Ciągnie wilka do lasu. Fernando Santos niespełna dwa miesiące po zwolnieniu z Besiktasu powraca na ławkę trenerską. 69-letni Portugalczyk tym razem nie będzie prowadził drużyny klubowej, a ponownie wcieli się w rolę selekcjonera. Po pracy z kadrami Grecji, Portugalii oraz Polski, kolejną w jego trenerskim CV będzie reprezentacja Azerbejdżanu.
Santos zbawicielem azerskiego futbolu? No cóż…
Azerowie nigdy w historii nie zdołali awansować na mistrzostwa świata ani mistrzostwa Europy. Podczas kwalifikacji Mundialu w Katarze zajęli ostatnie miejsce w swojej grupie eliminacyjnej, zdobywając ledwie 1 punkt w 8 meczach. Nie ma sensu owijać w bawełnę – oferta złożona byłemu selekcjonerowi reprezentacji Polski miała prawdopodobnie jeden poważny atut – solidne warunki finansowe. Jednocześnie wydaje się, że Azerbejdżan nie jest tak słaby piłkarsko, jak wskazują na to wyniki. Pokazały to chociażby kwalifikacje Euro 2024, gdy w dobrym stylu potrafili rozbić Szwedów 3:0. Potencjał piłkarski istnieje, problem jak przełożyć go na konkrety. Z pewnością kluczowe powinno być wykorzystanie klubu Qarabağ FK, który ma spore doświadczenie w europejskich pucharach i solidne warunki treningowe.
Azerowie uwierzyli w to, w co swego czasu uwierzyli Polacy. Fernando Santos ma nie tylko osiągnąć sukces z reprezentacją, ale pomóc rozwinąć futbol w ich kraju. Czy skutek będzie podobny jak w przypadku biało-czerwonych? Obawiamy się, że 69-latek nie ma chęci na spędzanie czasu w Azerbejdżanie i wzięcie na siebie większej odpowiedzialności za kwestię budowy systemu szkolenia czy rozwoju azerskich trenerów. Umówmy się, Portugalczyk pracując w Polsce nie sprawiał wrażenia reformatora, który odciśnie znaczące piętno na piłce nożnej nad Wisłą. Azerom pozostaje wierzyć, że w ich przypadku będzie lepiej. Nie chcemy być pesymistami, ale nie wróżymy owocnej współpracy…