Patrząc tylko na nazwy klubów, to można było mniemać, że w Turynie zostanie rozegrane starcie tytanów. Mecz Juventus – Manchester City w Lidze Mistrzów to z pewnością spotkanie dwóch globalnych marek, jednak patrząc na ostatnie wyniki i formę, to można było zastanawiać się, czy aby na pewno ten mecz obejrzeć tego środowego wieczoru. Kto się zdecydował, to po pierwszych 45 minutach mógł sobie pluć w brodę, jednak druga połowa wszystko zrekompensowała.
Nie było to starcie tytanów
Patrząc na inne mecze Ligi Mistrzów, to wybór spotkania rozgrywanego na Allianz Stadium w Turynie był jednym z gorszych. Tak jak w poprzednim meczu Juventusu w Lidze Mistrzów – 0:0 z Aston Villą, tak i teraz siedząc przed telewizorem, szło się ostro wynudzić. A myślę, że co poniektórzy mogli nawet uciąć komara.
Jeśli już mielibyśmy coś wyciągnąć z tego jakże emocjonującego pojedynku, to z pewnością byliby to dwaj piłkarze Starej Damy. Oczywiście w pozytywnym sensie. Francisco Conceição oraz Kenan Yıldız byli bardzo aktywni, brali dużo gry na siebie i robili różnicę. Defensywa Manchesteru City zazwyczaj radziła sobie z ofensywnymi zapędami turyńczyków, choć tej dwójce udało się parę razy postraszyć rywali. W drużynie Obywateli ciężko szukać pozytywów. Wyglądali tak, jak wyglądają w ostatnich tygodniach – nie jak oni. Na boisku w stolicy Piemontu grali strasznie anemicznie, większość piłkarzy do przerwy notowała anonimowe występy. Zapamiętać dało się głównie Erling Haaland, ale to ze względu na zmarnowaną sytuację z 40. minuty, gdy po świetnym podaniu od Kevina De Bruyne przegrał pojedynek jeden na jeden z bramkarzem Juve – Michele Di Gregorio.
druga połowa
Już pierwsze minuty po powrocie drużyn na boisko pokazały nam, że pierwsza połowa była tylko ciszą przed burzą. İlkay Gündoğan w jednej z pierwszych akcji znalazł się w dobrej pozycji do oddania strzału, ale został zablokowany. Juventus zdołał się obronić, a niedługo później wyprowadził celny cios. Dośrodkowanie w pole karne Edersona trafiło do Federico Gattiego, a stoper włoskie drużyny zdecydował się na uderzenie nożycami. Próbę powstrzymał Brazylijczyk, ale przy ponownym zagraniu w szesnastkę tak skuteczny nie był. Asystę zaliczył Yıldız, a bramkę Dusan Vlahović. Juventus prowadził od 53. minuty, zaś w meczu nastąpiło znaczne ożywienie.
Podopieczni Pepa Guardioli musieli gonić wynik i zaczęli grać coraz odważniej w ofensywie. Ataki prawą stroną powodowały łatwe wchodzenie w obszar pod bramką Di Gregorio, natomiast tam brakowało już konkretów, czy choćby oddania strzału. Jak nie szło z bliska, to De Bruyne spróbował postraszyć włoskiego golkipera z dystansu – niecelnie. Zawodnicy z Manchesteru nie potrafili wykorzystać swoich szans, co poskutkowało nadzianiem się na kontrę. Weston McKennie zagrał na wolne pole do Timothy’ego Weaha, ten opanował piłkę i miękko dośrodkował oddając futbolówkę McKenniemu. Środkowy pomocnik wziął przykład ze swojego kolegi – Gattiego – i złożył się do strzału z powietrza. W przeciwieństwie do stopera Amerykanin zrobił to skutecznie i podwyższył na 2:0. Do końca meczu czasu zostało niewiele, ale Manchester się już nie odkręcił.
Słaba passa Obywateli trwa. Guardiola i jego piłkarze tracą kolejne punkty, przy okazji zawodząc swoich kibiców stylem gry. Juventus za to w bądź co bądź, prestiżowym meczu pokonuje jeden z najlepszych zespołów świata i przesuwa się w górę tabeli.