milanu. Udowodnił również, że gra tyłem do bramki nie jest mu obca. Świetna dyspozycja, sprawiła, że na plecach zaczął nosić numer „10”. W dodatku zdobył spory bagaż doświadczenia, mianowicie piłki dogrywał do ikon futbolu – Zlatana Ibrahimovicia i Oliviera Giroud. Do tego zdobył tytuł Mistrza Włoch.

Po trzech latach powrócił do Realu jako zawodnik o kompletnie innym statusie. Lecz to nie pomogło mu przebić się do pierwszej jedenastki. Zadanie to jest ogromnie trudne, bo rywalizować przychodzi mu z takimi zawodnikami jak: Jude Bellingham, Vinicius Junior, Rodrygo czy talent Tureckiej piłki – Arda Guler. Jakby tego było mało, na nieszczęście Brahima od nowego sezonu w barwach „Królewskich” występuje jeden z najlepszych piłkarzy na świecie, Kylian Mbappe. Zadanie przed Brahimem jest niezwykle ciężkie, ale rola „dwunastego” zawodnika wchodzącego z ławki jako super-rezerwowy też nie brzmi źle.

Jadon Sancho

Kiedy 14-letni Jadon Sancho zawitał u progów wielkiej akademii „The Citizens” od początku twierdzono, że do klubu trafia przyszłość angielskiego futbolu. Potwierdzenie tego faktu, znaleźć możemy w słowach, które wypowiedział prezes Manchesteru City: Jadon Sancho to taki zawodnik, że jeśli dziś zapytasz Pepa, to sam powie ci, że za niedługo będzie częścią pierwszego zespołu.

Potwierdzenia tych słów poprzez czyny, nie było dane nam zobaczyć. Jadon w pierwszym zespole nie wystąpił. Jego talent wypatrzono za to w Niemczech. 17-letniego Sancho kupiła Borussia Dortmund, wykładając na Anglika 20 milionów euro. BVB zaliczyło strzał w dziesiątkę. Sancho stał się gwiazdą futbolu. Jego wartość rynkowa w przeciągu dwóch lat wzrosła o 100 milionów euro, i utrzymywała się na takim poziomie przez ponad dwa lata. Anglikiem zachwycała się cała Europa. Ukazywał swoje umiejętności technicznie i wizję dogrywając klasowe piłki swoim kolegom. Po mistrzowsku mijał swoich rywali. Udowodnił to choćby w starciu z Wolfsburgiem w 2021 roku, kiedy to położył na ziemię Ridle’a Baku. Bezradny Niemiec, spoglądał z wysokości stóp Sancho, jak ten pakuje piłkę do bramki.

Po bardzo udanych latach w Dortmundzie powrócił do Manchesteru, lecz nie do City, tylko do derbowego rywala – United. Bez wątpienia, fani Manchesteru City zawiedli się na Angliku. Z resztą, analogicznie do kibiców United.

Powrót do ojczyzny to była fatalna decyzja. Dwa i pół roku spędzone na Old Trafford, lawina krytycznych głosów zarówno spośród grona ekspertów, jak i kibiców „Czerwonych Diabłów”. Do tego problemy z depresją i przygotowaniem fizycznym. W pewnym momencie Sancho oddelegowany został do indywidualnego trenera. Udane występy w tym okresie można policzyć na palcach jednej ręki. Próby odbudowania zawodnika podjął się jego były klub – Borussia.

Dobry start to jedno, właściwe prowadzenie kariery to drugie

Półroczne wypożyczenie na Signal Iduna Park początkowo mogło wróżyć powrót do formy. Dwa mecze po powrocie, dwie asysty. To tylko dobre pierwsze wrażenie. Sancho raczej nie zachwycał, czasem reprezentując przyzwoity poziom. Zaliczył jeden spektakularny występ, gdy w półfinale Ligi Mistrzów przeciwko PSG wziął na karuzelę Nuno Mendesa. Z BVB doszedł do finału, lecz zbyt mocny okazał się Real Madryt. Sancho powrócił do United. Już zdążył zmarnować jedenastkę w meczu o Tarczę Wspólnoty z Manchesterm City. Miejmy nadzieję, że Jadon wskoczy jeszcze na swój szczytowy poziom, bo oglądanie takiego zawodnika w „peaku” formy, to sama przyjemność.

To tylko czwórka zawodników rozwijających się w przeszłości na boiskach niebieskiej części Manchesteru. W przeciągu kilku lat, akademia niedostarczająca regularnie wychowanków do pierwszej drużyny zaliczyła absolutny skok jakościowy. Stała się jedną z najlepszych na świecie. W Manchesterze mogą patrzyć więc w przyszłość z uśmiechem nawet wykluczając kolosalne wydatki na transfery.

aut. Kacper Pernak

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    108,701FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ