Kotwica to przymusowy wolontariat. Nic dziwnego, że nie wygrywa

25 maja Kotwica Kołobrzeg zakończyła granie w ubiegłym sezonie. Całe miasto mogło być dumne z występu swojej drużyny. Od awansu do 2. ligi minęły niespełna 2 lata, a klub już zdołał wywalczyć kolejny awans. Strzelając najwięcej goli w lidze, imponując stylem i budując naprawdę solidną kadrę, wysłał do przyszłych pierwszoligowych rywali sygnał: bójcie się! I było czego, bo piłkarze z województwa zachodniopomorskiego wpadli na zaplecze Ekstraklasy z drzwiami, nie zabierając jeńców. Na początku sezonu doświadczyły tego między innymi Wisła Płock, GKS Tychy, Stal Stalowa Wola, ŁKS i Polonia Warszawa. Żadnej z tych drużyn nie udało się wygrać z Kotwicą, która zaskakująco dobrze radziła sobie w lidze i w Pucharze Polski.

Co mogło pójść nie tak?

Romantyczna historia o podbiciu pierwszoligowych aren mogłaby trwać dalej, ale wtedy do gry cały na biało wkracza Adam Dzik. Prezes Kotwicy potraktował najwyraźniej sprawę ambicjonalnie i stwierdził, że udowodni całemu światu, że nie tak pójść może… absolutnie wszystko. No to Panie Adamie: oddajemy Panu głos i sprawdzamy, jak wdrożył Pan w życie plan totalnej autodestrukcji klubu.

REKLAMA
Źródło: Telewizja Kablowa Kołobrzeg (YouTube)

Na tą autodestrukcję musimy jednak parę lat cierpliwie poczekać. Kiedy w 2019 roku Dzik zostaje Prezesem klubu, jego narracja sprawia jeszcze wrażenie bardzo pozytywnej, rozsądnej, a nawet sympatyczno-familijnej. Trudno by było, gdybyśmy przyszli tu w roli darczyńcy, który przynosi tu pieniądze i nie patrzy, co się z nimi dzieje. My przyszliśmy tu (bo mówiąc „my”, mam na myśli także moją rodzinę i firmę, bo w sumie w dwóch firmach zatrudniamy około 70 osób) po to, by pomóc w zbudowaniu silnego klubu. – Tak działacz wypowiadał się o swojej misji w Kotwicy. Wraz z jego pojawieniem się w zarządzie do dymisji podał się cały jego dotychczasowy skład. W miejsce byłych działaczy Dzik umieścił ekspertów z doświadczeniem. A, no i też paru swoich kolegów, którzy, jak sam przyznał, „nie mają pojęcia o sporcie”. Prezes tłumaczył to tym, że to jego koledzy, a zależało mu, żeby „nie został sam”.

Brzmi absurdalnie, prawda? To jak w takim razie określić skalę absurdu tego, co dzieje się w Kotwicy od początku sezonu 2024/2025? Co prawda na początku wyniki jeszcze się zgadzały (Kotwica była nawet nazywana rewelacją rozgrywek), ale zarządzanie klubem już wtedy budziło spore wątpliwości.

Kłamstwo za kłamstwem…

Adam Dzik objął drużynę, gdy ta występowała jeszcze w trzeciej lidze. Na początku wszystko funkcjonowało dobrze, a klub pod jego wodzą dwukrotnie wywalczył sobie awans do wyższej klasy rozgrywkowej. Do ciekawych wniosków prowadzi jednak zestawienie zapowiedzi Prezesa Dzika z ich rzeczywistą realizacją. Pierwsze zastrzeżenie do jego słów z 2019 roku odnosi się już do sformułowania dawanie pieniędzy. Zdaniem Prezesa taka formuła najwyraźniej się wyczerpała. Przedsiębiorca w tym roku przestał bowiem uciekać się do tak oczywistych metod, jak wywiązywanie się ze zobowiązań finansowych. Zgadujemy, że chciał po prostu wcielić się w rolę nie tylko głównego zarządzającym klubem, ale także drużynowego psychologa i specjalisty od motywacji. Wymyślił więc, że morale drużyny będzie poprawiał poprzez… odwlekanie zapłaty pensji piłkarzom.

Hierarchia to jednak dla Adama Dzika ważna rzecz, więc trzeba trzymać się jej choćby nie wiem co. Nawet w obliczu problemów finansowych i zaległościami z opłatami u piłkarzy, trener Kotwicy, Ryszard Tarasiewicz, swoją pensję już dostaje. Były pewne zaległości, ale zostały już uregulowane. Być może ma to związek z pochlebnymi wypowiedziami trenera o swoim pracodawcy, tak różnymi od słów niezadowolenia płynących np. od piłkarza Kotwicy, Jonathana Juniora.

Skoro to Tarasiewicz potrafi okazać wdzięczność klubowemu szefowi wszystkich szefów, a piłkarze bezczelnie upominają się o pensje, a w dodatku zaczynają przegrywać, to ewidentnie nie zasługują na wypłatę. A jeśli ktoś w drużynie nie rozumie takiego stanu rzeczy, to zdaniem dobrze poinformowanego w sprawach zachodniopomorskiej piłki Norberta Skórzewskiego może spotkać się ze zdecydowaną reakcją włodarza klubu. Chodzi między innymi o naciskanie na sztab szkoleniowy, by sfrustrowanych brakiem wypłat zawodników odsunąć od pierwszego składu.

Na horyzoncie nie widać rozwiązania

Najgorsze, że nie zapowiada się, by sytuacja w Kotwicy miała szybko się poprawić. Pod względem sportowym będzie kiepsko, dopóki piłkarze nie czują się zaopiekowani i docenieni. Nie poczują się zaopiekowani i docenieni, bo z kolejnych afer nie wynika, by Prezesowi zależało na wyjaśnieniach. Skoro co rusz unika on spotkań z zawodnikami, to wydaje się, że nie chodzi tu tylko o problemy finansowe, lecz także o nieszczególną chęć do ich szybkiego zażegnania. A niestety cierpią na tym zwykli ludzie, dla których piłka może i jest pasją, ale przede wszystkim – zawodem. Zawodem, który tak jak każdy inny opiera się na celu zarobienia pieniędzy i zapewnienia utrzymania sobie i swoim bliskim. Chyba nikt nie chciałby przyjechać do Kołobrzegu z dowolnego innego miejsca z Polski i z zagranicy (chociażby transfery z Belgii i Brazylii), żeby teraz pracować tam za nic.

W takich warunkach każdy by przegrywał

Już nawet trener Kotwicy, Ryszard Tarasiewicz, wyraźniej dostrzega wpływ zastojów finansowych na nastawienie piłkarzy. Jeszcze 2 tygodnie temu, gdy podczas konferencji prasowej po meczu z Wartą Poznań zapytałem go o morale ekipy, uspokajał. Twierdził, że każdy piłkarz wie, że Prezes robi wszystko, by szybko uregulować wypłaty, a jego podopieczni nie tracą zaangażowania. Od tego czasu zmienił jednak zdanie, bowiem po 3 kolejnych porażkach (Chrobry, Puszcza, Odra) mówił: Moi zawodnicy mają problemy sfery mentalnej ze względu na problemy finansowe. Nie powinno być tak, że muszą walczyć ze swoimi myślami, a nie ze zmęczeniem spowodowanym wysiłkiem boiskowym.

Jego obserwacje są dość oczywiste, wystarczy przeanalizować przebieg meczów Kotwy, by dojść do podobnych wniosków. Beniaminek 1. ligi często dominuje bowiem w swoich meczach. Z drugiej strony, albo jest bardzo nieskuteczny, albo popełnia proste błędy w obronie, albo traci bramki w ostatnich minutach. Czasem wygląda to wręcz groteskowo, jak chociażby w przegranym meczu z Chrobrym pomimo prowadzenia do 97. minuty. Mniej skrajne przykłady to między innymi remisy z Górnikiem Łęczna i Wisłą Kraków. Oba to tak naprawdę utrata 3 punktów, które nie zostały dowiezione do końca przez spadek czujności w końcówce. Oczywiście nikt nie mówi, że to bramki tracone z premedytacji. Kiedy jednak z tyłu głowy ma się wzburzenie spowodowane złym traktowaniem przez klub, na pewno trudniej znaleźć w sobie determinację do walki do ostatniej sekundy.

REKLAMA

Kotwica symbolem upokarzającego zarządzania

Paradoksalnie może być jeszcze gorzej, bo według kolejnych ustaleń Skórzewskiego, piłkarze są przez Dzika ubezpieczeni… jako pracownicy biurowi. Tylko że to biuro, do którego chodzi się za darmo i w którym można nabawić się groźnej kontuzji. Wierzymy, że to się nie stanie, a piłkarze i tak już zmartwieni finansami nie będą musieli drżeć o swój stan zdrowia. W obliczu tak niedopuszczalnej formy ubezpieczenia piłkarzy konieczność przeprowadzenia zabiegów mogłaby być dla nich kolejnym problemem. A – jak to zwykle z problemami – raczej nie ma co w ich trakcie liczyć na wsparcie zarządu. Po kolejnych skandalach to akurat wszyscy w klubie powinni już wiedzieć.

Kotwica Kołobrzeg to jasny sygnał dla PZPN, że kontrola klubów przez federację jest niewystarczająca. Nie chodzi tu o władzę czy pokaz sił, ale o dobro piłkarzy. Są oni przez klub potraktowani jak ludzie, o których wcale nie trzeba dbać. A potem Prezes Dzik dziwi się, czemu gracze jego cudownego, familijnego klubu już od ponad 2 miesięcy nie wygrali w lidze… No cóż. My się nie dziwimy. Dziwimy się za to, że dalej wychodzą na mecze i trenują, choć nic z tego nie mają. Prawdę mówiąc, jak tak dalej pójdzie, strajku z ich strony także należałoby się spodziewać.

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    108,721FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ