Barcelona i Real zaserwowały prawdziwy spektakl w Texasie. Wymarzony mecz Fermina Lopeza

Podobnie jak podczas zeszłorocznego letniego tournee po Stanach Zjednoczonych, zespoły FC Barcelony i Realu Madryt rozegrały towarzyskie El Clasico przed rozpoczęciem nadchodzącego sezonu. Dla obu drużyn była to idealna okazja, aby wkroczyć na najwyższy próg sportowej motywacji i przetestować swoje wyjściowe jedenastki.

REKLAMA

Niezwykle intensywna pierwsza połowa

Zazwyczaj spotkania towarzyskie kojarzą nam się ze spokojnym tempem gry i sielankową atmosferą na trybunach. W przypadku „towarzyskiego” El Clasico nie było mowy o żadnej z tych rzeczy. Rywalizacja toczona pomiędzy hiszpańskimi gigantami na Cowboys Stadium w Texasie, praktycznie w żadnym stopniu nie odbiegała od tych „klasyków” rozgrywanych w ramach regularnego sezonu. Zarówno jedna jak i druga drużyna wyszła do boju w pierwszorzędnych „garniturach”, a każdy z piłkarzy nie odstawiał nogi choćby na sekundę.

Zacięta walka zaowocowała bramką otwierającą spotkanie w 15 minucie. Wtedy to po rzucie rożnym Barcelony futbolówka trafiła pod nogi Pedriego, a ten niekryty na przedpolu zagrał genialną piłkę przeszywającą formację obronną Królewskich prosto do Ousmane’a Dembele. Francuski skrzydłowy błyskawicznie opanował piłkę i zdecydował się na uderzenie z prawej strony pola karnego, czym najwyraźniej zaskoczył Thibauta Courtois. Piłka znalazła się w siatce i Duma Katalonii objęła w ten sposób prowadzenie.

Zaledwie 5 minut później okazję do wyrównania mieli podopieczni Carlo Ancelottiego. Ronald Araujo zagrał ręką we własnym polu karnym i na korzyść Los Blancos został podyktowany rzut karny. Do wykonania jedenastki podszedł Vinicius Junior, który ku zaskoczeniu publiczności trafił jedynie w poprzeczkę. Ta sytuacja jedynie podbiła temperaturę spotkania. W miarę upływu minut żółte kartoniki zaczęły wędrować w kierunku graczy obu zespołów. Nie obyło się także bez ofiar – murawę jeszcze przed przerwą opuścili Ilkay Gundogan oraz Ferland Mendy. Wszystkie te czynniki zapowiadały równie emocjonującą drugą część rywalizacji.

Show w Ameryce ciąg dalszy

Wielkie piłkarskie marki nie zawiodły także w drugiej połowie. Na murawie pojawili się m.in. Luka Modrić, Toni Kroos, czy Raphinha, pozwalając tym samym na utrzymanie wysokiego poziomu gry. Jako że Real Madryt wciąż musiał odrabiać straty, to właśnie Los Galacticos częściej próbowali swoich sił w ofensywie. Królewscy starali się co chwila oddawać strzały na bramkę Ter Stegena, kiedy tylko znaleźli dla siebie kawałek wolnej przestrzeni. Barca trzymała jednak szyk defensywny, nie pozwalając rywalowi na zbyt wiele klarownych okazji do wyrównania.

W miarę upływu minut podopieczni Xaviego coraz bardziej skłaniali się ku obronie korzystnego rezultatu, aniżeli odkrywaniu się w poszukiwaniu drugiego trafienia. To nieco spowolniło szalone tempo tego spotkania, jednocześnie zmuszając Real do większej kreatywności pod polem karnym Blaugrany.

Tej jednak brakowało zawodnikom Carletto. Za to FC Barcelona znalazła dla siebie sytuację w postaci stałego fragmentu gry. W 85. minucie Raphinha dośrodkował w pole karne Courtois, a po wybiciu na przedpolu piłkę przejął 20-letni Fermin Lopez. Młody Hiszpan bez większego zastanowienia huknął na bramkę Belga i znalazł drogę do siatki.

Jakby tego było mało, 6 minut później ten sam zawodnik asystował przy golu Ferrana Torresa na 3:0. Takim też wynikiem zakończyła się rywalizacja Barcelony z Realem na amerykańskiej ziemi. Trzeba przyznać, że jak na spotkanie towarzyskie było to wybitnie dobre show, które spokojnie mogłoby nosić miano oficjalnego pojedynku o stawkę.

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    107,621FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ