Po ostatnich przegranych derbach Manchesteru piłkarze City mieli możliwość dłuższego odpoczynku, ponieważ tym razem nie rozgrywali żadnego meczu w środku tygodnia. Pep Guardiola dał zawodnikom odpocząć przez kilka dni, więc na Aston Villę – z powracającymi do składu Akanjim i Stonesem – fani mogli liczyć na odświeżoną wersję zespołu.
Nadzieja legła w gruzach już kilka minut po pierwszym gwizdku na Villa Park
Aston Villa już w pierwszych minutach miała okazję do zdobycia bramki, ale po strzale Pau Torresa z rzutu rożnego świetną paradą popisał się Stefan Ortega. Niemniej jednak, już w 16. minucie The Villans dopięli swego strzelając bramkę według – tak się wydaje – zaplanowanego schematu. Emiliano Martinez czekając z piłką przy nodze wciągnął Manchester City do pressingu, zagrał do schodzącego Tielemansa, który zabrał za sobą Johna Stonesa, a dziurę w linii obrony wykorzystał Morgan Rogers wbiegając na wolne pole z głębi. Anglik wyszedł razem z Duranem na bramkarza i wystawił piłkę Kolumbijczykowi do pustej bramki.
Manchester City po stracie bramki dobrze kontrolował mecz, ale to było zdecydowanie za mało, żeby rozbić niski blok ustawiony przez gospodarzy tego spotkania. Można odnieść wrażenie, że Pep Guardiola wystawił w pierwszej jedenastce za dużo graczy nastawionych na utrzymanie piłki, a za mało grających bardziej wertykalnie, ryzykownie, tworzących przewagę. Jedynym o takim profilu był Phil Foden, ale formacje Aston Villi były ustawione tak blisko siebie, że Anglikowi trudno było się odnaleźć. Niemal w każdej akcji Man City w pewnym momencie następował przerzut na lewą stronę do Jacka Grealisha, który miał sporo miejsca i Matty’ego Casha naprzeciwko, ale rzadko potrafił wykorzystać to efektywnie, mimo że wygrywał pojedynki z reprezentantem Polski.
W zespole gości prosiło się o zmiany zwiększające potencjał ofensywny zespołu
W pierwszej myśli do głowy przychodzili Jeremy Doku, który mógłby wykorzystać miejsce, które na lewej stronie miał Jack Grealish, a także Kevin De Bruyne, potrafiący wykreować sytuację niemal z każdego miejsca na boisku. Pep Guardiola postanowił jednak zaskoczyć wszystkich i trzymać na ławce tą dwójkę do momentu, w którym mecz był już praktycznie rozstrzygnięty. Manchester City nie zwiększył zagrożenia pod bramką rywala, a przy tym utracił kontrolę nad meczem. W drugiej połowie to Aston Villa wyglądała na zespół, który jest bliżej strzelenia gola i tak też się stało. W 65. minucie prowadzenie podwyższył Morgan Rogers, a akcję rozpoczął w swoim stylu rajdem z piłką przez środek boiska. Anglik z łatwością zdobywał dzisiaj metry prowadzeniem futbolówki, a gracze Man City nie byli w stanie zatrzymać go w przepisowy sposób.
Aston Villa – mimo kontaktowego gola Manchesteru City w doliczonym czasie gry – wygrała to spotkanie w pełni zasłużenie, a Manchester City każdym kolejnym meczem potwierdza, że kryzys jest poważniejszy niż większości się wydaje. W ostatnich 12 spotkaniach wygrali tylko raz.
Aston Villa 2:0 Manchester City (16′ Duran, 65′ Rogers – 90+3′ Foden)
***
Po więcej informacji o Premier League zapraszamy na grupę Kick & Rush – wszystko o lidze angielskiej